– Ile jesteście po ślubie?
– 5 lat
– I co, jest już rutyna?
To typowy dialog z cudzym mężem. Jak można się domyślić, niezbyt usatysfakcjonowanym życiem we dwoje już po podpisaniu papierka. On doczekał się rutyny i teraz mnie każe na nią czekać, zaskoczony, że jeszcze nie nadeszła.
Tak zwykle przebiega dialog z niezadowolonym małżonkiem, który zaczyna szukać ratunku w kobiecie innej, niż własna a winy tylko we własnej kobiecie, nie w sobie.
W oczekiwaniu na kryzys
Nie wiem, czy nie nadużywam słowa „kryzys”. Określenie, którym operują niezadowoleni małżonkowie, najczęściej odnosi się do prozy życia, która codziennie – jak to proza – nie gwarantuje sztucznych ogni, przejazdu bryczką i pikników pod rozgwieżdżonym niebem.
Ale ta złowroga proza życia tak niepasująca do naszej romantycznej, słowiańskiej duszy , nie przychodzi sama i niepostrzeżenie.
Jeszcze wcześniej pojawił się stres związany z pracą, zmęczenie, dzieci i brak czasu dla siebie. I oto mamy nieszczęśliwe, niedobrane małżeństwo, które przed nałożeniem obrączek, tak dobrze rokowało, a dziś warczy na siebie, o sporadycznym seksie nie wspominając.
W poszukiwaniu pocieszyciela
Romans zaczyna się całkiem spokojnie. Ot, znajduje się osoba płci przeciwnej (zwykle) która >ma tak samo< czyli którą też dopadło życie; współmałżonek się zmienił, na początku było inaczej, jemu/jej zależało, mieli czas dla siebie, a potem do związku wtargnął jakiś błąd krytyczny, zwany zwykle CZASEM, RUTYNĄ i wszystko zaczęło się sypać. I kiedy ta zła żona (wybaczcie , że piszę jedynie o facetach, ale to oni najczęściej szukają kochanek online) trzaska drzwiami (a za nimi pochlipuje w poduszkę…) mąż wyrusza w poszukiwaniu kogoś, kto go zrozumie i pocieszy – nie tylko dobrym słowem i radą.
Mężczyźni z którymi rozmawiałam, nie widzą innego wyjścia. Co ciekawe, ani jeden, ani razu nie rozmawiał z żoną o tym, co dzieje się między nimi („Nie da się z nią rozmawiać”). Po prostu uznają, że trzeba chwytać się każdego ratunku, idą więc na sposób znany od wieków. Czyli na skróty.
Szkoda, że romans nie załatwia ani problemu całego małżeństwa, ani nie może dać PEŁNI szczęścia jednemu człowiekowi – bo w końcu jest tajemnicą, kłamstwem, a na tym szczęścia zbudować się nie da.
Rutyna – wróg numer….jeden?
Po kilku latach małżeństwa odkryłam, co jest błędem krytycznym, który powoduje tyle nieszczęścia z rozwodem włącznie. Obserwując wiele par; szczęśliwych i tych nie za bardzo, wysłuchując wielu historii małżeńskich; szczęśliwych i tych nie za bardzo, odkryłam, że najpoważniejszym czynnikiem jest brak intymności co przekłada się na obojętność wobec partnera. za tym idzie brak szacunku.
Tu wcale nie chodzi o to, że pojawił się jakiś Stwór, który zabrał małżonkom czas a przydał pracy i stresu. Pojawił się świetnie przez nich wykarmiony przez lata Stwór, który jeden świat znów podzielił na dwa.
Intymność to nie tylko seks
Niech nie zmyli nikogo słowo „intymność”. Nie ogranicza się ono jedynie do seksu, a do całego świata przeżyć dwojga ludzi; ich wspólnych tajemnic, kodów, języka, upodobań, głębokiej przyjaźni.
Pamiętasz tę pierwszą fazę związku, w której potrafiliście rozmawiać całymi godzinami, zaszyci gdzieś w kącie, na niewygodnej ławce w parku? Czas, w którym często się obejmowaliście i całowaliście? To czas intensywnego poznawania partnera w przeróżnych sytuacjach. I uwaga: ten etap nie musi się kończyć!
Z tym, że w małżeństwie intymność bazuje często na tym, co JUŻ wiemy, co jest już wspólne.
Niestety łatwo to przegapić. I jeśli to właśnie się stanie, mamy kryzys. romans. tak zwaną rutynę. A wcale nie musi tak być.
Ponieważ nasze zawiedzenie związkiem sięga zenitu, bo druga strona najprawdopodobniej czuje to samo –myślimy sobie – a nic z tym nie robi, zaczyna nam w niej przeszkadzać wszystko. Coraz rzadziej się namiętnie kłócimy, na miejsce tego pojawia się obojętność. I wspomniany brak szacunku.
Kiedy rozmawiam z Zawiedzionymi Mężami Szukającymi Usprawiedliwienia Dla Zdrady, sugerując otwartą rozmowę z partnerką, oni mówią zawsze to samo: Mnie już właściwie nie zależy.
To jest właśnie etap, kiedy nie wychwycono momentu utraty intymności. Albo spodziewano się, że ona jak ten chwast….sama zawsze i wszędzie wyrośnie….
