Tel Aviv i Jerozolima po mojemu. – cz.3

Do posłuchania  KLIK 

Stałam przed Ścianą Płaczu – jedyną, zachowaną ścianą ze świątyni Salomona i przed oczyma przemknęło mi wiele biblijnych historii – żadna nie zatrzymała się w mojej głowie na dłużej, w tej ścianie zobaczyłam po prostu ludzkie nadzieje, strach, winę i jakoś mi się smutno zrobiło, bo oprócz ciekawskich podróżników, takich jak my, byli tubylcy realnie przeżywający coś pod tą ścianą, jakby upatrywali w tym kawałku muru jakiejś obietnicy, która na nim się kończy. Miałam ochotę zawołać: Bóg nie mieszka w świątyniach ludzką ręką zbudowanych! (Dz.17:24) i że Jezus zburzył świątynię i w trzy dni ją odbudował (Jan 2:18-22) ale to wszystko rozważałam tylko w swoim sercu, obserwując sytuację; kobiet po naszej stronie było znacznie mniej niż mężczyzn – Ściana Płaczu jest podzielona na większy sektor dla mężczyzn i mniejszy dla kobiet. Gdy nasyciłam się już obserwowaniem modlących się lub po prostu plotkujących ze sobą kobiet po mojej stronie, zaczęłam rozglądać się za moim mężem w męskim sektorze- nie jest to trudne o tyle, że jedną i drugą część przedziela jedynie niewysoki murek i wtedy uświadomiłam sobie, jak abstrakcyjne odnoszę właśnie wrażenie: po raz pierwszy od lat patrząc na dwie oddzielone od siebie grupy: męską i żeńską. Jak inaczej zachowujemy się w obrębie swojej tylko płci.

Gdy opuściliśmy teren Ściany Płaczu ponownie przechodząc przez bramki bezpieczeństwa, udaliśmy się w kierunku niebieskiego meczetu, Al-Aksa.  Przez tyle lat, od czasu do czasu widywałam jego złotą kopułę w programach podróżniczych, czy na zdjęciach. Teraz stałam bezpośrednio przed nim, na dużym, pustym placu, wypełnionym słońcem. Mimo, że nie miałam w planach wchodzenia do środka, to z zewnątrz cóż, robi pewne wrażenie.

 

Naszym następnym  celem był Ogród  Oliwny, tzw. Getsemani. Udając się na wzgórze, na którym się znajduje, przechodzisz najpierw dolinami; Gihon i Kidron,  pełnymi to zieleni, kwiatów, to znów wykopalisk. Gdy stanęłam w miejscu, w którym miałam widok na te wszystkie doliny, nachodzące na siebie niczym w obrazach 7D, sceny z Biblii odżyły; oczyma wyobraźni zobaczyłam Abrahama – potężnego właściciela ziemskiego, którego trzoda zajmowała zapewne wszystkie te doliny i pagórki, nawet dalej niż sięgnąć wzrokiem. Próbowałam sobie wyobrazić jego trzydniową drogę z Izaakiem, nieświadomym, że z niego ma zostać złożona ofiara na górze Moria. Gdy dotarliśmy do Ogrodu Getsemani, pomyślałam, że dobrze to sobie Jezus wymyślił; w Biblii czytamy, że udawał się tam, by odpocząć od zgiełku miasta. I przyznaję, to bardzo dobre miejsce do tego celu; niedaleko, a z pięknym widokiem, kameralne, kwitnące.
Nazwa ogród oliwny doskonale oddaje wygląd tego miejsca; podobno w przeszłości była tam tłocznia oliwy, a na terenie niewielkiego ogrodu rośnie sporo oliwnych drzew – niektóre tak wiekowe iż mówi się, że były niemymi świadkami wydarzeń sprzed ponad 2 tysięcy lat. Przechadzając się po ogrodzie, usłyszałam …. nabożeństwo po polsku w kościele zaraz obok.

Jeśli twoim celem jest Getsemani, nie przejdziesz na pewno niepostrzeżenie obok wielkiego cmentarza, którego biel widać już z murów Starego Miasta; stojąc na nich, dostrzegłam kaskady białych nagrobków i pomyślałam „chciałabym to zobaczyć z bliska”.
Tak też zrobiliśmy. Okazało się, że ów cmentarz jest największym cmentarzem żydowskim na świecie i że każdy chciałby tu zostać pochowany; nie ma jednak lekko – pozwolić sobie na to mogą tylko najbogatsi. Jest na co oszczędzać widocznie – Żydzi wierzą, że gdy przyjdzie Mesjasz, zbawienie rozpocznie się właśnie w tym miejscu. Hmmm….. może właśnie dlatego, wiedząc to, apostoł Paweł zawczasu zapowiedział, że nikt nie będzie miał palmy pierwszeństwa:

 

„Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem. Przeto pocieszajcie się nawzajem tymi słowy.” (I List do Tesaloniczan 4,16-18)

Póki co, miałam okazję zaobserwować prawdopodobnie żałobne obrządki wokół jednego z grobów; trójka  żydowskich chłopców odmawiała jakieś modlitwy, raz po raz energicznie potrząsając głową. Kontrastem była dwójka muzułmańskich kobiet, obserwujących ich tak samo, jak my. Zresztą….
całkiem nieopodal znajduje się palestyńska autonomia. Wygląda to znowuż niczym kaskady szaroburych, zaniedbanych domów, wśród których jest jednak swoisty, prywatny (?) meczet a na pewno rozgłośnia, gdyż nawołujące modlitwy roznoszą się przez głośnik z owego osiedla.

Po trzech dniach wróciliśmy autobusem do Tel Aviv’u. I od razu przywitało nas słońce, za którym stęskniliśmy się w Jerozolimie. I znów odczuliśmy na ulicach miasta ten luz związany z bezpieczeństwem. Nasz hostel znajdował się niedaleko dworca, a ja już cieszyłam się na piątek, bo wtedy ….. wtedy szliśmy na nabożeństwo do mesjańskich Żydów i też zostaliśmy przez nich zaproszeni na wspólny szabat! Nie mogłam się doczekać. Oto spotkam się z resztką Izraela! Tą resztką, do której i ja zostałam wcielona dzięki temu, że przyjęłam ofiarę Yeshua, ale to była taka resztka-resztka, ci, którzy nie dość, że byli z narodu wybranego to uwierzyli w Yeshua Hamashiach (Mesjasza) co czyni z nich najprawdziwszych dziedziców Królestwa Boga!
Jednak wiedziałam, czułam w kościach, że każdy z nich niesie w sobie swoistą historię tego wyboru …

Ciąg dalszy nastąpi….