– Jak sądzisz, co jest najważniejsze w wykonywanej pracy: zarobki, czy satysfakcja?
– Zarobki są ważne, bo potrzebujemy pieniędzy, by żyć, ale satysfakcja jest niemniej ważna. Myślę, że jest priorytetem i trudno jest bez niej dobrze pracować – słuchałam młodej dziewczyny zdającej egzamin językowy.
Nastolatka. Jej jedynym, cudownym zmartwieniem są stopnie na świadectwie. Każdą, wiążącą decyzję ma jeszcze przed sobą. Miną lata, zanim skonfrontuje się z marzeniami, których nigdy nie zamieniła na plan działania, lub które musiały ustąpić pod naporem wołającego rozsądku.
Pozwól, że przytoczę teraz tylko kilka krótkich fragmentów rozmowy ze znajomymi czterdziestolatkami, w której ostatnio uczestniczyłam.
– Ja nie wiem, czemu nie poszłam na to ASP! Przecież rzeźbienie to było całe moje życie!
– Ja żałuję, że się nie uparłam przy swoim, tylko posłuchałam innych.
– Nie studiuj historii – mówili – Nie będziesz miał pracy – mówili. I mieli rację.
Jak dobrze wybrać swoją przyszłość zawodową?
Gdy nagle musimy zdecydować w dużej mierze o swojej przyszłości zawodowej, mamy osiemnaście lat i zazwyczaj kompletnie nie wiemy, co robić! Doradza nam rodzinna starszyzna, a ich opinie często się wykluczają. Nie jesteśmy też wychowywani w kraju i systemie, który stwarzałby naprawdę przyjazne warunki rozwojowe, budujące odpowiedzialność i samoświadomość. I samodzielność.
Działamy raczej po omacku – niektórzy po latach odkryją, że mieli dużo szczęścia, inni wszystko zrobili by inaczej.
Nie jestem doradcą zawodowym, ale jestem dobrym obserwatorem. Wyciągam wnioski z własnych doświadczeń i po latach do kilku z nich doszłam. Jeśli prześledzisz te punkty i rozważysz je według siebie, powinnaś, powinieneś mieć już jakieś pojęcie na temat swoich przyszłych wyborów i wiedzieć, jakiej zawodowej przyszłości unikać, a jaka jest dla Ciebie.
Zostań i posłuchaj:
Etat u kogoś, samozatrudnienie, a może jeszcze coś innego?
Po latach stwierdzam, że to podstawowe pytanie, na które warto sobie odpowiedzieć.
Bardzo często myślimy „marzycielsko” – to znaczy w swoim mniemaniu jesteśmy totalnie elastyczni i możemy zarówno mieć szefa, jak i z powodzeniem prowadzić własną działalność.
Ale czy naprawdę?
– Wyobrażasz sobie co najmniej 8 godzin w bezpośrednim towarzystwie innych ludzi?
– Narzucony z góry czas pracy?
– Monitorowanie Twojej pracy?
– Ograniczoną z góry ilość urlopu?
– Kompromisy?
– Spotkania integracyjne?
– Wyjazdy służbowe?
– Długie dojazdy do pracy?
Jeśli tak, możesz pracować dla kogoś, w firmie. Ja odkryłam (próbując) że to nie dla mnie. Tak intensywne towarzystwo ludzi mnie wydrenowuje, potrzebuję pobyć sama – tak nabieram energii i pomysłów. Lubię też sama od początku do końca przeprowadzać jakiś projekt, być za niego całkowicie odpowiedzialna. Nie lubię chodzić w tej kwestii na kompromisy. I nie wyobrażam sobie tego, by ktoś za mnie decydował, ile mogę mieć dni wolnego.
Uważam, że jeśli masz tak jak ja a mimo to zdecydujesz się na pracę dla kogoś, szybko wpadniesz we frustrację, chroniczne zmęczenie i będziesz obwiniać wszystkich wokół – a problemem będzie tylko to, że podpisując umowę o pracę, dałeś, dałaś się ponieść marzeniom :- )
Czyli samozatrudnienie?