Budowanie intymności dzień po dniu
Kiedy kilka lat temu słyszałam co jakiś czas, że relację małżeńską należy budować każdego dnia, że to ciężka praca, a w międzyczasie przeczytałam opowieść jednej z amerykańskich kobiet, że codziennie mówi sobie „Dzisiaj wybieram Johnny’ego” (swojego męża) szczerze…. parskałam ze śmiechu. No albo się człowiek decyduje z kimś być bez ceregieli, albo nie! Ludzie, bądźmy dorośli, każdy wie, na co się decyduje! Każdy wie, jak wygląda codzienność!
No właśnie. Każdy niby wie. A jednak ma nadzieję, że jego związek będzie absolutnie wyjątkowy. Inny niż znane mu nieszczęśliwe związki. I bazuje tylko na tym, co jest w tym danym momencie. I słusznie, bo nie żyjąc w przyszłości, nie mając przyszłych doświadczeń i myślenia, nie potrafimy sobie wyobrazić jak będziemy się czuć za kilka lat. A za kilka lat, posiadając cała wiedzę na temat możliwych charakterów związku, kiedy przychodzi co do czego, bazujemy tylko i wyłącznie na jednym: poczuciu osobistej krzywdy.
To poczucie osobistej krzywdy (sławetne „Mam prawo do szczęścia!”, „Miało być inaczej”, „On/ona mnie nie rozumie” , „Zupełnie nie liczy się z moimi potrzebami” , “To jej/jego wina!” itd.) sprawia, że często wyciągamy białą flagę jeszcze przed podjęciem jakiejkolwiek próby >odzyskania< partnera.
Jak budować intymność dzień po dniu?
To jest przede wszystkim rozmowa: na bieżąco o tym, co nas boli, wkurza (łatwiej mówić o tym jednak, co wkurza, niż o tym, co boli) cieszy. W takiej rozmowie najlepiej używać w dużej dawce poczucia humoru. To świetna sprawa; znacie się już przecież nawzajem, znacie swoje poczucie humoru, wiecie jak siebie nawzajem rozśmieszyć lub trochę podpuścić.
Troska i uwaga. Sprawia, że zależy nam na parterze i jego potrzebach. Chcemy sprawiać mu drobne przyjemności bo on/ona stale jest w naszych myślach, gdzies tam…z tyłu głowy (ja np. robiąc zakupy w lokalnym sklepie, kupuję mężowi ulubiony wafelek do popołudniowej kawy)i cieszymy się widząc jego radość. Znajdujemy też czas absolutnej wyłączności (bez komórki, grzebania w sieci i w czasie na reklamy) by porozmawiać z partnerem o tym, jak mu minął dzień, co chciałby robić po południu, co sądzi o danej sprawie, lub po prostu wysłuchać wszystkiego, co ma do powiedzenia. Mężczyzna wysłuchiwany mówi znacznie chętniej. Tak budujemy kolejne etapy więzi, czyli pogłębiamy ją.
Nauka. To wspaniała sprawa, którą odkryłam zupełnie niedawno! Ja uczę czegoś z „mojego świata” męża, a on uczy czegoś mnie „ze swojego świata”; ostatnio uczyłam się na przykład gry na gitarze elektrycznej. Takie doświadczenie potrafi na nowo odkryć naszego partnera- bo nagle ze zdziwieniem obserwujemy, kim on się staje, oddając się swojej pasji!
Wspólne robienie czegoś jest fascynujące! Jeśli nie nauka na gitarze to gotowanie! Polecam bardzo!
Rozmowa. Wspominałam już, jak ważną częścią udanego małżeństwa jest rozmowa? ….
Akcja: budowanie intymności czyli najtrudniejszy pierwszy krok!
„Wiele razy próbowałem…” – taaaaa. Zwykle to przełamywanie lodów w celu >odnowy< związku wygląda mniej więcej tak:
– To chcesz iść na ten piknik czy nie?
– Jak tak się pytasz, to nie.
– Tylko nie mów, że nie proponowałem !
Niestety najtrudniej przebić się przez własną krzywdę. Bo ja: osoba, która czuje się zaniedbana, ignorowana, NIEKOCHANA ma zrobić pierwszy krok i z nadzieją (…matką głupich…) i jakimiś pozytywnymi uczuciami w głosie, zaproponować pierwszy krok ku dobrym zmianom? A jeśli partner odmówi, wyśmieje? Mamy mikroprzykład: ciche dni. One właśnie są oczekiwaniem na to, aż ta druga osoba nas przeprosi i wszystko naprawi.
Zasada jest prosta; jeśli nie zrobisz WSZYSTKIEGO, to nie otrzymasz NICZEGO. Warto wykazać się odwagą i zaryzykować – w grę wchodzi przecież Wasz los na kolejne….50, może 60 lat wspólnego życia! Pierwszy krok może zrobić ten, kto nie chce udawać, że nie zależy mu na szczęśliwym związku i miłości. Zależy Ci na tym, co z własnej woli jakiś czas temu wybrałeś/aś? Zawalcz o to ponownie. Od czego zaczniecie? Razem coś wymyślicie. Zawsze proponowałabym otwartą rozmowę na temat wszystkich spraw leżących na wątrobie.
W małżeństwie nie ma miejsca na tabu.
Wszystko jest lepsze, żeby tylko pokonać impas. To jest tylko górka do przejścia, nie góra, za którą jest przepaść! I jest ona wasza wspólna, nie tylko Twoja własna.
Co sądzicie w temacie tak zwanej rutyny w małżeństwie?