Zawód: hejter

Była zima. Jak co wtorek miałam zajęcia z dwójką moich francuskich studentów. Na hasło „Jak spędziłeś weekend?” jeden z nich parsknął dzikim śmiechem i zaczął mi opowiadać pewną późno piątkową historię. Już w trakcie opowieści leżałam na stole i płakałam ze śmiechu. Potem wersję drugiego – tę samą, ale z jego perspektywy – usłyszałam godzinę później. Historia rozeszła się po całej firmie i można rzec: zrobiła ludziom dzień!
Nawet teraz gdy ją sobie przypominam, czuję łaskot chichotu w gardle.

 

 

Nie wszyscy odebrali to tak samo. Gdy okazało się, że historia została wspomniana – dość humorystycznie – w Internecie,  zeszłam do sekcji komentarze i mina mi zrzedła.  Kilkadziesiąt osób mieszało moich Francuzów z błotem. Wymyślali im od głupich małp,  hołoty, debili, grożąc nawet zemstą „za Wołyń” (kilka osób założyło, że to musieli być Ukraińcy).
A ja miałam przed oczami dwóch sympatycznych, zwariowanych chłopaków, którzy tak naprawdę nie zrobili niczego złego! No dobrze, może niemałym przyczynkiem był spożyty alkohol, ale nie wyrządzili żadnej szkody społecznej! Po prostu zrobili sobie zabawny żart w centrum miasta i akurat nagrała ich kamera przemysłowa, a potem poszło lawinowo czyli straż miejska, przesłuchanie,  wzywanie szefa chłopaków w środku nocy na komisariat (gdyż żaden z 6 policjantów nie mówił ani po angielsku, ani – tym bardziej – po francusku) i ….. mimo wszystko wesoła historia z Bożym Narodzeniem w tle, które oni z pewnością będą przez lata opowiadać swoim dzieciom i wnukom, a ja za nic w świecie nie chciałabym, aby  kiedykolwiek dowiedzieli się, co na ich temat wypisywali obcy ludzie w Internecie.

 

 

Glejt  na  hejt

 

 

Mało jest osób, które za wylewanie swoich negatywnych emocji w połączeniu z wyobraźnią działającą na najwyższych obrotach, dostają  wypłatę. Ale wyobraźcie sobie, że taki (dys)honor spotkał Tomka Giemzę – głównego bohatera filmu Jana Komasy „Sala samobójców. Hejter”. Tomek, zwany przez swoich protegowanych Tomalą, próbuje zaistnieć w Warszawie. Po tym jak wylatuje z prawa skręca bardzo w lewo – i potem jest tylko gorzej. Dostaje pracę w dużej firmie zajmującej się…. fabrykowaniem fake newsów. Jego szefowa (Agata Kulesza) szybko dostrzega w nim talent, a Tomala rośnie w jej oczach po każdym zleceniu, które zawsze musi być sfinalizowane czyimś upadkiem na zlecenie; to znanej youtuberki sportowej, to młodego polityka. Tomala nie przebiera w środkach, jest niczym strzelec wyborowy na wstrzymanym oddechu.

 

Jednak ciekawą informację o Tomku otrzymujemy już na początku filmu – jak wiadomo, każde nieludzkie zachowanie ma jakieś źródło, gdzieś miało swój początek. Być może Tomek sam na siebie ukręcił bicz gdy zainstalował podsłuch w domu Krasuckich – swoich protegowanych? Gdy chciał podsłuchiwać ich piękną córkę Gabi, a usłyszał nieco więcej, o sobie? Niby nie usłyszał niczego złego, ale zupełnie inaczej brzmi gdy takie komenatrze słyszmy bezpośrednio, w lekkim żarcie i od razu możemy się do nich odnieść – a  nie  komentarze  za plecami.
W Tomali rośnie gniew, a (wirtualny) świat, w którym się obraca stwarza mu idealne pole do przelania każdej kropli goryczy, która niczym efekt motyla, ma druzgocący wpływ na wielu ludzi z prawdziwego, namacalnego świata i doprowadza do katastrofy.

Tacy ludzie jak Tomala istnieją naprawdę – podpieracie się ich opiniami, kupując różne produkty w Internecie czy korzystając z wielu usług. Oto ONI.

