Antyszczepionkowcy nie śpią

Wczoraj. Piękny, słoneczny dzień. Samo centrum Kłodzka. Fotografuję rzędy kolorowych kwiatów, zabytkową aptekę, gdy mój wzrok pada na witrynę sklepu z dewocjonaliami.  Najpierw widzę ogłoszenie na drzwiach:

Potem mnóstwo własnoręcznie skleconych klepsydr:

Nie mogło zabraknąć zdjęć płodu (gdzież go może zabraknąć w każdej wojnie idei?)

Oraz osobistej deklaracji

Podpartej dziwnymi statystykami

 

A nad tym wszystkim jakoby pieczę sprawuje Jezus, któremu ponoć mamy ufać

 

 

Musiałam zrobić temu wszystkiemu zdjęcia – obok mnie  inny pan zaczął fotografować, cedząc przy tym: To powinno być karalne! Takiego właściciela sklepu powinno się wsadzić do więzienia!

Wiem, że w naszym pięknym kraju, naród wspaniały, tylko ludzie k****  – cytując marszałka Piłsudskiego, i to, że wszystkiego można się spodziewać, a nic już dziwić nie powinno.

 

Nie wiem, czy wiecie, ale kocham Boga, kocham Jeshu – jest On dla mnie najważniejszą osobą w życiu, jestem też całkowicie  przeciwna tak zwanej obrazie uczuć religijnych , ale patrząc na tę wystawkę w Kłodzku, obudziła się we  mnie sarkastyczna myśl: Ta witryna może obrażać moje uczucia duchowe!
Oto Jezus na samej górze, pod stopami trzymający pieczę nad …. ludzką głupotą. Przykro mi, ale na chwilę obecną nie mogę nazwać tego inaczej.
Jestem przekonana, że Jeshu, którego znam, w ogóle nie podpisałby się pod tą witryną!

 

 

Co mnie dziwi

 

 

 

Właściciel przybytku, podpisujący się pod owymi tekstami, pan Jerzy Motyka jest prawdopodobnie osobą wierzącą.  Nawet w godzinach otwarcia sklepu zawarł deklarację, że sklep otwarty nie tylko od poniedziałku do soboty, ale i – jakby to nie wystarczyło – „w żadną niedzielę pod żadnym pozorem nieczynne”. Zatem dziwi mnie, że nie ma wiary w tego Jezusa, którego daje na orędownika wszystkiego.

 

Też się obawiałam. Myślałam, rozważałam, analizowałam, miałam różne skrajne emocje, ale ostatecznie postanowiłam zrobić to, co zawsze: całkowicie zaufać Bogu w kwestii, na którą nie mam właściwie wpływu, której nie mogę kontrolować – po prostu porozmawiałam z Nim na ten temat, poprosiłam Go by to prowadził i pojechałam się zaszczepić.
Przeżyłam. Oprócz „przepisowych” efektów ubocznych trwających dobę, nic mi nie było i nie ma.

Cieszę się, że w ciągu 14 dni od ostatniej dawki nie miałam wypadku samochodowego, bo pewnie byłabym pożywką dla antyszczepionkowca: Popatrz, zaszczepiła się i umarła!

Cieszę się też, że mam duże szanse nie wylądować jesienią w szpitalu pod respiratorem  z powodu powikłań po-Covidowych.

Czy panu Motyce nie starcza tej ufności w Jezusa, czy to tylko ładny slogan, który ma dla innych, nie dla siebie? I nigdy na czas kryzysu, wyzwań, niepewności, a tylko na niedzielę z rosołem?  

 

 

P(l)andemia

 

 

 

Nie jestem karną obywatelką, która łyka jak pelikan wszystko, co się głosi w TV – wręcz przeciwnie.
Zawsze szukam drugiego i trzeciego dna i uważam, że Covid – czy zaplanowany czy nie, może odnieść pewien społeczny sukces , chociażby w zredukowaniu populacji, wyeliminowaniu osób starych i chorych.

Jednocześnie dziś dostałam wiadomość od znajomej z Indonezji, która przepraszała, że tak długo się nie odzywała, ale złapała koronawirusa, czuła się fatalnie; ona, jej mąż i dzieci. Pochowała też wujka i kuzyna – którzy również się zarazili, ale ich organizmy okazały się słabsze.

Szwagierkę pochował też mój znajomy pastor z Pakistanu, a koleżanka – Tajwanka – lekarka zresztą, napisała mi, cytuję:

„Zazdroszczę ci tego Pfizera! Bardzo chciałabym dostać już szczepionkę, ale nie wiem, co u nas będzie dostępne. Byłabym w stanie zapłacić za tę szczepionkę, którą ty miałaś” (ps. ostatecznie udało się jej zaszczepić po dwugodzinnej wycieczce do innego miasta)

 

Jednocześnie dostaję głosy jakby z drugiej strony „barykady”:

(Polka mieszkająca w Anglii): „Szczepisz się? Ja nie wiem…. rodzina z Polski stale przysyła mi linki do filmików, na których ktoś się zaszczepił i zaraz po tym umarł”.

(Polka mieszkająca w Polsce): „Nikt mnie nie zmusi do szczepienia!! Nikt mnie nie będzie kontrolował! Czytałam, że w tych szczepionkach jest jakiś kod zmieniający geny człowieka! Za Chiny ludowe!!”

 

Moja koleżanka – Polka mieszkająca w UK zaś mówi tak:
„Cała masa > mądrych < Polaczków nie szczepi się. Niektórzy nawet głośno się chwalą, że kupią sobie zaświadczenie o szczepieniu w Polsce, jeśli od niego będzie uzależniona na przykład możliwość lotu”.

 

Tak, szczepię się. Jestem od trzech tygodni po dwóch dawkach Pfizera i polecam każdemu, kto się boi. Dla mnie większą niewiadomą byłoby przejście koronawirusa – nie wiem, jak zareagowałby mój organizm.

Kontrola, podróżowanie – kochani, kiedy decydujecie się na podróż do Ameryki Południowej i do sporej części Afryki też musicie się zaszczepić! I zapłacić ponad 1000 zł za komplet szczepionek (!) I nikt nie widzi problemu?!

 

Jest takie powiedzenie: strzeżonego Pan Bóg strzeże oraz bardziej luźne: Ufaj Bogu, ale samochód zamykaj.
Dokładnie z takiego założenia ostatecznie wyszłam, dokładając jeszcze dbanie o bezpieczeństwo, zdrowie bliźniego – nie chciałabym narazić nikogo na pobyt w szpitalu z wątpliwym efektem, jak i stwarzać mu poczucie dyskomfortu w chwili obsługiwania mnie (np. w kawiarni czy hotelu). Jest to poczucie osobistej odpowiedzialności za siebie i innych.

Uważam też, że osoba prawdziwie wierząca Bogu, nie musi się bać. A pan Motyka jednak żyje w lęku.

 

Jakie jest wasze podejście do tematu?