Książka miesiąca + film tygodnia: Siła przetrwania 

 

Dzisiaj pragnę podzielić się z Wami fascynującym doświadczeniem literackim, które mnie osobiście poruszyło i wciągnęło od pierwszych stron, chociaż się tego nie spodziewałam. Wielu z Was także będzie zaskoczonych.
Przygotujcie się na podróż pełną przygód, tajemnic i odkryć, które zapewni Wam lektura jednej z najważniejszych książek w historii literatury.

 

Jest to książka dla ludzi:
–  poszukujących sensu życia i motywacji do działania
– poszukujących odpowiedzi na podstawowe, egzystencjalne pytania jak i te bardziej złożone, duchowe
– lubiących przygody, ryzyko i nieznane
– którzy zmagają się z trudnościami w swoim życiu i mają wrażenie, że utknęli w martwym punkcie
– stawiających na rozwój i akceptujący jego etapy
– minimalistycznych, którzy dają sobie samym przestrzeń do życiowych poszukiwań i nie spieszą się.
– którzy chcą zwolnić tempo, czują się przytłoczeni wieloma sprawami.
– którzy cenią historie na faktach

 

 

 

Jest sobie młody człowiek, którego nienasycona jeszcze dusza popycha ku szalonej przygodzie. Jednej, drugiej, następnej… i ta ostatnia zmienia jego losy już na zawsze, bo oto znajduje się w miejscu nieznanym, zatem prawdopodobnie niebezpiecznym. Z przygody zostają szczątki, za to rozpoczyna się walka o przetrwanie.

 

 

Ta walka potrwa wiele lat i będzie nosiła znamiona zmagania ze sobą samym przede wszystkim.
Człowiek przez ten czas przeżyje wszystkie znane homo sapiens stany emocjonalne, oraz doświadczy czegoś, czego nie doświadcza wielu innych – duchowego rozwoju, a ten ćwiczy się głównie w trudnościach i dopuszczeniu do głosu siebie pozazmysłowego.
Zaobserwujecie, jak człowiek dobitnie przywiązany do świata materialnego, który mu zarówno sprzyja i nie sprzyja każdego, trudnego dnia, staje się człowiekiem refleksyjnym i moralnym.
Przedstawiam Wam Robinsona Crusoe.

 

 

Raz trzeba być mężczyzną! Ot, wiesz co, jutro płyniemy do Londynu, jeżeli masz ochotę, wsiadaj z nami. Zobaczysz wielkie miasto, zakosztujesz marynarskiego życia, a jak ci się nie spodoba, to za parę tygodni wrócisz do domu i będziesz sobie znowu ważył miły pieprz i kochane goździki. – Popłynąłbym z całej duszy – rzekłem wzdychając – ale cóż… kiedy… kiedy… – Co takiego? Mów do kroćset masztów!
(„Przypadki Robinsona Crusoe” – Daniel Defoe)

 

 

Jak potoczyły się losy naszego bohatera już wiecie. Przyjrzyjmy się im pod lupą:

 

 

W uszach pamiętne słowa ojca: kto nie słucha rodziców, temu nigdy Bóg błogosławić nie będzie i marnie zginie. Przepowiednia ta ziściła się zupełnie. Chwila kary nadeszła. Byłem najnieszczęśliwszym z ludzi. Oddalony o kilkaset mil od ojczystej ziemi, niewolnik na wpół dzikich mahometan, bez pociechy i wszelkiej pozbawiony nadziei, oddawałem się strasznej rozpaczy. A jednak był to dopiero początek moich cierpień. Inne, dolegliwsze nierównie cierpienia czekały mnie w przyszłości, jak się o tym, miły czytelniku, w dalszym opowiadaniu przekonasz. (tamże)

 

 

Czy rozumiemy nastawienie Robinsona do sytuacji? No jasne, że tak. Rozbitek ma do siebie żal, przeklina swoją przekorę, która popchnęła go do nieposłuszeństwa rodzicom („– Otóż masz owe prześliczne lasy podzwrotnikowe, dla widzenia których porzuciłeś szczęśliwe życie w rodzicielskim domu! Patrz, jakie piękne, różnobarwne papugi, złotopióre kolibry, przecudowne kwiaty i wspaniała roślinność. Nasyćże nimi pusty żołądek, niedowarzony głupcze!”) , ale w końcu jednego dnia, gdzieś między swoją jaskinią a drzewem platanów  wznosi nieśmiało pewną myśl…

 

 

Opuszczony przez wszystkich. Przede mną rozhukanych wód przestwory. Nade mną… Bóg! 