No właśnie. Tego „miodu” jakim jest własna działalność też próbowałam. Nie wypaliło. Bo i to nie jest dla każdego.
Tutaj ponosisz całkowitą odpowiedzialność za wszystko – również za każdy błąd; w dokumentach, rozliczeniach podatkowych. Własna działalność tylko pozornie brzmi sielsko – de facto pracujesz więcej niż na etacie i stale główkujesz, jak zdobyć nowych klientów, bo musisz opłacić bezlitosny ZUS. Wszystko jest na twoich barkach, a efekty bywają …. różne. To nie było dla mnie.
a może jeszcze coś innego?
Ja wybrałam pracę freelancera – pracuję na umowę – zlecenie, a kiedyś na umowę o dzieło. To po prostu pasuje do mojego niezależnego charakteru i pewnych priorytetów:
docenienia samodzielności w pracy, co za tym idzie pragnieniu bycia kreatywnym i tworzenia na własnych warunkach, potrzebę spokoju i braku stresu, pośpiechu, oraz niezbyt długi kontakt z innymi ludźmi. Nie bez znaczenia jest dla mnie także elastyczność dysponowania czasem. Nie nadaję się do wykonywania poleceń – wszędzie dążę do „przejęcia” projektu, zespołu, odpowiedzialności – zatem jestem sama sobie sterem i okrętem, a jeszcze ktoś za mnie wykonuje całą tę krecią robotę, stresuje się rozliczeniami, płaci mi – ja mogę w spokoju poświęcić się mojemu dziełu :- )
Wykształcenie
Czasem puszczam wodze fantazji i wyobrażam sobie, że poszłam do szkoły ogrodniczej i pracuję sobie w zawodzie. Ciekawe, kiedy miałabym dość?
Dziś wiem jedno: decydując się na określoną szkołę, decydujesz o swoim – szeroko rozumianym – komforcie pracy. Już tłumaczę.
Jeśli zakończysz swoją edukację na szkole zawodowej, musisz liczyć się z tym, że będziesz musieć:
– zaczynać pracę o 6.00 rano
– pracować na „nocki”
– pracować fizycznie i często w różnych warunkach, również atmosferycznych
– godzić się na pracujące soboty
– pracować, gdy inni mają wolne (np. w handlu)
– pracować cały czas w jednej pozycji; na stojąco lub na siedząco (weź pod uwagę swoje zdrowie)
– robić co inni ci każą
– mieć mało kreatywną pracę, za to powtarzalną
– godzić się na bardziej przedmiotowe traktowanie
– być na mentalnym poziomie, co twoje grupa zawodowa – a to oznacza…. różne rzeczy:
Mimo, że jestem językowcem, parałam się w swoim życiu różnych zajęć – chyba najwięcej czasu spędziłam w…. gastronomii! Zresztą o moich zajęciach pisałam TUTAJ
Prócz wielu innych niedogodności, trudno było mi znieść podejście zero – jedynkowe w wielu kwestiach i wszechobecne plotki.
Wyjaśnijmy sobie: plotki są wszędzie, a w biurach dużych korporacji aż trzęsą się od nich posady! (…. dlatego też nie pracuję w biurze… ) Plotki rządzą firmami, zakładami pracy, dosłownie każdą branżą! Nie znoszę plotek, nie mogę ich słuchać i zawsze je ukrócałam, co …. Nie spotykało się z zadowoleniem moich współziomków. Czemu? Bo odstajesz!! Nie plotkujesz, to znaczy że kablujesz. W każdym razie, coś jest z tobą nie tak.
Moja koleżanka w końcu zrezygnowała z pracy w McDonaldzie – mówi, że nie mogła znieść atmosfery w pracy; niskiej, niegodnej. Jak mówi: nie była w stanie zmienić tego środowiska, więc je opuściła, zanim środowisko zaczęłoby zmieniać ją.
Jeśli zdecydujesz się na wyższe wykształcenie, cóż mogę rzec: masz często większy wybór w życiu i jest one wygodniejsze.