 

 

 

Wredne  dziewczyny

 

 

 

Chyba nie mogłam trafić na ten film w lepszym momencie! Pomiędzy zapisywaniem idei na ten post, włączyłam telewizor. A tam …. „Wredne dziewczyny” w reżyserii Marka Watersa. Rok 2004, czasy raczkującego Internetu – ale film doskonale oddaje wygląd hejtu i jego następstwa – ucieleśnia go w postaci uczniów jednej ze szkół i wypycha na szkolne korytarze.

Oto na światło dziennie wypływa tak zwany Zeszyt Wstydu – prowadzą go cztery koleżanki (wredne dziewczyny) zapisując w nim różne wstydliwe wyznania i osobiste hejty. Ich „królowa”  – Regina w akcie zemsty produkuje w nim tak zwanego fake newsa. To uruchamia całą lawinę wydarzeń, które są nie do opanowania; kolejne uczennice dowiadując się niepochlebnych informacji na swój temat, dotąd trzymanych w Zeszycie Wstydu, wylegają na korytarze szkoły, gdzie w ruch idą pięści i zęby. W końcu dyrektor szkoły stawia temu kres i zagania wszystkie dziewczęta do sali gimnastycznej. Tam, w akcie bezradności oddaje pałeczkę koleżance po fachu, a ta zadaje pytanie:
– Niech podniosą ręce osoby, które usłyszały coś niemiłego na swój temat  (po kolei wszystkie ręce idą w górę)
– A teraz, niech podniosą ręce osoby, które powiedziały coś niemiłego na czyjś temat (sytuacja z rękami się powtarza)

 

Jak nauczyciele rozwiązali problem ucieleśnionego hejtu? Zachęcam Was do seansu „Wrednych dziewczyn”. A tymczasem…..

 

 

 

„Nigdy w życiu nie napisałam nikomu niczego złego w Internecie”

 

 

 

Te szokujące słowa wypowiedziała aktorka Olga Bołądź, w kameralnym wywiadzie z Agnieszką Frykowską, dziwiąc się ilości wszechobecnego hejtu. Zawstydziła mnie tym wyznaniem, bo ja nie mogłabym powiedzieć o sobie tego samego. NIESTETY. Jako chrześcijanka kochająca Boga nie raz nie dwa zamieściłam komentarz, który:

 

– niczego nie wnosił do tematu  = nie budował
– nie był prawdą na temat danej osoby
– niepytana, wyrażałam swoje opinie nie do końca na temat i moja wypowiedź nie proponowała dialogu
– zwalczałam czyjś hejt, hejtem

 

Co mi się wtedy wydawało:

 

– że walczę ze złem, głupotą, podłością, niedoinformowaniem
– że jeśli nie zamieszczę jakiegoś komentarza, nie uratuję nikogo!
– że przecież nikogo nie zranię, bo jeśli ktoś zamieszcza prowokacyjne wpisy, sam się prosi o guza
– że dzięki mojemu komentarzowi przynajmniej jedna osoba w cichości swego domu posypie głowę popiołem i z czasem  zmieni swoje poglądy
– że miłość chrześcijańską mogę cały czas czuć w sercu do tej osoby, ale strofowanie jest częścią jej zmiany na lepsze
– że miłość chrześcijańską mogę cały czas czuć w sercu do tej osoby, a moja  krytyka to zawsze krytyka konstruktywna
– że realnie zmieniam świat na lepsze
– a przede wszystkim, że wszystko kontroluję

A Tobie, co się jeszcze wydawało?

 

 

 

 

Od jakiegoś czasu komentuję świadomie.  Inaczej:  wytoczyłam wojnę własnemu hejtowi! I do tego samego zachęcam Ciebie.  Komentuję świadomie = badam swoje intencje.
WIEM, że to nie jest łatwe – wymaga przyznania się do tego, że coś szwankuje w naszych emocjach – bo to o nie głównie chodzi.

 

 

 

Hejt – jak to łatwo powiedzieć

 

 

 

Czy nie macie wrażenia, że wiele osób nadużywa określenia hejt? Ktoś nie zgadza się z czyjąś opinie i od razu: jesteś hejterem! 
To nie tak.
Każdy z nas widzi świat i sprawy inaczej. Każdy z nas ma prawo do życia po swojemu – o ile nie szkodzi innym – i ta sama zasada mogłaby mieć miejsce w świecie wirtualnym; mam prawo do własnego zdania, pod warunkiem, że nie szkodzę innym. Tu chodzi o motywacje – i to z nich ostatecznie każdy z nas zda sprawę.

