Dlaczego nie mieszkam w Grecji

Dzisiaj weszłam sobie na blog pewnej sympatycznej dziewczyny,  która rozważała temat emigracji: czy ma ona sens.
Oczyma wyobraźni cofnęłam się do tych wszystkich momentów, w których palcem po mapie jeździłam w poszukiwaniu miejsca docelowej emigracji. I tak:

Gdy pragnęłam trochę odpocząć i poprzebywać z ludźmi uśmiechniętymi, mającymi luźne podejście do życia, wybierałam Grecję (ci, co mnie znają, pewnie się nie dziwią ; – ) ) Jamajkę lub którąś z innych, tropikalnych wysp.
Gdy chciałam być wreszcie traktowana przez „służby” sprawiedliwie i godnie, myślałam o UK, Danii, tudzież Norwegii.
Ostatecznie mieszkam w Polsce, na południu (pieruńskie rednecki….) . Nie dlatego, że zabrakło mi odwagi: raz już wybyłam z walizką w ręku na pół roku na Kretę, mając w kieszeni 300 euro i kilka zabukowanych noclegów. I nic więcej.

Wiem, że gdziekolwiek bym nie wyjechała, poradziłabym sobie. Świat wydaje się wielki i straszny tylko z perspektywy własnej ulicy. Gdy lądujesz na lotnisku ileś tysięcy kilometrów dalej, nagle zaczynasz funkcjonować po swojemu, czyli szukasz rozwiązań, układasz plan, lub siadasz na krawężniku i czekasz, aż Bóg coś wymyśli ( wiele razy tak właśnie wyglądał mój plan…) i ostatecznie wszystko się układa.
Tylko pomiędzy egzystencją, a życiem istnieje dość duża różnica.

 

 

Emigracja ma to do siebie, że najpierw najczęściej  musisz skupić się na egzystencji: co zrobić, by przetrwać (mieć co zjeść, mieć gdzie spać, opłacić rachunki, które się pojawią) a dopiero później (to termin wielce umowny) skupiasz się na życiu: spotkania z nowo poznanymi ludźmi, poznawanie obcej kultury i próby poruszania się w niej, wyjścia do kawiarni, klubów. Praca…

 

 

Dlaczego nie mieszkam w Grecji

 

 

Kocham ten kraj, naprawdę. Kocham, a jednocześnie czuję się tam obco. Może dlatego, że nie jest mój, a nikomu STAMTĄD nie zależy, bym czuła się jak u siebie? W Grecji nie poczujesz się jak u siebie, choćbyś tam mieszkała 20 lat. Powód? Nacjonalizm.
To, co u nas nazywa się ewentualnie patriotyzmem, identyfikacją z własnym krajem (chociaż nie obserwuję) tam jest nacjonalizmem, który spokojnie można nazwać ksenofobią (też z greckiego słowo ksenos – obcy, ksenodohijo – hotel…). No ale dość najeżdżania na Ellines ;- )

 

 

Jestem tu, bo…

 

 

Nie jestem patriotką (kto to właściwie jest?) nie uważam też Polski za krainę mlekiem i miodem płynącą. Latami nie mogłam sobie tutaj znaleźć miejsca, bo wkurzało mnie wszystko, a ja, jako społecznik, człowiek, który chce zmieniać świat na lepsze, nie mogłam zamienić niczego. To frustrowało.

Aż pewnego dnia zmieniłam nastawienie: postanowiłam rozpocząć krecią robotę- od zmiany swojego nastawienia, które miało za zadanie emanować. I to podziałało. Odkąd zaczęłam się koncentrować na pozytywach, nagle zaczęli się wokół mnie pojawiać tacy ludzie. Okazało się, że jest w tym pipidówku mnóstwo słońca! I że można tu coś zrobić! Choćby zmieniać ludzki dzień, uśmiechając się do ludzi na ulicy, w sklepie, w autobusie. Tylko to wymaga wyjścia z cienia…. i bycia tym promykiem padającym na ludzi. A oni… chętnie się nim ogrzewają i przekazują dalej. Sprawdzone!

