Środa czternastego

 

 

Jeśli zastanawiacie się co robię to tak, programuję swój mózg rytmami Buona Vista Social Club, a powinnam robić co najmniej dwieście innych rzeczy – między  innymi składać wywiad z moim znajomym Czechem, który od niemal dwóch lat już, przemieszcza się po kolejnych krajach afrykańskich, zapodając mi coraz ciekawsze spostrzeżenia.
Jak tylko poskładam te wyznania w jedną całość, a właściwie to będzie tych całości więcej niż jedna, to z pewnością się z Wami nimi podzielę. Już teraz podpowiem, że zacznie się kontrowersyjnie: stereotypy dotyczące Afryki!

 

Póki co poruszam się między jednym matrixem, a drugim. Jak to wygląda? Zniecierpliwiona oczekiwaniem na zajęcia onlajnowe, wypisuję smsa do mojej kursantki; oczywiście po amerykańsku czyli niezwykle miłego, z pytaniem gdzie do cholery jest, kiedy ja tu siedzę opatulona  koszulą w kratę, ze stygnącą herbatą truskawkową i czekam!!
Zero reakcji. Zemdlała? Miała wypadek? Na ten wszelki, gdyby jednak do głosu dochodziło zaniedbanie, już układam w głowie nowy regulamin wspólnych zajęć. Tak, zdecydowanie byłam dotychczas zbyt pobłażliwa!
No ale cierpliwość cnotą nauczycielską zawsze wymienianą jako pierwsza wśród uczniów, zatem czekam.
Po pół godzinie zjawia się jaśniepani jakby confused, zaczynając słowami:
– A czy my nie miałyśmy zaczynać o wpół do?

Niewidzialna dłoń w formie metaforycznej, coś jak facepalm ląduje na moim czole, na którym lądują też pierwsze kropelki potu, a jest to pot spływający w rytmie ‘Shame shame shame’. Czary goryczy dopełnia notatka w terminarzu, notatka jak byk stwierdzająca suchy fakt „17:30”.
Kursantkę siarczyście przepraszam, zwalając winę to na swój wiek; czyli idę prostą i szeroką drogą wszystkich moich kursantów po czterdziestce, tłumaczących mi stale, czemu tak trudno im tak trudno zapamiętać odmianę „to be” w present i past simple,
to na zarobienie – no ale dziwić mi się? Podczas jednych tylko zajęć online, gdzie muszę być skupiona każdej sekundy, każdej minuty z sześćdziesięciu, dostaję smsy i wiadomości typu:
– Sorry, muszę odwołać zajęcia w czwartek.
– Czy możemy przełożyć nasze spotkanie z 13.00 na 14.27?
– Wiem, że umawiałyśmy się na środę, ale w środę mogłabym tylko między 10.00 a 11.15, a potem między 13.13 a 17.14, a i jeszcze mam okienko między 20.10 a 21.22, co robimy?
– Pamiętasz, że jestem na wakacjach do 27-ego? Tylko 28-ego nie wstane, to spotkajmy się jeszcze za tydzień.
– Busy time! Czy znajdziesz dla mnie czas w piątek? Albo czekaj….
– „Gabinet masażu przypomina o wizycie…..”

 

Tak, masażu potrzebuję jak mało czego! Rozważam nawet jakiś inwazyjny masaż głowy! Bo ostatnio na masaż poszłam, siedziałam, zastanawiając się, czy masażystka o mnie zapomniała? Ucięłam sobie pogawędkę z listonoszem, gdy coś mnie tknęło- zerknęłam do mojego telefonu, by RAZ JESZCZE upewnić się, że nie pomyliłam daty i godziny. Data się zgadzała, ale godzina… o godzinę za wcześnie!
To samo zdarzyło mi się już z fizjoterapią :

– O, a my mamy dopiero za godzinę! Co pani będzie robić tyle czasu?
– Spokojnie – przejęłam kontrolę nad swoim losem – posiedzę i poczytam – w tej samej chwili sięgając po Cosmopolitan i bardzo, bardzo żałując, że wieczorem nie chciało mi się naładować Kindla!
(ale co przeczytałam, co moje! Podzielę się z Wami niebawem, jak tylko… czas mnie znajdzie).