 

 

W Internecie dochodzi moim zdaniem przede wszystkim do nieporozumienia – nie rozmawiamy ze sobą na żywo, a przecież lwia część naszej komunikacji nawet podczas dialogu, odbywa się pozawerbalnie! (czyli: nie za pomocą słów) czasem, zanim się w ogóle odezwiemy słowem! Cytując Dianę Nowek : „Czasem będzie to 100% – zanim zdążymy się odezwać, np. wychodząc na scenę. Czasem będzie to 50% lub dużo mniej, np. rozmawiając przez telefon.” [1]

 

 


Pisząc, gapiąc się w klawiaturę nie jesteśmy w stanie reagować na siebie nawzajem jak na żywe, czujące istoty.  Wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby wszyscy uczestnicy Internetu byli zmuszeni prowadzić ze sobą dialogi używając jedynie kamer internetowych i rozmawiając ze sobą? Ile hejtu by się wtedy ostało? Myślę, że powstałby niejeden most porozumienia – bo gdy słyszymy czyjś głos, ton, który nie tylko oznajmia, ale i przekazuje treść, nasz odbiór staje się zupełnie inny.
Widząc tylko suche słowa okraszone (jakże pomocnymi!) emotami (btw, emotions – emocje!) często nie wiemy, czy dana osoba żartuje niewinnie czy może sarkastycznie.  Czy zależy jej na nawiązaniu porozumienia, czy tylko przedstawienia w Internecie SIEBIE.

I póki co pomocą przychodzi jedna, jedyna rzecz, która może uratować ludzkość :

 

 

EMPATIA

 

 

Wiem, że wielu ludzi w społeczeństwie żyje w napięciu – mimo, że  wszyscy stale przeżywamy JAKIEŚ emocje; złość, poczucie bezradności, oburzenie, napięcie, smutek, rozczarowanie – wiele osób nie wiem, jak nad nimi królować, jak dawać im ujście ZANIM znokautują drugiego człowieka NAWET JEŚLI on jest prowodyrem.
Nagle jeden, często neutralny wpis uruchamia całą lawinę w nas. Kto pamięta, jak to się zaczęło?

 

 

(…) po jakimś czasie reagowaliśmy nie tylko na nadużycia, ale nawet na zwykłe przejęzyczenia. Zaczęła nas pochłaniać wściekłość, byliśmy rozsierdzeni niedoskonałością innych ludzi. Ten zataczający coraz szersze kręgi gniew był zupełnie nieadekwatny do wagi przewinień – ot, jakiś celebryta powiedział coś głupiego. To nie była satyra, to nie było dziennikarstwo, to nie był krytycyzm. To była kara. Czuliśmy się dziwnie i nieswojo, kiedy akurat nie mogliśmy być na kogoś wściekli. Te dni, gdy nie dawaliśmy wyrazu swojemu oburzeniu, wydawały się nam bezproduktywne niczym dreptanie w miejscu czy obgryzanie paznokci. [2]

 

 

Jako dzieci nie jesteśmy zazwyczaj uczeni radzić sobie ze złymi emocjami –czyli takimi, które nieujarzmione, zadziałają jak bumerang! zazwyczaj słyszymy „Uspokój się!” , „Nie zachowuj się tak!”, „Przecież to nic takiego!” – to, co odczuwają dzieci jest często ignorowane, trywializowane, wyśmiewane i napiętnowane. Obserwuję to każdego dnia na ulicy i w sklepach! Mam wrażenie, że rodzice, których spotykam bardzo żałują, że zdecydowali się mieć dzieci!  Wpajają im mnóstwo własnej złości – bo i im wpajano. Błędne koło.

 

Być może byłeś, byłaś takim dzieckiem. Dziś, czytając ten tekst jesteś dorosłym człowiekiem, który chce żyć dobrze. I próbujesz poskładać te dwie rzeczywistości: realną i wirtualną – a wszystkie starania spychają Cię do tego pierwotnego instynktu, który każe Ci niezmordowanie bronić swojego ego, toczyć wirtualne wojny, które prowadzą jedynie do kolejnych wirtualnych wojen, a tak naprawdę do wewnętrznego zacietrzewienia i przekonania, że ludzie to idioci.

 

Jedyna słuszna wojna, która ma prawdziwy sens i może realnie zatrzymać hejt w Internecie to wojna przeciwko własnemu ego.  Nie wiesz jak ją zacząć? Może dziś po prostu naciśnij czerwony krzyżyk na górze ekranu. Ten przycisk ma moc zmieniania świata!

