Kłamstwa, w które wierzą kobiety w związkach

Dzisiaj bieżę do Was z drugą częścią postu. Jeśli jeszcze nie czytałaś, czytałeś pierwszego, zapraszam TU.
Dlaczego w ogóle zdecydowałam się rozbrajać jakiekolwiek sposoby myślenia i uwzięłam się na kobiety?  
Ponieważ obserwuję świat coraz bardziej gynocentryczny – wywyższaniem jednej płci ponad drugą, nierzadko nacechowany emocjami i myśleniem zero-jedynkowym.
I żyjąc w takiej bańce, łatwo w niej…utkwić i powtarzać bez namysłu niezbyt mądre schematy.
Kilka lat temu zaczęłam obserwować jak zwiększa się nie tylko liczba rozwodów, ale co za tym idzie, rozbitych rodzin. Przysłuchując się rozmowom dzisiejszych kobiet, nie dziwię się już dlaczego
 Lecimy:

 

 

Wszystko musimy robić po równo

 

 

 

Po równo, czyli: on pracuje 8 godzin, Ty pracujesz 8 godzin, on naprawia swoje auto, Ty naprawiasz swoje auto, Ty masz ochotę na seks 4 razy w tygodniu, on ma prawo odebrać swoją sypialnianą nagrodę 4 razy w tygodniu, on remontuje łazienkę, Ty w tym czynnie uczestniczysz, kładąc gładź, płytki itede. oboje wychodzicie z tego tak samo zmęczeni. Związek normalnie jak Pat i Mat!
Jeśli tak to u Was działa, to z jednej strony zazdroszczę, bo u nas jest tak, że on jeździ na swoim motorze i go naprawia, ja jeżdżę na swoim motorze i…on go naprawia.
Z drugiej strony jednak współczuję, bo to oznacza, że permanentnie oboje jesteście zmęczeni, toż to robota 24h!

No dobrze, teraz konkrety.
Jasnym jest, że dzisiejsze życie jest wymagające i nie oszczędza nikogo. Jasnym jest, że jeśli w związku czujecie się po prostu zmęczeni, z niechęcią myśląc o stercie domowych prac do zrobienia, to zaczynacie się targować, bo każdy chce mieć chwilę dla siebie – zwłaszcza, gdy jeszcze macie dzieci.

Ponoć są badania, które wykazują, że i owszem, kobiety były bardziej zadowolone i miały większą ochotę na seks gdy partner więcej pomagał im w domu, ale jednocześnie odczuwały ze zbliżeń mniejszą satysfakcję.

Istnieje  też podział i podział.
O ile obydwie płcie bez trudu poradzą sobie z tak prozaicznymi czynnościami jak pranie (= włączenie pralki z kapsułką) mycie naczyń (= uruchomienie zmywarki z kapsułką) mycie podłóg, ugotowanie posiłku, podlewanie kwiatów  czy wymiana żarówki, o tyle…. ile z Was, drogie panie zajmuje się realnie naprawami domowymi? Nie mówię tu o awarii komputera, odkurzacza, ale o znacznie cięższych pracach, które też istnieją, a przykładem jest nasze domostwo.

Mamy dom, ogród i kawałek lasu. Palimy tzw. ekogroszkiem, który trzeba było zamówić i przesypywać 2 tony do mniejszych worków, a następnie wrzucać do podajnika, a gdy piorun zwalił potężnego graba, wszyscy mężczyźni z naszego domostwa (mąż, jego brat i teść) pomaszerowali z piłami do lasu by go rozczłonkować. Cała operacja trwała w sumie około 2 tygodni, może dłużej, poszło na to wiele pił, paliwa i potu. Czy wyobrażacie sobie, że mój mąż wraca po takiej robocie do domu, a ja podaję mu ziemniaki do obrania na obiad? Chwała Bogu, że mnie z tą piłą do lasu nie wysłali, mogę obrać za to choćby tonę ziemniaków!
W takich momentach, warto poszukiwać sprawiedliwości. To coś innego, niż równość.

