Wtorek dwudziestego dziewiątego

 

Między wódkę a zakąskę, czyli między kolejną porcję ćwiczeń, a układaniem zajęć dla kursantów, a no i jeszcze gotowaniem obiadu, wcisnęłam ten oto post. Oczywiście nie musiałam, nikt mnie nie ponaglał, ale, że pisać lubię, sprawozdania ze swoich życiowych i doraźnych przemyśleń robić lubię, pomyślałam: coś opublikuję, zwłaszcza, że
 dziś moim życiem rządzą dwa kontrasty – profetycki i literacki. Zacznę może od pierwszego, gdyż potem, dzięki niemu  przejdę gładko do tego drugiego.

 

 

Profetycki

 

 

 

Nie dalej jak wczoraj słuchałam sobie pewnego dobrodzieja mieszkającego w Niemczech, który na bieżąco zdaje relację z otaczającej go rzeczywistości  i skrupulatnie dzieli się tym na kanale YouTube. A że ja jestem blondynka wszechstronna, którą interesują zarówno kopalnie diamentów w Kongo, najnowsza kolekcja Loro Piany, jak i prace na terenie nowego, lokalnego supermarketu, nie przechodzę obojętnie obok zmian społecznych w Europie, które dzieją się w dodatku na naszych oczach, z tym, że jest z tymi oczami trochę jak w filmie „Nie patrz w górę” 
I na wszelki wypadek, gdyby kto chciał już machnąć ręką na to wszystko, komentując Nihil novi sub sole, to ja dodam: tak, ale Historia repetere placet.
Do rzeczy:

Rząd niemiecki ogłosił trzy nowe projekty ustaw:
1) każdy w kraju raz do roku będzie mógł zdeklarować, jakiej jest płci.
2) obcokrajowcom, głównie spoza Unii Europejskiej będzie łatwiej uzyskać niemieckie obywatelstwo.
3) ustawa o możliwości zmiany nazwisk. Autor tekstu podaje, że dzieci będą mogły mieć albo nazwisko po matce, albo po ojcu, albo posługiwać się kombinacją obu nazwisk.

 

„Niby to jest obojętne” …..

 

Listek Elf, bo o nim mowa, wymienia dalekosiężne i rozbudowane następstwa owych ustaw. I albo włos się zjeży człowiekowi na głowie, albo w obliczu bezsilności, zrobi to, co zrobił Aleksis Zorbas w obliczu katastrofy – zacznie tańczyć. A jeśli jest z krajów mniej roztańczonych, jak na przykład Polska, zacznie pisać książki, które wyśmiewają wszystko po kolei, jak leci. I ten właśnie sposób na zbliżające się wielkimi krokami ucieleśnienie apokalipsy, znalazłam ja. Jest to sposób

 

 

 

Literacki

 

 

 

Mogłabym, mogłabym stanąć pośrodku miasta z tabliczką lub banerem „Pokutuj!” (de facto świetna, krótka scena z filmu „Disco Polo”) albo z wielkim krzyżem, nawołując do upamiętania, ale po co mi to? Szybko zyskałabym miano lokalnej świruski, którą nagrywano by telefonem i wrzucano na TikToka.

Wolałam skorzystać ze swej naturalnej skłonności do opisywania wszystkiego pismem właśnie i tak powstała wspomniana już co najmniej kilka razy z zapodawanymi zresztą fragmentami, książka pt. „Rok 2030”… którą od dziś można nabyć w Empiku.
Ha!

Prace nad książką zostały zakończone, opłacone i odebrane, a sama książka zyskała twarz (okładkę) wygląd (układ i korektę tekstu) oraz numer ISBN. Tak oto spełniłam swoje małe, ale wytrwałe marzonko towarzyszące mi od czasu stawiania pierwszych liter. I tak oto otworzyła się przede mną wielka, wirtualna szuflada Empiku, w której dokładnie od dziś spoczywa „Rok 2030” i czeka na przeczytanie. Jeśli masz ochotę pośmiać się wraz ze mną z niechybnej przyszłości, znajdziesz ją pod tym linkiem

 

 

A co tam znajdziesz?

 

 

Najpierw konkrety: książkę stron 236 w wersji epub lub pdf.

A gdy już zasiądziesz w wygodnym fotelu z ciepłą herbatką i zaczniesz czytać… uważaj na to, by się herbatą nie poparzyć ani nie udławić,
bowiem
mój pierwszy czytelnik stwierdził, że moja książka (nie ja!…to książka…) wyśmiewa każdą, możliwą grupę społeczną i ani trochę nie jest poprawna politycznie.
A ja dodam, że
robi (książka, nie ja rzecz jasna) to w sposób zabawny, jest śmiechem przez łzy, a jak się okazało 9 lat po jej napisaniu – niemal proroctwem.
To, co 9 lat wcześniej było dla mnie czystą, wydumaną i przesadną fantazją, dziś wypełnia się na naszych oczach. I wcale nie jestem z tego zadowolona! Ale mam nadzieję, że każdy, kto przeczyta „Rok 2030” pokrzepi się tym żartem, trochę się w niej odnajdzie, a jeśli nie będzie mu po drodze, zasiądzie tak jak ja, na widowni, przyglądając się całemu temu cyrkowi i dalej będzie robił – szeroko pojęte – „swoje”.

Zapraszam kordialnie do lektury (jak nic widzę w niej przyszłą lekturę szkolną, gdy tylko Kraje Kontrollingu nie zacisną na nas bardziej swych macek) oraz do strony, którą na tę potrzebę stworzyłam, a którą śmiało można udostępniać. Można też przeczytać aż 3 fragmenty książki, które dla Was dzielnie udostępniałam ostatnimi czasy. Oto pierwszy


Jeśli zdecydujesz się nabyć książkę w Empiku, a następnie ją przeczytasz i albo polubisz, albo znienawidzisz, zostaw proszę komentarz na stronie Empiku. Jestem naprawdę ciekawa Waszego odbioru! 

 

O tym, jak powstała książka pt. “Rok 2030”