 

 

 

Kolejne dni Robinsona naznaczone są ciężką pracą, na którą będąc w warunkach domowych, w ogóle nie musiałby poświęcać czasu (np. stworzenie sobie odzienia) Czytamy linijka po linijce o jego zmaganiach, licznych próbach, zanim cokolwiek mu się uda; czy to rozniecić ogień, czy zbudować skuteczną kryjówkę lub upolować zwierzę.
Jako czytelnicy jesteśmy niczym kamera w świecie rozbitka.
A on coraz śmielej odwołuje się do Siły Wyższej. Przechodzi przy tym wszystkie stany w tym temacie; od złości i poczucia opuszczenia :

 

W pierwszych miesiącach mego wygnania, nieraz z niecierpliwości i tęsknoty bluźniłem Stwórcy,

 

Ale za chwilę:

 

ale jeżeli mnie jakie pomyślne spotkało zdarzenie, nie pomyślałem wcale, aby podziękować Opatrzności za nie. Tymczasem przyciśniętemu ciężką niemocą zesłał najmiłosierniejszy Ojciec, cudowny, że tak powiem, sen, który mnie nawrócił i w innego przemienił człowieka. Dzisiaj spokojnie spoglądam w przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

 

 

Wyspa skarbów

 

 

Można by się zaśmiać: o jakiej przyszłości on mówi? Jego teraźniejszość jest bardzo wątpliwa, co dopiero przyszłe dni! Cóż on osiągnie? Czy on liczy na tzw. normalne życie?

Otóż Robinson Crusoe nie musiał robić na przyszłość żadnych planów. Bo stan duchowy, który osiągnął zamyka w sobie całą czasoprzestrzeń: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w jednej tylko chwili: trwającej.

Człowiek, który doszedł do tego momentu  co nasz bohater, uzyskuje pokój ducha. I zdradzę, że to jest ten czynnik, którym wygrywa się całe życie. To największy skarb, jaki znajduje na wyspie.

 

 

Niemniej, pierwszy wniosek, do którego dochodzi nomada, to…. Iż potrzebuje przebaczenia. Nie tylko ze strony ojca, matki (na które próżno liczyć na bezludnej wyspie) ale od samego Boga.
Gdy je uzyskuje, nagle potrafi spojrzeć wstecz i rozbudzić w sobie wdzięczność do Stwórcy:

 

Czyż choć raz ukorzyłem się przed Sędzią sprawiedliwym, prosząc o przebaczenie popełnionych błędów? Łaski doznane od Boga, niemal cudowne, jak na przykład ucieczka z mauretańskiej niewoli, przyjęcie przez kapitana portugalskiego, ocalenie życia, wtenczas kiedy wszyscy moi towarzysze zginęli, świetne powodzenie w pierwszej podróży do Gwinei i podobnież w Brazylii, czyż, powtarzam, te łaski wywołały z ust moich choćby te stów parę: dzięki Ci, Boże!?

 

 

 

Co nam to mówi o stanie człowieka? Dopóki w naszym sercu nie ma skruchy, pokory, wewnętrzne oczy są szeroko zamknięte – nie widzimy dobrych rzeczy, które się nam przytrafiły. Czekamy na efekt wow, a ja Wam powiem: mam ten efekt co rano, gdy otwieram oczy.  

Robinson nagle ma wzgląd w istotę przeszłych wydarzeń, które widzi już inaczej; jako cud, ratunek, przeznaczenie, cenną lekcję, błogosławieństwo.

 

– O dobry Panie, a więc łaska Twoja jest zawsze ze mną,

 

 

Jest również całkowicie pogodzony ze wszystkim, co się dzieje w jego życiu, a to pogodzenie nie nosi znamion rezygnacji, wręcz przeciwnie! Całkowitego zaufania i – znowuż – płynącego z niego spokoju ducha.

 

 

Niech się ze mną dzieje, jak rozkażesz, a zawsze jednakowo chwalić Cię będę, choćbyś największe przeciwności na mnie dopuścił (…)
Zebrałem na nowo odwagę, wspomniawszy, że Pan Bóg znajduje się wszędzie, a Jego opieka czuwa nade mną.

 

 

 

Przypadki Robinsona Crusoe

 

 

 

Robinson miał niemało obaw, ostatecznie zszedł do jednej:

 

Czasami tylko wspomnienie o trzęsieniu ziemi mnie przerażało, ale wspomniawszy na Opatrzność, powierzałem się Jej z ufnością i odzyskiwałem spokój.

 

Po jakimś czasie – a dorastanie duchowe zawsze jest procesem, Robinson wyznaje otwarcie:

 

Dziesiąta rocznica wylądowania mego na wyspę przeszła jak zwykle na poście i modlitwie. Gdym się obejrzał wstecz na upłynnionych lat dziesięć, gdym pomyślał, że już mam lat 33 skończonych, ciężko mi się zrobiło na sercu. – Mój Boże – zawołałem – oto najpiękniejsze me lata zbiegły samotnie! Towarzysze moi otoczeni rodziną, dziatkami, wiodą przyjemne życie w lubej ojczyźnie, gdy tymczasem ja nieszczęśliwy żyję tutaj sam jeden i może nie ujrzę więcej rodzinnej ziemi. Ale nie szemrzę bynajmniej na mój los, a jeżeli Ci się, Panie, podoba, abym tu dni moje zakończył, z poddaniem i pokorą przyjmę Twój wyrok i chwalić.

 

 

Wkrótce też, staje się chyba najlepszym kaznodzieją pod słońcem – począwszy od samego siebie.