Czerwony krzyżyk ma właściwości terapeutyczne, chociaż wcisnąć  go po raz pierwszy jest bardzo trudno, bo to oznacza, że ostatnie słowo nie będzie należało do Ciebie.
Odkąd pozwoliłam innym, by  ostatnie słowo należało do nich – moje dni są piękniejsze. Zaraz ……. nie istnieje coś takiego jak ostatnie słowo!  Wspominałam już, że to niekończąca się wojna? I TYLKO TY masz moc ją zakończyć.

 

 

„Umieram ze wstydu”[3]

 

 

Czy zdarzyło Ci się kiedyś, że zrobiłeś, zrobiłaś coś mniej lub bardziej haniebnego (np. popełniłeś, popełniłaś plagiat, rzuciłeś niewybredny żart w przestrzeń publiczną) i konsekwencje tego okazały się większe niż się spodziewałeś? Ty miałbyś ochotę rzucić „I o co taka afera?!” – a okazało się, że tysiące, a może i miliony osób, które dowiedziały się o Twojej wpadce lub źle zinterpretowały Twoje napisane słowa  i którym jesteś w dodatku zupełnie obojętny, zrobiły nad Twoim życiem tak zwaną g*burzę? Jednym komentarzem (pomnóż przez tysiące…) skazały Cię na społeczną banicję, upokorzenie, wstyd. Ileż razy robimy to na przykład z celebrytami? „Stworzyliśmy kulturę, w której ludzie czują się nieustannie kontrolowani; w której obawiają się być sobą.”[4]

 

 

Zanim przejdę do dwóch Amerykanek, podam przykład rodzimy.
„Jakie ona ma grube uda..” – przeczytałam komentarz pod zdjęciem pewnej, sympatycznej bohaterki polskiego reality show. Zrobiło mi się wstyd – mimo, że to przecież nie o mnie, zapragnęłam ją ochronić! Miałam nadzieję, że nie przeczyta tego bezsensownego komentarza.

 

Adam, uczestnik „Ślubu od pierwszego wejrzenia” też potwornie naraził się Internautom; okazał się niestały w obietnicach, a w rezultacie porzucił świeżo poślubioną dziewczynę, którą poznał – jak nazwa programu wskazuje – w dniu ślubu.
Ależ mu się oberwało! Przyznaję, nie podobała mi się jego nieelegancka postawa; tego kluczenia, zwodzenia, kiedy on już zdecydował. Nadałam mu przez telewizor, siedząc na kanapie – ale znaleźli się ludzie, którzy swoje niezadowolenie zamieścili pod jego profilem na Instagramie, między innymi rzucając : twarz dziecka z Downem!
I to był chyba moment, kiedy po raz pierwszy, a może drugi rozpłakałam się, przeglądając Internet. Dotarło do mnie wtedy chyba ostatecznie ilu ludzi jest złych, ilu nieszczęśliwych, a ilu po prostu złych – bo nieszczęśliwych. Ilu ludzi musi codziennie się męczyć, żyjąc podwójnym życiem…. Przecież nie wyrzuciliby takich słów Adamowi twarzą w twarz – nie wierzę w to! Ilu z nich (ilu z nas?) cieszy się sympatią i uznaniem ludzi w swoim środowisku i tak sobie rekompensuje swoją wewnętrzną wojnę, którą regularnie prowadzi za pomocą klawiatury?
Te wszystkie chwile zawodu, rozdrażnienia, napięcia,  samotności (których sprawcą zawsze był przecież  jakiś człowiek) wystrzeliwuje maszynowo na oślep.  A i tak

 

 

Płatek śniegu nigdy nie czuje się odpowiedzialny za lawinę. [5]

 

 

 

Mam na imię Jurek, jestem anonimowym hejterem…

 

Może to pora aby zastosować metodę H.A.L.T? Anonimowi Alkoholicy mają program, który pomaga im zwalczyć pokusę picia poprzez uświadomienie sobie swojego obecnego stanu psychofizycznego i szybko na niego zareagować.
Skrót HALT powstał od angielskich słów:
Hungry  (głodny)
Angry (zły, rozgniewany)
Lonely (samotny)
Tired (zmęczony)

Okazuje się, że alkoholik traci główny cel z oczu (trzeźwość)  będąc pod wpływem jednego z tych stanów. Gdy go „uzupełni” nie wraca do nałogu.  Więcej znajdziesz poniżej, w sekcji Okno dialogowe