 

Jak sobie z tym poradzić skutecznie i z korzyścią dla związku? O tym już wkrótce. Śledź moje wpisy.

 

 

 

Musisz mieć osobne konto bankowe

 

 

 

Słyszałam o pewnej rozmowie kobiet rozwódek plus jednej, szczęśliwej mężatki, które radziły przyszłej żonie rozważającej „połączenie sił” przez otwarcie wspólnego konta bankowego. Radą numer jeden pań „po przejściach” było: koniecznie osobne konta! (Szczęśliwa mężatka odrzekła, że ma wspólne konto z mężem. )

I śmiać mi się z tego chce. Dlaczego?

Primo: Jaką niby korzyść mamy odnieść oboje (bo nadal staromodnie zakładam, że małżeństwo to jakaś korzyść dla obojga) w takim układzie?
Secondo: Jaką ja – kobieta mam odnieść korzyść w takim układzie, skoro mój mąż zarabia 3 razy więcej ode mnie?

Terzo: …a jednak ma do mnie takie zaufanie, że powierza mi całość swoich finansów i ostatecznie to ja ustalam i kontroluję większość wspólnych wydatków domowych.
Czy to nie on raczej powinien ustalać z kolegami, że wszyscy mężczyźni mają mieć osobne konta?

„Pamiętajcie panowie, po ślubie tylko oddzielne konta! Nie dopuszczajcie żon do swoich finansów!”

 

Jak czułyby się kobiety? A jak ma czuć się mężczyzna słysząc coś takiego?
Gdzie tu podstawowe zaufanie? I w ogóle…sens? Niech mi to ktoś wyjaśni.

 

Quarto: Jak podzielić się oczywiście po równi, wydatkami na sprawy wspólne na przykład na dziecko? Założyć osobne konto?

Quinto: Co przemawia przed tym, by ukrywać przed współmałżonkiem wydatki? No chyba, że kobieta czyni wiele zbędnych wydatków, o których nie chce mówić mężowi – też znam takie przypadki. Może zatem warto przemyśleć sobie kwestię swoich wydatków?

 

Sesto: Mówi się czasem, że pieniądze, które zarabia kobieta są tylko jej, za to pieniądze, które zarabia mężczyzna mają być wspólne. Czy tylko ja widzę tu rażącą nierówność? Co ciekawe, wiekszość mężczyzn akceptuje ten stan rzeczy, mimo, że zwykle zarabiają więcej. Drogie Panie, małżeństwo polega na tym, że gramy do tej samej bramki. Nie strzelajmy sobie samobójów. 

 

Głupota jest krótkowzroczna i kończy się tak, jak w tej historii o przemocy ekonomicznej, gdzie kobieta pyta w Internecie czy to, co robi jej mąż to już przemoc ekonomiczna. O co poszło?
Kobieta zaczęła zarabiać własne pieniądze i zażądała od męża  „rozdzielność” kont. Umówili się, że będą płacić wspólne rachunki po połowie …. i jej po tygodniu zabrakło pieniędzy. Gdy poprosiła męża o „pożyczkę” ten odmówił tłumacząc, że sama wyszła z taką propozycją.
Gorąco zachęcam do kierowania się logiką tam, gdzie nam ona sprzyja.

 

 

 

Nad związkiem trzeba ciężko pracować

 

 

 

Czasem jedni czy drudzy wypowiadają to zdanie. A ja mówię: jeśli stale musisz ciężko pracować nad związkiem, to widocznie jesteś w złym związku.
Na początku wiadomo – poznajemy się nawzajem, chcemy ze sobą spędzać jak najwięcej czasu, jak najlepiej się poznać (choć doświadczenia wokół jednak mówią mi, że ludzie podchodzą do tego od złej strony, o tym niebawem) i naturalnie jest więcej wątpliwości i niedomówień.
Nad związkiem trzeba też pracować na nowo, gdy doszło w nim na przykład do zdrady lub starać się bardziej, gdy życie nam nie sprzyja, jak wtedy gdy pojawia się dziecko, małe dzieci i dwójka ludzi niemal nie ma czasu dla siebie.
Jednakże w mojej opinii i doświadczeniu, dobry związek to związek, w którym nie siedzi się jak na szpilkach, w którym dwoje ludzi ma komfort psychiczny we wzajemnej relacji i radość z niej.