 

 

Czy zresztą nie pamiętasz, że Opatrzność czuwa nad tobą, a bez Jej woli włos z głowy ci nie spadnie? Dlaczegóż nie polecisz się opiece Boskiej i nie wracasz spokojnie do domu?

 

 

 

List w butelce

 

 

 

Robinson ma czas – i każdy z nas go ma. Ten czas jest nawet do nazwania: dzisiaj.  To jedyny czas, który wszyscy mamy.  Przypadki Robinsona Crusoe przekazują nam  pewną metaforę o nas, dziś żyjących: aby odkryć w sobie to prawdziwe, głębokie życie, nie trzeba zostać rozbitkiem niechcianej wyspy. Co nią może być? Choroba, utrata majątku, wymień, co chcesz.
Nawet w tak wypełnionych po brzegi dniach (… szycie ubrań bez igły i nitki, zdobywanie pożywienia chałupniczymi sposobami, projektowanie dachu w pogodzie i niepogodzie, tworzenie broni, wskrzeszanie ognia…) można i warto znaleźć czas na zadumę nad tym wszystkim – i może się okazać, że niepotrzebnie zabiegamy o tyle rzeczy, które w żadnej sposób nie zbudują naszego życia, które są tylko wypełniaczami, a ten prawdziwy sekret życia czeka na nas, chcąc nam życie ubogacić raz, a dobrze.

 

 

 

Nie spodziewałam się takiego wątku. Przyznaję, nie przeczytałam Robinsona jako lektury szkolnej, zamiast tego szłam na żywioł, pytana przez nauczycielkę, pogrążałam się jeszcze bardziej:

N.: Czy Robinson miał rodzeństwo?
Ja: Taaaak!
N.: (nieufnie) Co się z nimi stało?
Ja: Wszyscy zginęli na statku, a siostra umarła na jakąś chorobę, chyba na suchoty.
N.: Ahmm. Czy Robinson na wyspie kogoś poznał?
Ja: Tylko Piętaszka.
N.: Skąd to przezwisko?
Ja: Z powodu charakterystycznych pięt tego człowieka…..

 

 

Nie płyńcie na rozwalającej się tratwie tak jak ja i przeczytajcie sobie Robinsona ; być może po raz kolejny, tym razem już mając inne myślenie, inne doświadczenia i inne potrzeby.

 

 

Dzisiaj, Robinson dla mnie to duchowa wędrówka, kurs alfa dla opornych. Gdyby ktoś chciał poobserwować jak z człowieka cielesnego powstaje duchowy, lektura Robinsona Crusoe da mu to w pigułce.

 

 

– Bóg twój, Robinsonie – zawołał – musi być daleko potężniejszy, bo jest wszędzie, słyszy wszystko i wszystko może.

 

 

Bóg Robinsona może jeszcze dziś stać się Twoim Bogiem – czego gorąco Ci czytelniku życzę.

 

 

 

 

Robinson Crusoe jako kobieta

 

 

 

Niedawno obejrzałam film niesamowicie podobny do historii Robinsona, ale w wersji żeńskiej. 
„Oddychaj” to historia młodej dziewczyny, Liv, którą pewnego dnia los łączy z dwoma pilotami prywatnego śmigłowca. Liv się śpieszy, ale wkrótce zostaje uwolniona od nieznośnego pędu życia, gdyż samolot, który wynajęła, rozbija się na kanadyjskim pustkowiu. Wokół: tylko niezmierzone połacie surowego lasu i cisza. I ona sama, zdana tylko na siebie.
Nie mamy tu motywu Boga, ale są demony przeszłości, które poznajemy w retrospekcjach Liv.

Dziewczyna podobnie jak Robinson zmaga się z codziennością niczym jaskiniowiec, ciesząc się z małych sukcesów, ale i zmienia się wewnętrznie. Ma czas. To, czemu regularnie zamykała drzwi przez ostatnie dwadzieścia lat, teraz dudni w jej wnętrzu; relacje z rodzicami, z chłopakiem, pracownikami, podejście do pracy, do samej siebie….
Z tym musi się skonfrontować, gdyż raz wpuszczona woda, nie daje się już zatrzymać. Liv odbiera kolejne lekcje; rozpoznawania jadalnych owoców, jak i swoich lęków. Wiele z nich rozbraja i uwalnia się od samej siebie. „Oddychaj” znajdziesz na Netflixie. Polecam. Czy wiesz, że zarówno

 


Robinson jak i Liv cierpieli katusze, gdyż nigdzie nie znaleźli drzewa kawowca? My nie musimy się z tym zmagać, dlatego bardzo zachęcam, w ramach wdzięczności za to odkrycie, do wsparcia mnie kawą :- ) Możesz to zrobić TUTAJ. Dziękuję.  

 

 

 

Czy chciałabyś, chciałbyś się czymś podzielić? Pamiętasz „Przypadki Robinsona Crusoe”? Jeśli tak, jak odbierasz tę historię? Komu dedykowałabyś, dedykowałbyś tę książkę?