 

Pisarz i dziennikarz Jon Ronson przemierzał Stany wzdłuż i wszerz, szukając ofiar linczu internetowego  i sprawdzając, jak się mają. Tak trafił na dwie kobiety, których nie wspomnę z imienia i nazwiska (w książce ich nazwiska padają wiele razy) – tak się składa, że na TEN post jednej z nich natrafiłam w odmętach Internetu – pomyślałam tylko „Co za kretynka” – i zamknęłam stronę wdzięcznym, czerwonym krzyżykiem.  Tymczasem Stany Zjednoczone zahuczały niczym fala tsunami! Jedna z nich została całkowicie wykluczona z ponad trzystumilionowego społeczeństwa, grożono jej gwałtem i najokrutniejszymi formami morderstwa jeszcze ZANIM po locie samolotem uruchomiła swój telefon i zaskoczona przeczytała lawinę tych komentarzy pod swoim adresem. W ciągu jej lotu samolotem powstała nawet w Internecie grupa śledząca jej lot!!

 

 

Drugą spotkało w zasadzie to samo.  Za niezbyt wyszukane zdjęcie, które nie dość, że miało być zabawne, co też prywatne , panią Lindsey spotkała kara od społeczeństwa:  groźby, nienawiść, w rezultacie utrata pracy, reputacji,

 

 

DEHUMANIZACJA

 

 

Bo to właśnie robimy wobec osób, które krzywdzimy.

 

Odczuwamy potrzebę dehumanizacji osób, które skrzywdziliśmy – zanim to zrobimy, w trakcie, a także potem. [6]

 

 

Dzięki odczłowieczeniu, my – oprawcy  czujemy się nadal ludźmi. Ludźmi, którzy właśnie teraz  postępują właściwie i piszą to, co powinni, a osoba po drugiej stronie ekranu przestaje być czyjąś ukochaną wnuczką, czyimś bratem, kochającym tatą czy pomocną sąsiadką. Popełnia błąd i my zasiadamy w niewidzialnym sądzie kapturowym, w którym skazujemy ją na bycie nie – człowiekiem. Ale Internet jest znacznie gorszy niż sala sądowa, bo

 

 

Kiedy oskarżą cię w Internecie, nie masz żadnych praw. [7]

 

 

 

„Złą”, „debilną” osobą już sobie nie zaprzątamy głowy. Może stracić pracę (dobrze jej tak!) dobrą opinię (w końcu wyszło szydło z worka!) godność (tylko prawdziwa kanalia i debil zrobiłby coś takiego!) i pokazujemy jej gdzie jest jej miejsce – w nicości, niebycie (wyświadcz ludzkości przysługę, weź sznur i się „powieś). Nie ma przebacz! Internet nie zapomina! Wypalamy tej osobie szkarłatną literę na wieki  my, którzy sami nie jesteśmy wieczni.[8]

 

 

Przykład idzie z góry

 

 

 

Zniszczono komuś życie. I z jakiego powodu? Żeby stworzyć medialny spektakl? Naszym przeznaczeniem jest pokonywać kolejne życiowe trudności, dopóki nie zestarzejemy się i nie umrzemy.
Tymczasem media społecznościowe stworzyły scenę, na której wciąż rozgrywają się sztucznie wykreowane, pełne napięcia dramaty.[9]

 

 

 

Na pewno kojarzycie kilku naczelnych hejterów Rzeczpospolitej – przykład idzie z góry. My – Polacy nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Pewna pani profesor prowadząca zajęcia ze studentami z dialogu politycznego, jako antyprzykład przerabia „dialogi” na polskiej scenie politycznej, wywiady. Słuchaliście kiedyś? Tego nie da się słuchać! Politycy przekrzykują się nawzajem, nie pozwalając dokończyć zdania! Dla mnie przyjemnością są wywiady przeprowadzane przez nieprofesjonalnego dziennikarza, Karola Paciorka na jego kanale Imponderabilia. Tam można odetchnąć i z przyjemnością posłuchać dialogu. Karol Paciorek prawdopodobnie nigdzie nie uczył się jak dobrze przeprowadzać wywiady – a jestem pełna podziwu dla niego,  z jaką uwagą i szacunkiem traktuje swoich gości.