Studiowanie może nie być przełomowe samo w sobie, ale daje zupełnie inny pogląd na świat – poszerza horyzonty myślowe. Człowiek po studiach inaczej, szerzej patrzy na sprawy.
Jeśli czujesz, że świat cię ciekawi, że nie jesteś tym, który żyje teoriami spiskowymi i masz pragnienie wiedzy – warto rozważyć studia. Plus jest taki, że możesz skorzystać z tego dobrodziejstwa tytułu po zakończeniu, ale nie musisz. Masz jednak alternatywę.
Zarobki czy satysfakcja?
Nie oszukujmy się: każdy chciałby i jedno, i drugie!
Prawdą jest, że wyższe zarobki przychodzą zazwyczaj z czasem – trzeba być cierpliwym i dobrze robić swoje. I chyba dobrze byłoby zaplanować, ile pieniędzy potrzebujesz, by móc się utrzymać. Dla każdego może to oznaczać coś innego, ale trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników:
Czy chcesz się szybko usamodzielnić (mieć zdolność kredytową? Wynająć mieszkanie? Masz już lokum, zatem zarobić na swoje potrzeby i opłacić media?)
Czy chcesz niebawem założyć rodzinę? (i jakie możliwości finansowe macie we dwójkę)
Czy chcesz odłożyć na później te wszystkie „dorosłe” zobowiązania i np. podróżować? (co jednak uważam za dużą szkołę życia).
Na ile jesteś w stanie zejść z osobistych ambicji i np. poświęcić satysfakcję z wykonywanej pracy i pasję jej wykonywania , kiedy czujesz, ze robisz coś naprawdę ważnego, a zacisnąć zęby i postawić na aspekt ekonomiczny?
Moja znajoma zmieniała miejsce zamieszkania. Dopytuję, co z pracą?
– Gdzieś się zahaczę – usłyszałam.
Inna na pytanie, czym jest dla niej praca, odparła:
– Praca to pensja. Nie ma dla mnie znaczenia, co robię. Idę do pracy, żeby zarobić na życie i tyle. I tyle?!! Ja moją pracę widzę tak, że przeprowadzam ludzi przez Morze Czerwone, niczym Mojżesz! Dokładnie jak na tym memie :- ) KLIK
Nie umiem po prostu iść do pracy i po prostu zarabiać na utrzymanie – ja muszę wiedzieć, że zmieniam świat na lepsze!
Ale nie każdy tak ma – i dobrze to zrozumieć i zaakceptować (może kiedyś mi się uda)
I teraz przyznaję…. Nie jestem w stanie zrezygnować z pasji pracy. Próbowałam, nie umiem.
Jestem typem, który musi wiedzieć PO CO to robi – dla jakich WYŻSZYCH CELÓW. Chcę mieć świadomość, że każda chwila mojego życia jest wykorzystana w dobry sposób, że jakoś zmieniam świat na lepsze – i mnie akurat zawód nauczyciela to daje.
Podczas gdy niektórym ludziom naprawdę wystarcza to, że idą do pracy, przepracują swoje i dostają pieniądze. Zastanów się, jak jest z Tobą.
Potrafisz spędzać dnie na wykonywaniu jakiejś pracy o bliżej nieokreślonych rezultatach? To znaczy, że możesz iść do korporacji i objąć stanowisko jakiegoś managera czy specjalisty.
Jeśli napędza cię to, że dość szybko i wyraźnie widzisz rezultaty, polecałabym inną gałąź.
Jeśli jesteś fryzjerem, ogrodnikiem – widzisz wyraźne rezultaty swojej pracy. Podobnie gdy jesteś strażakiem, lekarzem, nauczycielem, adwokatem. Jeżeli masz osobowość społecznika, tego typu zawody powinny przynieść ci dużo satysfakcji.
Natomiast wiele osób obecnie pracuje w dużych firmach, na jakichś stanowiskach, wykonując jakieś zadania, które przynoszą ponoć jakieś wyniki – ale oni ich nie widzą i nie doświadczają – i to może powodować poczucie bezsensu wykonywanej pracy.
