O emigracji od kuchni

Emigracja to nic innego jak podróż. Z tym, że na dłużej, częściej się pracuje niż zwiedza i nikt nie podaje nam śniadania. Codzienne życie również nie przypomina all inclusive. Przynajmniej, na początku.

Po kilku tygodniach od mojego wyjazdu na Kretę, doszło do mnie, że jestem emigrantką. Nie wyjeżdżałam z takim nastawieniem! Wyjechałam sobie do Grecji po to, żeby tam „pobyć”, wybadać grunt, gdyż zamierzałam osiedlić się tam na stałe. W przyszłości bliżej nieokreślonej. Spędziłam w tym jednym miejscu pół roku. Dzień po dniu. Bo życie samotnego emigranta na obcym lądzie, bez znajomości, na początku bardziej przypomina walkę o przetrwanie, niż stabilizację, którą opuścił. Ale nie od początku to dostrzega……

 

 

Okiem turysty i okiem emigranta

 

 

Kiedy po raz pierwszy wyjechałam do Grecji, wszystko mnie zachwycało! I to, że wszyscy się do mnie uśmiechają, i ciągła, piękna pogoda, i to, że nikt się nigdzie nie śpieszy. W ciągu tych 2 tygodni doznałam pobytu w raju i postanowiłam zamieszkać w tym raju na stałe. Byłam na miesiącu miodowym.

miesiąc miodowy – jest to etap fascynacji nową kulturą. Jesteśmy wówczas zazwyczaj grzeczni i uprzejmi dla napotykanych „obcych”, w których niemal wszystko nas zachwyca. Jeżeli nasz wyjazd jest na tyle krótki, że kończy się na tym etapie, doświadczamy wyłącznie miłych stron podróżowania, wracamy do domu z pozytywnym obrazem kraju nas goszczącego  oraz jego mieszkańców i tak też się o nich wypowiadamy. (wg K. Oberga)

Od samego początku wiedziałam, że łatwo nie będzie. Byłam na to przygotowana. Po kilku dniach, spotkałam się z prawdziwym problemem, jakim było znalezienie lokum w moim raju, o czym już pisałam.

Gdy zaczęłam już stałą pracę; jako pomywaczka, a z doskoku kelnerka i barmanka i dokładnie tak wyglądał mój każdy dzień. Nie było w nim czasu na wycieczki krajoznawcze, a ja zrozumiałam, że tak wygląda codzienne życie w greckim raju. Wakacje się skończyły.

 

 

Kubeł zimnej wody

 

 

Lubiłam moją pracę, ale jednocześnie uświadomiłam sobie, że przeskoczenie z zawodu pomywaczki do tego, dla którego studiowałam przez 5 lat, na obcym lądzie byłoby znacznie trudniejsze, niż we własnym kraju. Bo w Grecji nikogo nie interesowało to, że mówię kilkoma językami i jestem magistrem. Tam, wykonywałam pracę sezonową jak wszyscy. Emigracja to miejsce, w którym często trzeba schować dumę do kieszeni.

W międzyczasie poznałam Michaelę, interesującą, ciekawą świata Rumunkę, o wysokim poczuciu własnej godności. W swoim kraju była nauczycielką angielskiego, jej mąż był pastorem. Przyjechała na okres wakacyjny do Grecji, by dorobić. Sprzątała domy i restauracje po zamknięciu.

 

Innym, podobnym przypadkiem była Vivienne, z którą pracowałam na kuchni. W czasie sprzątania domu letniskowego, opowiedziała mi historię swego życia, które w Rumunii miało się całkiem nieźle- Vivienne była ekonomistką, jej mąż pracował w banku. Na Kretę mogli jeździć na wakacje, zamiast do pracy. Pewnego dnia karta się odwróciła. Wylądowali w kraju, znając tylko rumuński i podstawowe zwroty po grecku. Vivienne zaczepiła się w „naszym” barze i tak ….po 15 latach ją poznałam, w tym samym miejscu.