 

Mam nadzieję, że będzie (a może już jest!) widoczną, dobrą zmianą w Internecie, że zabierze cały „czas antenowy” , który dziś poświęcamy dziennikarzom – informatorom, blazujących swoje dni wymyślaniem nagłówków typu: 
Zobacz, z kim zdradził swoją żonę
Aktor opublikował zdjęcie na Instagramie, internauci zareagowali oburzeniem
Gwiazda „x” odpiera słowa gwiazdy „y”
Aktorka opublikowała zdjęcie na Instagramie, ZOBACZ co napisali internauci. Nie przebierali w słowach!
    Itd.

Niech pierwszą, dobrą zmianę będzie nieklikanie w takie linki. Twój mózg, mój mózg są przeznaczone do rzeczy większych niż śledzenie afer obyczajowych. Nie karmmy trolla. Tym trollem są serwisy plotkarskie i wiele serwisów informacyjnych. One nie chcą ani mnie, ani Ciebie informować o sprawach wartościowych – jedynie zarabiać na naszym czasie spędzonym w Internecie.  A nasze życie ucieka.

Powiem Wam coś.  Media społecznościowe – bo o nich tu mowa – stworzyli ludzie, którzy teraz zdają się tego żałować – zapraszam do TEGO POSTU.

Ale to ode mnie i od Ciebie zależy, jaki użytek zrobimy z tym narzędziem, bo to tylko narzędzie. Jak nóż. Nożem można pokroić chleb i nakarmić człowieka, ale nożem można też odebrać komuś życie.
Za mocne słowa? Posłuchajcie tego:

 

 

 

 

Kiedyś poprosiłem zawstydzonego publicznie mężczyznę (…) żeby opisał, jak się czuł, kiedy go poniżano w sieci.
– Gorzej, niż kiedy mój ojciec mnie brutalnie pobił – odpowiedział. [10]

 

 

 

Kiedyś – jeszcze do niedawna – należałam  do fejsbukowej  grupy zrzeszającej miłośników ptaków.  Pewnego dnia  przyłapałam mojego kota, który właśnie upolował pisklę, które wypadło z gniazda. Wzięłam pisklaka i starałam się mu pomóc. Tylko nie wiedziałam, co mogę zrobić. W akcie desperacji napisałam post w grupie miłośników „cudownych ptasich gardziołek” i „małych Bożych stworzonek”. Zamiast pomocy – fala hejtu. Najbardziej oberwało się Gackowi (kot) zaraz potem mnie – że jestem skrajnie nieodpowiedzialna, wypuszczając kota na zewnątrz! Że kot powinien siedzieć w domu dla bezpieczeństwa własnego i ptaków! Że teraz to po ptokach (dosłownie) i może zmądrzeję. Nie pytałam nikogo o to jak opiekować się kotem, tylko jak uratować pisklę! W tym temacie nikt mi nie pomógł. Ludzie skupiali się na wylewaniu wiadra pomyj na głowę moją i Gacka.
Zrozumiałam wtedy, że te nieznane mi osoby nie wiedzą N.I.C  o mnie, mojej codzienności i o tym, dlaczego mój kot wychodzi na zewnątrz (w dalszym ciągu). Jeszcze tego samego dnia, z niesmakiem opuściłam grupę.

 

 

To nie hejt tylko …

 

 

Czym jest zamieszczenie emotki  hahaha  w grupie zdrowego odżywiania  pod postem  pt. Czy to źle, że przekroczyłam tłuszcze?”   ?

A ten komentarz?

 

 

Czy poprawianie błędów ortograficznych człowieka na etapie leczenia nowotworu, który nie wie, jak walczyć z bulem  i ma już dość hemii, jest dobrym sposobem zmieniania świata na lepsze swoim urażonym : „Bólem….. chemii….. szanujmy język polski” ?

 

Jak mam wyobrazić sobie przeciętny dzień człowieka, który zamieszcza takie komentarze?

 

A ten?

 

 

 

Czy jest sens odpowiadania na taki komentarz? Nie sądzę.
Ale na pewno jest sens reagowania na taki komentarz!
Pod postem pani, która swoją złość (a może po prostu zły dzień) wylała w komentarzu na temat wagi a zajścia w ciążę, zamieściłam bardzo prawdziwy komentarz:

 

„Kolekcjonuję hejty. Dziękuję za dostarczenie ciekawego egzemplarza :- )”

 

Zebrałam nawet sporo lajków – ale  i uświadomiłam sobie, że każdy z nas, kto jest już zmęczony hejtem w Internecie, ma realną moc reagowania.  