Kontakt z ludźmi
Lubisz mieć kontakt z ludźmi? A jeśli tak, na jakich zasadach?
Gdy byłam na studiach, wydawało mi się, że mogłabym pójść całkowicie w translatorykę. Zajmowałam się tym co prawda przez jakiś czas….. ale odkryłam, że to nie dla mnie.
Chciałam jakoś bardziej bezpośrednio wpływać na życie ludzi – więc zaczęłam ich nauczać.
Jednocześnie 4 godziny pracy dziennie w zupełności mi wystarczą – jestem osobą wysoko wrażliwą i tak intensywne kontakty z ludźmi (zwłaszcza w takiej pracy, w której jestem skupiona i muszę reagować non stop przez całą lekcję) mnie po prostu wypompowują. Później zostaje już tylko disco polo albo „Pingwiny z Madagaskaru” plus whiskey :- )
Jeśli nie chcesz myśleć o pójściu do pracy ze ściśniętym żołądkiem i zmierzeniu się z innymi ludźmi, warto przemyśleć kwestię kontaktów z nimi.
Gap year
W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje coś takiego jak gap year – czyli roczna przerwa między szkołą średnią a …. całą resztą. W tym czasie młody człowiek ma czas zastanowić się nad sobą i siebie sprawdzić. Wiem, że wiele osób decyduje się wtedy na wolontariat zagranicą.
Uważam to za mega dobry pomysł! Ten rok przechodzenia w dorosłość bez pośpiechu może wiele rozjaśnić w głowie i co za tym idzie – w życiu.
Marzenia
Marzenia – dobra rzecz, jeśli w kontekście zawodowym są przekuwane na działanie. Znam kilka osób, które od zawsze wiedziały co chcą robić zawodowo – i to robią. Ale nie jest ich zbyt wiele.
Jednak najczęstszym błędem, które powielają kolejne pokolenia i jeszcze raz powtórzę, jest
życie wyobrażeniem. I zazwyczaj działa to tak, że albo się nie doceniamy, albo przeceniamy. Powiem na swoim przykładzie:
W podstawówce, gdzie nauczyciele gasili każdy mój entuzjazm, ostatecznie przeznaczając mnie jako niechlubny odpadek do szkoły zawodowej (tekst o tym TU) a to tylko dlatego, że nie radziłam sobie z żadnym ścisłym przedmiotem, a potem szkole średniej (nieszczęśliwie wybranej – mechanicznej…KLIK…) nie miałam zbyt wielu widoków na przyszłość.
Pojawiały się co prawda kolejne osoby, które mówiły mi, ze moja przyszłość jest w językach obcych (miałam do nich szczególny dar) ale ja jednak widziałam się na którymś ze stanowisk naszego SDH Klimczok. Jeśli szczęście dopisze – działu odzieżowego, na którym sprzedawałabym eleganckim paniom apaszki i parasolki.
(próbowałam i tego – dziś wiem, że nie ma nudniejszego zajęcia niż praca na dziale odzieżowym!)
Przeszłam w swoim życiu też przecenianie się – co bardziej było wynikiem braku doświadczenia i świadomości, że właściwie można spróbować wszystkiego.
Co racja, to racja – dzięki temu, że spróbowałam, wiem już, czego na pewno nie chcę.
Czy coś jest ze mną nie tak?
W końcu, pewnego razu, których było kilka, zadałam sobie to pytanie. Bo jak to jest, że jedna osoba może codziennie, przez szereg lat wstawać o 5.00 rano by przez kolejne 8 godzin bez szemrania wykonywać najbardziej niedorzeczne polecenia, a ja już po kilku dniach czuję się jak niewolnik? W dodatku wszędzie, gdzie się pojawię, widzę potencjał na zmiany i od razu wiem, co nie działa? Czemu nie umiem iść „na układ”, to załatwić pod stołem, a tamto przemilczeć?