 

 

Szok kulturowy

 

 

Nie wiedziałam o nim nic. Podczas, gdy niektórzy narzekali „Ale tu się nie da kupić normalnego twarogu!”, „Te ich sjesty są wkurzające!” , „Świra można dostać na drodze!” mnie odmienność nie przeszkadzała, wręcz uważałam za śmieszne, doczepianie się spraw tylko dlatego, że są trochę inne niż w Polsce i nie dostrzegania plusów.
Nie izolowałam się też od lokalnej społeczności, co często ma miejsce podczas tej fazy. Wręcz przeciwnie! Chciałam przebywać z Grekami, rozmawiać z nimi o wszystkim, poznawać ich.

● szok kulturowy – na tym etapie zaczynamy borykać się z prawdziwymi warunkami życia na obczyźnie, co powoduje bardzo silne reakcje stresowe. W wyniku tego mogą pojawić się wrogie i agresywne zachowania w stosunku do kraju goszczącego. Bardzo duży wpływ na tę sytuację mają kłopoty językowe.  Za złe samopoczucie i frustracje osoby przechodzące ten etap obwiniają zazwyczaj swoich gospodarzy, których postrzegają stereotypowo szukając wsparcia w rodakach i znajomych spoza kultury jawiącej się w tym momencie jako „wroga”. (wg K. Oberga)

Na moje szczęście, a w wielu przypadkach niekoniecznie szczęście, ludzie chcieli mi pomagać; a to mnie ktoś podwiózł, a to wynegocjował dla mnie dobrą cenę w sklepie, to znów zaproszono mnie na kolację, a wiele razy, kierowca autobusu miejskiego, miał na uwadze to, bym nie przegapiła przystanku. Nawet jeśli bywało trudno z wielu powodów, to z takim nastawieniem mieszkańców, znów odzyskiwałam wiarę w ludzi.

● ożywienie – ten etap wiąże się z poprawą ogólnego stanu osoby goszczącej. Znajomość języka jest coraz lepsza, powraca też utracona na poprzednim etapie wiara w siebie i możliwość poradzenia sobie nawet w najtrudniejszych sytuacjach bez wsparcia ze strony innych. Wciąż oczywiście pojawiają się pewne trudności, radzimy sobie jednak z nimi, czujemy się silniejsi, wraca nam dobry nastrój, poprawia się też nasza opinia o gospodarzach. (wg K. Oberga)

Jednak, opuszczając Grecję po 6-miesięcznym pobycie, byłam zmęczona. Mój etap ożywienia przeżywał masakryczne sinusoidy. Krótko przed wyjazdem, nagle spodobała mi się Polska! Zaczynałam z nostalgią wspominać wszystko, co z nią związane; kuchnię, ludzi, klimat, język, kulturę. Idealizowałam porzuconą rzeczywistość. 

Całkiem możliwe, że gdybym została dłużej, poznałabym czwartą fazę wg K.Oberga:

● dopasowanie – ma ono miejsce wówczas, gdy zaczynamy akceptować obyczaje kraju goszczącego, jego wartości, normy, obyczaje i odbierać je po prostu jako inny sposób życia, co nie znaczy że gorszy. Znikają irracjonalne lęki, stajemy się pewnymi siebie, efektywnie działającymi ludźmi. Jeśli na tym etapie zdecydujemy się powrócić do ojczyzny, możemy nawet tęsknić za krajem, który opuściliśmy. 

Dziś, znów z lekkim uśmiechem na twarzy wspominam ten pobyt, który nazywam >szkołą życia<. Z perspektywy czasu, cieszę się, że był. Miejscami, czułam się jak na wygnaniu, które przecież sama wybrałam. Ale dowiedziałam się wielu wartościowych rzeczy o otaczającym mnie świecie, o Bogu, który mnie nie opuścił i o sobie. Mogłam po raz kolejny powtórzyć słowa Szymborskiej „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. :-)

Ma ktoś z Was podobne doświadczenia emigracyjne? A może zupełnie inne?

airport Dubai,emigracja,o emigracji od kuchni,szok kulturowy

O fazach szoku kulturowego z: http://www.wos.org.pl/wypracowania/szok-kulturowy.html