Jak to zrobić nie dehumanizując człowieka?

 

Chwal publicznie, krytykuj prywatnie

 

 

 

Nie zrozumcie mnie źle! Poczucie humoru jest nam wszystkim potrzebne! Uwielbiam inteligentne żarty, teksty rozładowujące trudne sytuacje (moim number one z protestu w Warszawie pozostaje “Kot może zostać” :- ))) ale zacznijmy dbać o to, by  nasze żarty nie uderzały kogoś w twarz, nie były chamskie. Przykład :

Sama byłam naprawdę z siebie niezadowolona, gdy pod postem pewnego blogera ( nie mogę robić mu aż taaaakiej reklamy ze względu na fakt, iż aura tajemniczości, jaką się otacza kryjąc się za herbem żółtego ołówka, może być zabiegiem nie tylko wysoce zamierzonym marketingowo, ale i wynikiem zaawansowanego introwertyzmu :- ) ) wyraziłam swoją opinię książkowo: najpierw chwaląc („Super pomysł!….”) a potem jakby trochę dźgając („…ale szkoda, że nie….”) . To nie był hejt, ale…. miała to być opinia chwaląca, czy moralizująca? Jak mówię: nie byłam z siebie zadowolona, ALE ten przykład uświadomił mi, że można inaczej, można lepiej, że nie trzeba za każdym razem wprowadzać do Internetu SIEBIE. Dziś wyrażenie urażonej laluni „ale szkoda, że….”  zamieniłabym innym.

 

Następnie napisałam do Autora tamtego wpisu wiadomość prywatną – bardzo go cenię i naprawdę nie chciałam by zabrzmiało to czepialsko. Jednocześnie dało mi to do myślenia.

 

 

Doceniam zasadę „Chwal publicznie, krytykuj prywatnie” – zazwyczaj robimy na odwrót, prawda?
Jak kiedyś już wspominałam, w czasach zamierzchłych należałam do pewnej chrześcijańskiej, protestanckiej denominacji, w którym była pewna niewygodna zasada:  jeśli masz coś do kogoś z kościoła, najpierw porozmawiaj z nim osobiście (nie rozsiewaj plotek, nie obgaduj)

To oznaczało, że ja we własnej osobie muszę stawić czoła wielu niedogodnościom i dyskomfortowi związanym z konfrontacją z tym człowiekiem. Mogłam być zła na siostrę, która przyszła mnie napomnieć  ale jednocześnie doceniałam to, że się na to zdobyła – że zależało jej na mnie!

W konfrontacji osobistej dzieją się rzeczy, które nie dzieją się – bo   im nie pozwalamy – w  przestrzeni internetowej:

 

☕ dajemy sobie czas na przemyślenie własnych słów i charakteru konfrontacji
☕  nie lecimy do człowieka natychmiast; jeśli mamy coś do kogoś,  zazwyczaj mija noc, podczas której możemy się z tym czymś przespać. Rano (zawsze!)  zyskujemy nową perspektywę, dajemy się wyciszyć emocjom. Im dłuższy czas mija, tym więcej rozumiemy
☕  rozważamy swoje stanowisko i argumenty. Nie rzucamy byle frazesów, bo nie chcemy się skompromitować
☕ badamy własne MOTYWACJE i decydujemy, czy zależy nam na TEJ OSOBIE.

 

Jeśli nam nie zależy – odpuśćmy!   Jeśli nie czujemy szacunku – odpuśćmy!   Jeśli nie czujemy empatii – odpuśćmy!   Jeśli nie zamierzamy być pokorni– odpuśćmy!   Jeśli nie zamierzamy być życzliwi – odpuśćmy!  Jeśli nie mamy zamiaru użyć słowa „Przepraszam”  – odpuśćmy!   Jeśli widzimy się jako mentora, tutora, sędziego – odpuśćmy!   Jeśli nie zamierzamy uważnie słuchać człowieka – odpuśćmy!  
Jeśli chcemy „pomóc”, ale nie kieruje nami miłość do człowieka – odpuśćmy!  

