Randkowanie – czego można nauczyć się od Żydów?

 

 

Jeśli poznanie przyszłego współmałżonka dopiero w dniu ślubu jest dla kogoś szokiem, powinien przyjrzeć się związkom zawieranym w Izraelu – netflixowski dokument mnie zadziwił, ale i zachęcił do wyciągnięcia kilku wniosków.

 

W mini serialu pt. „Małżeństwo po żydowsku” poznajemy wiele singli obojga płci, którzy szukają dla siebie współmałżonka. Nie, nie są to chasydzi! Czyli ci najbardziej charakterystyczni, ortodoksyjni Żydzi.
Ludzie, których poznajemy w kolejnych odcinkach serialu prezentują skrajnie różne style życia, wiek oraz wartości – wszyscy mają jednak to samo życzenie: wziąć ślub w judaizmie, a konkretnie z osobą mniej lub bardziej zaangażowaną w judaizm.

I tu wkracza bohaterka numer jeden – Aleeza Ben Shalom; profesjonalna swatka, a prywatnie żydowska, nie – chasydzka  żona i matka pięciorga dzieci, zawodowo zajmująca się Sziduchem – tradycyjnym systemem randkowym.
Jej zadaniem jest znalezienie optymalnego partnera swoim klientom i poprowadzenie ich przez cały proces, aż pod chupę. [1]

Kojarzycie  coś podobnego z programu „Ślub od pierwszego wejrzenia” ? Powiedzmy, że wygląda to podobnie, ale z tym, co oferuje Aleeza, polski program jest delikatnie mówiąc, wolną amerykanką.

 

 

TAK dla Aleezy

 

 

Mnie Aleeza przekonała. Przekonały mnie jej metody szukania współmałżonka i jej rady. Sama będąc  w szczęśliwym małżeństwie od niemal 13 lat, doszłam do podobnych wniosków co ona, jeśli chodzi o znalezienie partnera na całe życie, ale uwaga: wielu z Was nie spodoba się to, co tu będzie pisane, wiele z Was wybuchnie gromkim śmiechem, albo z impetem zamknie ten post na prawym krzyżyku podsumowując „No to krzyż na drogę!” – ja za to mówię: po owocach ich poznacie. [2]
Lecimy!

 

 

Swatka musi być

 

 

Zacznijmy od podstaw – dokument Netflixa nie był po prostu o szukających siebie nawzajem singlach, ale o poszukiwaniach intencjonalnych, skutecznych, nie-disnejowskich.
Swatka odgrywa tu rolę nie tylko osoby, która pomaga się spotkać dwójce potencjalnie pasujących do siebie ludzi, ale i pełni rolę głosu rozsądku.
Tak, głos rozsądku to ostatnia rzecz, którą chcemy dopuścić do głosu, randkując. Bo głos rozsądku to zabójca świata przedstawionego przez Disney’a i Bollywood, studzi emocje, pomaga budować związek na solidnych podstawach – jeśli ma być trwały.

Swatka zadaje singlom najważniejsze pytania, które powinni sobie nawzajem w dodatku, zadawać…wszyscy single – o wartościach, które nie tylko wyznają, ale którymi realnie żyją.
U Aleezy znikome znaczenie ma to, że ktoś lubi rybki akwariowe czy arbuzy, albo wakacje w tropikach, a ktoś inny klimaty Alaski. Liczą się konkrety – wspomniane wartości, absolutnie najważniejsze kwestie, takie jak; stosunek do judaizmu (czy ktoś jest mocno, średnio czy mało praktykujący), chęć posiadania dzieci wraz z ich ilością, relacje z rodziną, praca i zarobki.

 

Kim jestem, dokąd zmierzam?

 

 

Gdy skojarzone pary spotykają się, rozmawiają o tych właśnie kwestiach. Z własnego doświadczenia powiem, że gdy poznałam mojego męża 14 lat temu, również zaczęliśmy rozmawiać o takich konkretach (judaizm zamień na stosunek do Jezusa Chr.) gdyż chciałam mieć jasność już na samym początku (po co tracić czas?) czy jest sens spotkać się ponownie, czy nie, gdyż miałam jeden cel: stały, całożywotni związek. On zresztą też. I dobrze na tym wyszłam (mam nadzieję, że Tomek jedynie potwierdzi!) i polecam każdemu.

 

 

Korzystanie ze swatki ma, jak się okazuje,  jeszcze jedną rolę, której nie wszyscy się spodziewają – pomaga dowiedzieć się kim jesteśmy i czego chcemy, dokąd zmierzamy, skąd wyszliśmy. Taką postacią jest Cindy, której wydawało się, że jest gotowa na małżeństwo z określonym, dopasowanym do niej mężczyzną. W drodze okazało się, że ścigają ją jeszcze duchy przeszłości, dzięki czemu nieco zmieniła swoje plany, zamiast brnąc w unieszczęśliwianie siebie i drugiej osoby.

 

 

Nie dotykać!

 

 

 

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych zasad proponowanych przez Aleezę jest to, by para podczas całego okresu randkowania nie dotykała się, nie całowała, nie przytulała – na budowanie takiej intymności przyjdzie czas po ślubie. Aleeza wspomina z sentymentem zresztą, że dłoni swojego męża dotknęła po raz pierwszy dopiero pod ślubną chupą.

