Piątek szóstego

 

 

Piątek. Na iluż twarzyczkach promienieją dziś uśmiechy! Jakież plany się kroją, gdyby zapytać jednego czy drugiego! Górskie wycieczki, przeczytania połowy domowej biblioteczki, fikuśne wypieki, jak i taki zwykły, a charakterystyczny dla naszej szerokości geograficznej weekendowy modus operandi z procentami w tle.
Nawet jeśli kto nie jest pluwiofilem, zapowiedź rychłego deszczu na weekend, nie jest w stanie zepsuć mu humoru, bo to w końcu wolne! Bo do tego zostaliśmy stworzeni! I właściwie tak powszechnie w żydostwie uważa się, że w piątek właśnie, bo dzień później „Bóg odpoczął” – dokładnie po tym, jak stworzył człowieka, zatem piątek jest nam – człowiekom dedykowany, bo niemal wrośnięty w nasze DNA.

A przy okazji przypominam, głosem eklezjasty prawdę starą jak świat: ciesz się z piątku, bo masz tylko piątek! A potem z poniedziałku, bo masz tylko poniedziałek! I do zastosowania jeszcze pięć razy. Ilekroć otworzysz oczy. No, chyba, że masz już żywot wieczny powiedzmy, zaklepany, to nie musisz do tego życia z ryczącą kosiarą sąsiada o siódmej rano, aż tak na serio podchodzić.

 

Bo ja mówię: szczęśliwość, czy radość życia nie powinna zależeć od czynników zewnętrznych, bo te zmieniają się w kalejdoskopie; raz powódź, za chwilę susza, to benzyna po 7 zł, to zaś po 5,50, tu u władzy PiS, tam ….znowu PiS. A za chwilę znów PiS!
I za mną wtóruje brunetka w akcji – gdym przeczytała jej post „Jak żyć?” i dobrnęła do ostatniej linijki, to wiedziałam, że ona wie, co to weekend w środę.
I jeśli ktoś mnie nie chce słuchać, bo się osłuchałam, oczytałam, stara jestem i mało o życiu wiem, ponadto fanka reggae, czyli z założenia; lekkoduch, to polecam tę oto koleżankę po fachu – czyli po kilku przemyśleniach i dojścia do właściwych, życiowych konkluzji – kto zastosuje te rady  , szpagatami będzie biegł do pracy we wtorek na szóstą, a jeszcze przy okazji narobi wypieków dla kolegów z pracy, jakby miał imieniny. Pamiętajcie, brunetka i blondynka wiedzą, o czym mówią!

 

A przy okazji wiem bo obserwuję, że jest

 

moda na kryminały

 

Na kryminalne książki, podcasty i filmy. I co ja na to? Otóż los spóźnił się z tą modą w moim przypadku o jakieś 30 lat. Bo horrory, thrillery to ja pożerałam na śniadanie jeszcze jako pacholęcie i stale mi było mało zwłok w różnych konstelacjach. I tak żem się tego naoglądała, że w przedszkolu zamiast rysować drzewa i kotki, rysowałam zarys zwłok.
I chyba mi się przejadło. To znaczy przerysowało.

Choć nie powiem, lubię słuchowiska, zatem gdy odkryłam kanały kryminalne i w pierwszej kolejności natrafiłam na Karolinę Annę, słuchałam do pracy, do gotowania, ćwiartowania cukinii jak dobrego, starego radyjka – nie powiem, przesłuchawszy ileśset a może tysięcy takich godzin, wysnułam pewne wnioski, a w innych się tylko utwierdziłam: nigdy nie jeść darowanego ciasta (w tym poległam od teju pory wiele razy) nie wchodzić do mieszkania sąsiada, nawet najmilszego, zamykać wszystkie drzwi na klucz i trzymać buty przy łóżku, wraz z gazem, paralizatorem i maczetą. No i wiązką czosnku, bo historie  bywają naprawdę różnego rodzaju.
I tak po kilku miesiącach słuchania, zaczęłam być jakaś taka przygnębiona. Trudno to nawet wyjaśnić! Zamiast dobrze myśleć o takim piątku, oraz najbliższej przyszłości, w mojej duszy zawisła jakaś czarna chmura, która nie chciała się przesunąć ni w lewo, ni w prawo.
Nie zmieniłam diety, cukierki nadal sprawiały mi frajdę, więc o co chodzi? Nawet otwierając Biblię, widziałam w niej głównie sceny z licznych pól bitewnych i morderstw.
Po przeanalizowaniu wszystkich triggerów uznałam, iż pora na eksperyment – wyeliminowałam podcasty kryminalne i nie uwierzycie, co się wydarzyło…
Otóż tak, czarna chmura odeszła!

 

 

Czemu lubimy kryminały?