 

 

 

On mnie już nie zaskakuje

 

 

 

Świat kobiet bazuje na emocjach; pozytywnych, negatywnych – nieważne. Ważne, żeby coś się działo! Gdy się nie dzieje, pada to magiczne słowo: rutyna. A przypomnijcie sobie swoje czasy życia w pojedynkę – nie było tam rutyny? Bo ja, gdy sięgnę pamięcią, żyłam w równie dużej rutynie, co teraz! Tylko teraz mogę ją przełamać we dwoje, zrobić razem coś spontanicznego w ciągu tygodnia – i to jest super! Wychodząc za mąż w ogóle nie oczekiwałam, że moje życie zmieni się jak w bajce, ale że moją codzienność połączę z codziennością drugiej osoby i będzie nam raźniej. 
Nudzi Ci się, wymyśl coś dla Was obojga – byle by to była…miła niespodzianka, a nie kochanek w szafie. Jak pomyślisz, to wymyślisz!

 

 

 

Najpierw jestem matką

 

 

 

Kobiety w mediach społecznościowych często w swoim bio opisują się w następującej kolejności „kobieta.mama.żona” lub „mama.żona.lekarz”.
Tego niemal nie uraczycie na profilach…chrześcijanek. Dlaczego? Bo chrześcijański przepis na rodzinę wygląda tak, jeśli chodzi o priorytety: Bóg – mąż – cała reszta.
W naszym kraju tyrania matki – Polki narobiła wiele złego i nadal sieje spustoszenie (zwłaszcza w sądach rodzinnych) a ja mam wrażenie, że mnóstwo kobiet szuka nie męża dla siebie, swojego przyjaciela i partnera, ale przede wszystkim ojca swoich dzieci, co za tym idzie pożytecznego dodatku do swojego życia.
Lata przemian społecznych pokazują, że nie tędy droga. Priorytety koleżanek – chrześcijanek prowadzą je do znacznie pełniejszego życia osobistego, możecie uwierzyć mi na słowo.
Jednakże ten punkt jest trudny – potrzeba tutaj zmiany sposobu myślenia i ustawienia priorytetów na nowo. Powiem, że warto.

 

 

 

Kobiety we wszystkim dorównują mężczyznom

 

 

 

 

Słyszę to, co jakiś czas i nie bardzo się  zgadzam. Czemu? Zaprowadzę Waszą wyobraźnię w rzeczywistość niechcianą i brutalną – na wojnę.
Wyobraźcie sobie, że w naszym kraju wybucha wojna. Mężczyźni idą na front (i gdzie tu równe prawa?) kobiety zostają same w miastach. Z dziećmi.
Czy poradziłybyśmy sobie w przejęciu kontroli nad działaniem elektrowni? Sieci wodociągowej? Remontem i budową dróg? Udrażnianiem kanalizacji? Remontowaniem domów? Działaniem kopalni? Produkcją przemysłową – w całym procesie od początku do końca? Naprawą maszyn i pojazdów? Dostarczaniem paliwa? A nawet: wywozem śmieci?
Śmiem twierdzić, że bez codziennej pracy mężczyzn, miasto padłoby w dwa tygodnie – do tej pory działałoby jeszcze siłą rozpędu.
Bądźmy wdzięczne za to, że to mężczyźni ryzykują, brudzą się, używają swojej siły fizycznej, by wszystkim nam żyło się lepiej.
Ja autentycznie odczuwam wdzięczność, gdy mijam robotników drogowych lub facetów pracujących na wysokościach, bo ja bym tego nie zrobiła i śmiem twierdzić, że żadna z Was również nie. Mamy inne predyspozycje i inne zadania, wszyscy jesteśmy sobie potrzebni, po prostu doceniajmy się nawzajem, budujmy swojego wewnętrznego człowieka z mądrością – stale jej poszukując, to jest naprawdę najlepsza i jedyna droga do pełnego życia we dwoje.