Czy to nie byłby całkowity zwrot? W świecie, gdzie mamy na pierwszy plan wysuniętą cielesność, gdzie w filmach związki zaczynają się od sceny łóżkowej, taka propozycja wydaje się być szokującą alternatywą. Jednakże uważam, że jednocześnie byłaby wyzwalająca również dla chrześcijan, którzy stale walczą ze swoim ciałem w tym względzie.
Wiele wierzących osób naprawdę zastanawia się, do jakiego momentu bliskości mogą się posunąć, by było „po Bożemu” – no to macie prostą odpowiedź; w ogóle się nie dotykajcie!
To dobry czas na poznawanie się bez spiny, budowanie głębokiej przyjaźni, która – wierzcie mi – w małżeństwie jest nie tylko niezbędna, ale uważam, że jest jego podstawą.
To, że ci ludzie odczuwają (lub nie) pociąg seksualny do swojej „randki” jest naturalne, po prostu go w okresie randkowania nie realizują.

 

 

 

Efekt Jakuba

 

 

 

W Biblii, w starym testamencie jest historia Jakuba, który zakochał się w Rachel, córce Labana, i zgodził się pracować dla Labana przez siedem lat, aby móc ją poślubić. Po upływie siedmiu lat Laban oszukał Jakuba, dając mu w zamian za Rachel swoją starszą córkę, Lei. Jakub nie zdawał sobie sprawy z podstępu, dopóki nie odkrył tego w nocy po ślubie…

Przypatrując się długodystansowcom, czyli związkom, które trwają od lat i tak sobie chodzą, spotykają się, bez żadnych klarownych deklaracji, mogę stwierdzić, że dopadł ich efekt biblijnego Jakuba. I to w dzisiejszych czasach, gdy nie trzeba żony odpracowywać!

Aleeza mówi jasno: nie ma sensu chodzić ze sobą w nieskończoność lub kilka lat, zanim para zdecyduje się na wspólne życie pod jednym dachem, na małżeństwo. Rok, góra dwa wystarczą, by dobrze się poznać i zdecydować, czy chce się z daną osobą iść przez życie oraz stworzyć trwały związek.
Mogę tylko potwierdzić – spotykałam się z moim mężem przez około 9 mies., gdy się zaręczyliśmy (choć po mniej więcej pół roku wiedzieliśmy, że chcemy połączyć swoje losy) a po 5 następnych się pobraliśmy i tylko dlatego tak „późno”, iż trzeba było czekać na wyznaczoną przez urząd datę.

Jeśli jesteś pewien, pewna, że > to jest ta osoba < z którą chcesz iść przez życie, naprawdę nie ma sensu zwlekać ze stosowną tego pieczęcią – przysięgą czy po prostu wypowiedzianym słowem honoru, otwierającym jednocześnie nowy rozdział tym razem wspólnego, dobrego życia.

 

 

Więcej sympatii!

 

 

 

W serialu wypowiadają się też pary z wieloletnim stażem – wszyscy powtarzają jedno, a konkretnie to, co ja KLIK : dużo poczucia humoru, więcej sympatii, mniej kosmicznych oczekiwań!
Pada tam hasło, które bardzo mi się podoba: miejcie lekkie podejście do siebie nawzajem.

 

Sprawa wydaje się tak prosta, że niewarta wzmianki! A jednak wiele singli umawiających się z potencjalnym partnerem przychodzi na  spotkanie z nastawieniem „JA” w centrum, moje oczekiwania (i czy ta osoba je spełni?) czerwone flagi z  > tamtej < strony, gierki, udawanie, bycie lepszym niż się jest na co dzień, kamuflaż, kontrola.
Podejście z sympatią i lekkością wydaje się być bardzo dobrą radą – w takich przyjaznych warunkach łatwiej też wydobyć i z siebie i z tej drugiej osoby prawdziwość.

 

Taki zresztą charakter ma wspomniany dokument Netflixa; jest prowadzony w sposób przyjazny, wesoły, elastyczny, a jednocześnie profesjonalny i stale wskazuje na to, co głębsze, a przez to wartościowsze; kieruje ludzi ku podwalinom związku, który ma ich satysfakcjonować całe życie, dzień po dniu.

 

 

Żydzi wiele rzeczy robią naprawdę dobrze; jeden z najlepszych systemów opieki medycznej na świecie, świetnie prowadzona ekonomia, najwięcej na świecie startupów, trzeźwe podejście do sytuacji własnego kraju (stąd też obowiązkowa służba wojskowa dla mężczyzn i dla kobiet) i do życiowych realiów (Żydem jest się po matce, nie po ojcu – w końcu co do matki zawsze można mieć pewność) a także podstawowej higieny (dietę oraz higienę Żydów ustala Tora, która w tym względzie zdaje się wyprzedzać własne czasy) i całkiem możliwe, że warto zaczerpnąć z ich spojrzenia na budowanie związku.
Polecam Wam zatem „Małżeństwo po żydowsku” i wyciągnięcia własnych wniosków – gdy obejrzałam wszystkie odcinki, podejście proponowane przez Aleezę uznałam za  tak naturalne i skuteczne, iż to nasze, zachodnie, nowoczesne wydało mi się jednym, wielkim nieporozumieniem – zwłaszcza gdyby brać pod uwagę ilość osób samotnych (a chcących być w związku)  i rozwiedzionych.

Czy czeka nas odwrót wartości i powrót do tych wypartych? Oglądaliście już ten serial? Czy wyobrażacie sobie działanie takiej swatki? Jakie powinna mieć wg Was cechy?
Porozmawiajmy tu lub TU.

 

[1] Chupa/hupa – jest specjalnym kobiercem lub baldachimem, który jest używany podczas ślubów w społecznościach żydowskich. Chupa symbolizuje dom małżeński, w którym para będzie zamieszkiwać po ślubie. Chupa może mieć różne wzory i dekoracje, ale nie jest przypisana do konkretnego nazewnictwa. Słowo “chupa” pochodzi z języka hebrajskiego i oznacza dosłownie “przykrycie” lub “pokrycie”..

[2] Cytat z Biblii, ew. Mateusza 7:20