 

 

Obecnie wiele duszyczek zaczytuje się w kryminałach, głównie tych taśmowo pisanych przez Mroza, ale nie tylko. Podcasty kryminalne cieszą się wielką popularnością, niczym kiedyś „Moda na sukces” czy „Dynastia”. Głównie wśród kobiet, wiadomka. Czemu wiadomka?
Mam na to pewną teorię, posłuchajcie:

 

Może kobietami kierują emocje

 

A intrygi, afery, plotki, zdrady, wbijanie noża w plecy tego przenośnego i dosłownego, te emocje karmi. Podobnie zresztą jak romansidła.
Bo nie ma nic gorszego, niż nuda w życiu! Myślicie, ze kobiety zdradzają z desperacji? Z wyrachowania? Z zemsty? A gdzie! Kobiety zdradzają z nudów!
Tekst zawiedzionej mężatki brzmi mniej więcej tak: „….bo on nie zaskakuje mnie już tak, jak dawniej” czytaj: nie funduje mi emocjonalnego rollercastera!
I nie uwierzycie, ale gro kobiet, które tkwią w związkach z tak zwanym włoskim temperamentem i nie odchodzą, same nie mogąc wyjaśnić dlaczego, bo o ile to nie  Massimo to przecież nie są przykute do ściany, ani zamknięte gdzieś w tej strasznej, czerwonej sali tortur, do których klucz ma tylko Christian Grey, blado tłumaczy „bbbbo ja go kocham!” – takim kobietom wybaczam. I  już wyjaśniam: emocje! Coś się dzieje! To postawa: pozabijajmy się, ale coś róbmy, żeby nie było nudno!

Wiecie, że depresja to nie tyle smutek, co brak odczuwania emocji? Nie wiem, czy jest coś gorszego. W sumie, psychopatia na tym polega – nasłuchałam się, to wiem, że psychopatyczny morderca zabija, gdyż potrzebuje coś poczuć, odczuwać jakieś emocje – bez emocji nie mamy prawa żyć normalnie, po ludzku. Dexter też łaknął emocji.

Zatem kryminały; napięcie, niepewność, wciągający mrok, matactwa, knowania, podwójne i potrójne dna Ale i coś jeszcze.

 

 

Może kobiety chcą poczucia bezpieczeństwa

 

 

Ale to bywa nudne. Dzięki kryminałom, można bezpiecznie wejść do świata mroku, coś przeżyć, dać się postraszyć i wyjść w dowolnej chwili.
My – kobiety żyjemy w dużej mierze wyobrażeniami. Na wyobrażanie sobie czegoś przeznaczamy naprawdę sporo czasu. Zatem znów, książka – kryminał wychodzi tej cesze naprzeciw: można wyobrażać sobie do woli i jeszcze próbować przewidywać akcję, zabawić się w detektywa.

 

Może kobiety są stworzone do relacji

 

a w kryminałach mamy szerokie tło społeczno-obyczajowe. Ja osobiście lubię choćby godzinne opowiadanie o backgroundzie postaci, zwłaszcza ostatecznego mordercy; chcę wiedzieć, w jakich warunkach przyszedł na świat, jaką miał relację z rodzicami, co się podziało w jego dzieciństwie, że ostatecznie skończył jako ktoś, kim z pewnością nie chciał zostać, kiedy dorośnie.
Cała reszta jest dla mnie mniej istotna; to, że w końcu gdzieś się zaczaił, dzierżąc trzydziestkę ósemkę ojca, że tam ofierze zadał tyle, a tyle ciosów, albo kul, to już jest nieistotne i mało ciekawe. To już rezultat całej jego życiowej ścieżki, która doprowadziła go do tej właśnie katastrofalnej  decyzji. Czy istotne jest jak dokładnie i z czego strzelał zamachowiec Jana Pawła II? Jak dla mnie: w ogóle. Ale DLACZEGO? Co rodziło się w jego głowie przez wiele dni, miesięcy, a może lat? Jakie miał wartości? Jak odbierali go inni ludzie? Jak on odbierał świat?
Zatem: motywacje, zachowania, urazy, zatargi, relacje między ludźmi.  

 

 

No i zbliżam się do wyznania prawdy: nie czytam kryminałów. Dla mnie osobiście to strata czasu. Nie oglądam, no chyba, że ktoś mnie przekona, że będę trzymana w napięciu przez cały, calutki film. Obecnie również nie słucham, no chyba, że Karoliny Anny i sprawa jest iście intrygująca, nie tyle związana z morderstwem, co ze zniknięciem i odnalezieniem po latach. Zatem: nie praktykuję, ale rozumiem.
Jednak, gdy chcę emocji, włączam TVP, albo TVN – wymiennie. Sprawdzam wyciąg z konta, biorę udział w dyskusji na Facebooku o wyższości kotów niewychodzących tudzież ketodiecie.

 

Lecz przechodząc obok domowej biblioteczki, zauważyłam książkę, która wpadła w moje ręce z dziesięć lat temu – seria o Aurorze Teagarden. Jest to kryminał, choć nazwałabym go raczej kryminałkiem. Jest w stylu retro – akcja toczy się w czasach nie tak mi wcale odległych! To jest takich, gdy korzystanie z budek telefonicznych było powszechne, a monitoring był tylko w Pewexie.
Aurora Teagarden jest spokojną bibliotekarką i pewnie to (nuda i rutyna) też wiedzie ją do klubu Prawdziwe Morderstwa, gdzie to w amerykańskim stylu, jego członkowie z wypiekami na twarzach próbują rozwikłać zagadki kryminalne sprzed lat….podczas gdy na ich oczach, dzieją się nowe!
Lata temu książkę podarowało mi wydawnictwo Replika, zatem przeczytałam. Dziś stwierdzam, że to niezła pozycja dla dzieci i nastolatków, jeśli już im zapodawać wątek detektywistyczny i przy okazji wprowadzić na chwilę w świat boomerów pt. „Kiedyś to było!”.
Powiem tak: przypadki Aurory dostarczą więcej ciekawych, intrygujących treści niż TikTok, które to w dodatku będą znacznie mniej szkodliwe niż on!

 

Jak tam przy piątku? Piąteczku….. piątuniu? …