 

Niestety ta sama przypadłość sprawiła, że wybrałam się ostatnio na zakupy i do biblioteki, zwrócić książki, bez portfela i bez książek. Jak i kiedy się zorientowałam? Coś mi było zbyt błogo! Przechadzając się wzdłuż stawów i będąc przy ostatnim, piątym, rozważając rozwój lilii wodnych i przeklinając założenie skórzanej kurtki, postanowiłam ją ściągnąć, wkładając do plecaka. I wtem mój kręgosłup przeszył chłodny dreszcz po całej długości – mój plecak był zbyt lekki!!
Wówczas pomyślałam nieco ironicznie: Ale by było, gdybym jeszcze zapomniała portfela!
Mówisz – masz.

Chwilę potem człapałam z powrotem do domu, chodem już nie tak beztroskim, lekkim, jak poprzednio, a cały piękny plan (siedmiokilometrowy spacer ku zdrowotności) wziął w łeb i jak typowy Polak – kanapowiec, musiałam uruchomić warczący silnik mojego jednośladu, by tym razem zdążyć na czas.

– Pat, jesteś absent-minded? – pytam moją wspomnianą kursantkę, gdyż rozprawiamy o cechach charakteru.
– Czasaaaami… – przyznaje nieśmiało, pewnie nie mogąc znaleźć odpowiednich na to dowodów.
– A poszłaś kiedyś do szkoły bez plecaka? – zachęcam ją do konwersacji.
– Niee! – wybucha śmiechem.
– Na serio?!

Nie mogę uwierzyć. Czy tylko mnie zdarzają się takie rzeczy?!
Żeby tego było mało, podczas moich pierwszych zajęć ever w szkole językowej, dokładnie gdy witałam się z moją pierwszą grupą ever, podczas otwarcia plecaka dotarło do mnie z prędkością światła, że nie mam ŻADNYCH materiałów! Wiecie, jak neurony potrafią szybko pracować, gdy już nie muszą?
No to moje równie szybko połączyły wszystkie kropki i umieściły moje materiały na siedzeniu w pociągu na trasie Bielsko – Biała – Tychy.

 

Nic, tylko się cieszyć, że wszystkie rachunki opłaca współmałżonek, bo nigdy byście nie przeczytali tego posta.
Choć i z nim jest ostatnio coraz gorzej….
– Wygląda na to, że to będzie nasz obiad! – odpalił wesoło, przegryzając kawałek ciasta. Czym wprawił mnie w konsternację.
– Obiad, z tego co pamiętam jedliśmy pół godziny temu…. – przypomniałam.

 

Te historie można by mnożyć. No i chyba mieliście rację wszyscy sceptycy, coś było w tych szczypawkach na Covid!

 

A może to geny? Moja mama pamięta (nomen omen..) do dziś zdarzenie, gdy wiozła mnie – dziecię  na sankach, z których w pewnym momencie spadłam, a ona pojechała dalej. Zorientowała się jakiś (bliżej nieokreślony po dziś dzień) czas później.

 

Jest całkiem prawdopodobne, że to JUŻ nadszedł TEN czas, co do którego wygrażałam się od kilkunastu lat; że gdy przerośnie mnie cywilizacyjna realita, spakuję mały tłumoczek i wyjadę hen wysoko w ciche, surowe góry Grecji, gdzie zostanę pastuszkiem. Albo pastorałką. Z dala od całego stada baranów, będę sobie pasła owce i biada tej jednej ze stu, która się zagubi! [1]

 

 

Czy i Wy „tak macie”? Czy zapominacie notorycznie o czymś? I czy – halooo! – zapomniał tu ktoś kiedyś plecaka do szkoły?!
Pokrzepcie me serce. Przyjmuję również wszystkie skuteczne rozwiązania.

 

 

[1] Nawiązanie do biblijnej historii o zagubionej owieczce, Łk 15, 4 – 6