Środa czternastego

Luty coraz częściej budzi mnie ptasią arią – jest to najmilszy moim uszom  dźwięk, którego nigdy nie mam dość. Budzi mnie też jasnością – mam ten przywilej wstawania o ludzkich porach, czyli wtedy, gdy za oknem jest już wyraźny świt. Ja wiem, że jeszcze kilka lat temu pojawiali się w Internecie domorośli motywatorzy, którzy zalecali wstawanie o 5.00, ale tak na serio, komu to służy? Kilka razy praktykowałam i efekt tego był taki, że pokręciłam się do 7.00 po czym poszłam spać, bo sen mnie zmorzył. No, chyba, że praktykuje się tzw. intermittent sleeping (sen przerywany) i to w sposób naturalny, bo znaleźli się i tacy, co sobie budzik nastawiali na 2.00 by się wybudzić i tak pozostać przez około półtorej godziny, co zakrawa mi już o lekki masochizm, no chyba, że się kto z prasowaniem nie wyrabia, czy coś.

 

Z ciekawostek, jakby był tu jakiś 40-latek lub 40-latka; byłam ostatnio na „bilansie czterdziestolatki” – specjalnie to tak nazwałam, a to nic innego jak profilaktyka 40+ dotowana, a jakże z programu rządowego. Co wam powiem: szał! W ramach składek NFZ zmierzą wam obwód pasa metrem krawieckim! A to nie wszystko. W zakres badań wchodzi też morfologia! Cholesterol z podziałem na frakcje! Trójglicerydy! I kilka innych, niezbędnych rzeczy, które lubią się psuć po wybiciu czterdziestych urodzin. Moim zdaniem nie zgrzeszyliby, gdyby dali markery nowotworowe, ale nie oczekujmy zbyt wiele, może jak byśmy żyli  w Szwajcarii. Tutaj i tak mamy gratkę co niemiara, bo mierzą ciśnienie, a to Polakom skakać lubi i chyba żadna inna nacja nie jest na nie tak wyczulona. Kilka lat temu gdy miałam zajęcia z Francuzami i pytałam, co dziwi ich w Polsce najbardziej, to wymienili przejmowanie się tym, jakie jest ciśnienie na zewnątrz i uzależnianie od tego faktu ilość  wypitej kawy i ogólne samopoczucie, w tym wnerw na współpracowników („sorry, to niskie ciśnienie mnie wykończy!”). No i od tego momentu zaczęłam zwracać uwagę na ilość hektopaskali, bo nigdy wcześniej mi do głowy nie przyszło, że to może warunkować moje jestestwo!

 

Jako, że z lekarzami jestem za pan brat – nie brać dosłownie tego określenia , a jedynie w ramach pojęcia NFZ – tak już się trochę naoglądałam, trochę przeżyłam. Pilne, naglące USG? Już za 3 tygodnie. Kardiolog na cito? Tylko 6 miesięcy! Ortopedę ostatnio widziano w pomorskim, gastrologa mamy, ale trzeba mieć mocne nerwy – w każdym razie podczas ostatniej wizyty mój mąż zwątpił w momencie, gdy rzeczony lekarz w pewnym momencie uklęknął przy biurku i pokazywał mu, jak afrykański szaman nabiera ustami wodę z kałuży. A bardzo płynnie -nomen omen – przeszedł z tematu angielskich skoczków spadochronowych z okresu drugiej wojny.
Ostatecznie mąż zwątpił w diagnozę i zalecenia, ale i zostawiając w gabinecie 250 zł, nie żałował ani minuty tej wizyty, taką miał rozrywkę.

 

I dziwić się, jeszcze się dziwić, czemu Polacy przodują w łykaniu suplementów! Czemu wierzą w leczenie raka sodą oczyszczoną, wlewami z witaminy C i inne, wątpliwe metody. Nie wiem jak Wy, ale ja coraz silniej nabieram podejrzeń, że dobrzy, polscy lekarze wszyscy co do nogi wyemigrowali zagranicę, do Szwajcarii, Anglii, Skandynawii i tam sobie żyją jak Niemiec na emeryturze, a zostali tylko ci z dwoma tudzież  trzema gwiazdkami w opiniach Google.

I tak mnie zastanawia, kiedy trafię na pierwszego lekarza, który praktyki na medycynie zaliczył online, bo pandemia, albo bezstresowa edukacja, a zgon zaliczył, ale tylko na imprezie w akademiku.
Tak czy owak, ja już nie mam złudzeń. Wszystko od początku pcha człowieka ku niechybnemu końcowi, bo jak to napisała pewna wieszczka, całkiem dziś rano przy kawie:

 

 

Człowiek z prochu ziemi został stworzony
więc skacze i biega na wszystkie strony,
aż tu znienacka, gdy lat czterdzieści
trapić go zaczną wszelkie boleści.
Tak człowiek nowy plan w swoje życie wdraża;
trzymać nogę jak najdalej od każdego kalendarza.
Lecz człek z prochu stworzony
choćby nie wiem jak się zżymał,
musi zacząć się sypać, by wrócić tam,
gdzie zaczynał.

(14.02.2024)

 

 

Ot, walentynki czterdziestolatki; wiersz o nieuchronności, herbata z gojnika i sztuczne kwiatki – namiastka nieśmiertelności! A jak u Was?