 

 

 

Kiedy prowadzisz wojnę ze sobą – nie bierz jeńców. [11]

 

 

Każdy uczestnik dyskusji internetowej ma moc reagowania i blogerzy też mają moc reagowania! – nie musimy się godzić, by pod naszymi postami czytelnicy obrażali nas albo siebie nawzajem.
Nie musimy zamieszczać hejtujących komentarzy.
 Zacznijmy oczyszczać strefę Internetu – zaczynając od własnego podwórka; bloga, vloga, fanpage’a, Instagrama i tak dalej.
U mnie nie ma już na to zgody.
Jeśli jestem sadownikiem i dokładam starań, by ludzie jedli dobre owoce  z mojego sadu to zamknę drzwi przed tymi, którzy posypują moje drzewa trucizną – tylko dlatego, że  mieli jej w nadmiarze.

 

 

Odkryłam dobry sposób z życia codziennego, idealny do wdrożenia na forach internetowych:
Czasem zdarza mi się jechać za pojazdem, którego nie mogę wyprzedzić; traktorem, śmieciarką, autobusem. Większość kierowców popełnia ten błąd, że siadają na ogonie takiego pojazdu – i swoich nawzajem – i tak jadą te 20 km/h zapewne gorączkując się w swoich samochodach i przeklinając.
Ja zwiększam wtedy dystans. Wystarczy 10 – 20  metrów i już funkcjonuję inaczej! Widzę przed sobą więcej, szerzej, nie jestem poirytowana, jadę zbalansowaną prędkością.
Polecam.
Gdy czujemy napięcie, zirytowanie, jedyne, czego potrzebujemy to zwiększyć dystans – zobaczymy wtedy więcej i zyskamy balans.

 

 

Okno  dialogowe

 

 

Jeśli masz z tym problem, jeśli jesteś już zmęczony, zmęczona hejtem w sieci, a nie chcesz z niej rezygnować jednocześnie nie widząc realnego końca hejtu, oto co proponuję:

 

Zapraszam Cię do nowo otwartej grupy Okno Dialogowe – tam, gdzie kończy się hejt, a zaczyna rozmowa.

 

Będziemy

– walczyć z hejtem, nie używając hejtu
– uczyć się rozpoznawać swoje emocje (m.in. dzięki programowi HALT)
– stosować ćwiczenia odhejtowujące i omawiać je
– uczyć się świadomie komentować
– testować Ścianę Płaczu
– witać każdego, nawet najbardziej zdegenerowanego hejtera, który pragnie w swoim życiu zmiany

– korzystać z przygotowanych narzędzi do komentowania i przygotowywać kolejne
– uczyć się reagować na hejt na naszych stronach internetowych
– dzielić się doświadczeniami z  pola walki
– wspierać się we wzajemnym wzroście
– poszerzać krąg świadomych użytkowników internetu
– zmieniać postać Internetu na taką, która służy nam wszystkim bez względu na przekonania

 

 

Powiedziano nam, że świat zmieniają pieniądze, władza i posłuch. Może jakoś zmieniają, ale świat na lepsze zmieniają tylko empatia, życzliwość i miłość. Wyprowadźmy te wartości na szerokie wody Internetu, zarzućmy sieci i nie pozwalajmy już, by w naszej wspólnej przestrzeni, pływały śmieci.

 

 

Życzliwość, z jaką się spotkałem, wszystko zmieniła – powiedział Mike. To właśnie ludzka dobroć sprawiła, że wszystko nabrało sensu i pomogła mi odnaleźć drogę do odkupienia.
(Mike, za jazdę pod wpływem alkoholu w wyniku której zginęły dwie osoby, skazany przez sędziego Ted’a Poe na społeczne zawstydzanie, które dzięki życzliwości społeczeństwa przyniosło nieoczekiwane rezultaty) [12]

 

Jakie jest Wasze doświadczenie z hejtem w Internecie? Czy kiedyś padliście ofiarą hejtera? Czy kiedyś wystąpiliście jako hejter? Jak sadzicie, dlaczego nie potrafimy ze sobą rozmawiać?

[1]Diane Nowek, www.linkedin.com, Jaki procent komunikacji odbywa się niewerbalnie? (7 się 2019)

[2] Cytat z książki „Wstydź się!” (Jon Ronson)

[3] Tamże

[4] Tamże

[5] Tamże

[6] Tamże

[7] Tamże

[8] Parafraza powiedzenia Arystotelesa: „Nie chowaj nienawiści po wsze czasy ty, który sam nie jesteś wieczny”

[9] Cytat z książki „Wstydź się!” (Jon Ronson)

[10] Tamże

[11] Blog Motyw Kobiety

[12] Cytat z książki „Wstydź się!” (Jon Ronson)