Dobra, bez zbędnej beztroski: nie wykluczam , że kiedyś gdzieś wyjadę na dłużej lub na stałe. Gdzieś, gdzie będzie trzeba zacząć wszystko od samego początku: załatwiania pracy, dokumentów, zakładania karty w bibliotece, znalezienia odpowiedniego weterynarza dla moich kotów, dowiadywania się gdzie można najlepiej i niedrogo zjeść, kupić najtańsze ciuchy, książki, gdzie najlepiej oddać rower do serwisu i jakich miejsc unikać po zmroku.
Emigracja nie musi być ucieczką (jak osądzają niektórzy), drogą na skróty (wątpię, by taką była), ale po prostu znalezieniem swojego miejsca w świecie, innego niż kraj pochodzenia.

 

Mam naturę kosmopolity i granice dla mnie  nie istnieją. Dla mnie.
Jednak na razie pozostaję w Polsce, bo: moja druga połówka ma tutaj pracę, dzięki której dobrze żyjemy. Mamy tutaj dom bez kredytu.
Wykrzesałam w sobie wielką radość życia, której nawet polski system nie jest w stanie zakłócić i WIEM, że ten kraj tj. ludzie, ma potencjał. Na razie siedzi on niejednokrotnie zamknięty  w ludzkich umysłach – bo to jest jedyna przeszkoda tak naprawdę, by być szczęśliwym i dawać siebie innym.

 

Nie uzależniam już mojego samopoczucia, ani też szczęścia, radości życia od miejsca, w którym jestem – nawet jeśli wewnętrznie czuję, że DOPIEROOO ono by się uzewnętrzniło w Norwegii lub na brytyjskiej wsi : – )

 

Jednak całkowicie zgadzam się z każdym punktem, który wymieniła Patrycja jako powód, dlaczego w tym kraju nie da się wytrzymać i człowiek ma często (myślę, że częściej niż gdziekolwiek indziej w Europie) ochotę gryźć i kąsać. Przeżywałam dokładnie to samo, miałam i mam identyczne spostrzeżenia (P.nie wymieniła jeszcze chorej służby zdrowia, która wpieniała mnie najbardziej) i nie zgadzam się na to wszystko. Gdybym mogła to wszystko dzisiaj zmienić, zrobiłabym to. Ale nie mogę. Mam wpływ tylko na mój własny świat, na swoje własne odczucia, na swoje poczucie szczęścia.

 

Wiem, że to będzie zabawne co napiszę, ale pomyślałam właśnie o nikim innym jak o Jezusie Chr. Gdyby czekał na dobry czas, aby przyjść i wszystko zmienić, nigdy by się nie doczekał.
Wszystko zmienić …  zauważyłaś, zauważyłeś, że On nie zmienił okoliczności? Ani prawa, ani mentalności całych narodów, ani władzy, ani cen na bazarach.
Zmieniał po kolei myślenie każdego, kto chciał, co z kolei miało wpływ na los jednego człowieka, dwóch, dziesięciu, pięciu tysięcy, milionów…. To były dobre zmiany. Chciej takich zmian!

 

 

Masz wpływ na to, jak przeżyjesz dzisiejszy dzień. Jutra się nie obawiaj. Wszystko bowiem jest decyzją. Ja zdecydowałam, że jak na razie chcę tutaj być (kocham mój dom, ulicę i miasto i rozsiewać radość i nadzieję.  A ona jest potrzebna ludziom w takich małonasłonecznionych krajach jak nasz. Uwielbiam patrzeć jak w ludziach coś pęka; jak zaczynają odwzajemniać uśmiech, serdeczne (a czasem po prostu ludzkie) gesty, otwierać się. Jak rodzi się w nich nadzieja.
Podsycam więc ogień tych dobrych zmian i nie przestanę. Odpocznę kiedyś  w Szkocji albo na Bora-Bora  ;- ) 


A Ty, co sądzisz o emigracji? Jaki kraj obrałabyś, obrałbyś na swój kierunek i dlaczego? A może już masz ten wybór za sobą? Podziel się w komentarzu.

 

“Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie”  (Matka Teresa  z Kalkuty)

 

 

zdj.MotywK (na wyspie Thassos)