I dlaczego są osoby, które podziwiam za to, że całe życie poświęciły na wykształcenie się w jednej jedynej dziedzinie i są w niej mistrzami, a mnie interesuje tyle zagadnień, że zawsze mam o czym pogadać z ogrodnikiem, fotografem, trenerem jazdy konnej, miłośnikiem gier komputerowych, walk wręcz, diety ketogenicznej, makijażu, origami i religioznawstwa? Pracuję z wieloma cudzoziemcami, ludźmi z przeróżnych zakątków świata i zawsze znam choć jedno słowo w ich rodzimym języku! Czy coś jest ze mną nie tak? Gdzie moja przyszłość, kotwica? – pytałam siebie raz po raz.
Okazało się, że to JEST OKEJ. Utwierdził mnie w tym jeden test a potem kilkugodzinne spotkanie, podczas którego ten test (całkowicie dotyczący mnie) ze mną omawiano. Chcę Ci o tym napisać – następnym razem. Warto było w to wejść – a było to wydarzenie przełomowe w moim życiu. Poczekaj – możesz zapisać się na newslettera, otrzymasz nienachalne powiadomienie, gdy wpis się pojawi.
Zostańmy jeszcze chwilkę tutaj
Pozwól, że powtórzę: Tobie może się wydawać, że
bez problemu będziesz stawać o 5.00 rano jak i to, że spokojnie możesz pracować tylko popołudniami do późnego wieczora.
I to, że potrafisz być dyspozycyjny i bez problemu odbierać po godzinach pracy lub na urlopie telefony od szefa.
I że masz przecież ciepły polarek, w którym spokojnie możesz siedzieć bite 8 godzin w chłodnej kanciapie bez okna.
I że na pewno trafisz na fajną ekipę w pracy – a jeśli nie, ty taką stworzysz.
Że tylko skończysz studia i od razu wybędziesz na zachód i tyle cię widziano.
Że rypanie na budowie w 30 stopniach możesz uprawiać dzień w dzień do późnej starości – przynajmniej się opalisz.
Że totalne, codzienne zmęczenie po pracy, wyżywanie się za kółkiem z powodu błędów i głupot, które popełnili wszyscy w ciągu dnia – jako ze pracujesz z samymi idiotami, a w końcu wypalenie zawodowe – to normalne, każdy tak ma.
Nie każdy. Im człowiek bardziej świadomy siebie, bardziej wsłucha się w swoje realne potrzeby i po prostu pójdzie ich tropem – tym wiedzie po prostu bardziej szczęśliwe, bo spełnione życie. Niezależnie od tego jak żyjesz, co wybrałeś, wybrałaś, wybierzesz, zawsze będę wtórować TYM POSTEM.
Raz jeszcze, co moim zdaniem warto wziąć pod uwagę, wybierając ścieżkę zawodową:
– kwalifikacje i dalsze kształcenie się (również za swoje pieniądze, co jest np. nieodłączną częścią życia lekarza)
– godziny pracy i czas pracy (ile czasu chcesz poświęcić na pracę i jaką część doby?)
– samotnik czy społecznik ; introwertyk czy ekstrawertyk (a to dopiero początek drogi! Muszę o tym wkrótce napisać, by odczarować kilka spraw!)
– dyspozycyjność, w tym np. środek transportu do pracy
– umiejętność podejmowania szybkich i trafnych decyzji (np. ratownik medyczny, lekarz, strażak)
– osobowość lidera czy podwładnego
– zarobki; czy nie masz nic przeciwko niższym zarobkom, kiedy czujesz, że robisz coś ważnego? (np. nauczyciel)
– środowisko pracy (czy jesteś w stanie wysłuchiwać kilka- kilkanaście godzin rubasznych żartów np. na budowie?)
– komfort pracy (posiłki, temperatura, odzież)
– poziom odpowiedzialności, którą możesz ponieść
Zgadzasz się z tym? Co jeszcze można wziąć pod uwagę? A może masz już takie wybory za sobą? Jak to było u Ciebie? Podziel się w komentarzu lub na Facebooku. Ciąg dalszy nastąpi!