Czy ogłupieniu polskiego społeczeństwa da się zapobiec?

„Czy słyszałeś, że język to przemoc, a nauka jest seksistowska? A może powiedziano ci, że otyłość jest zdrowa, że nie ma czegoś takiego jak płeć biologiczna lub że tylko biali mogą być rasistami? Czy czujesz się zdezorientowany tymi ideami i zastanawiasz się, jak udało im się tak szybko podważyć logikę?” [1]

 

Pora byś przyjrzał, przyjrzała się naszemu społeczeństwu z dystansem, a ja – mam nadzieję – nieco pomogę Ci w tym, w tym poście. Przynajmniej w fazie początkowej.

 

Powyższy cytat jest opisem, recenzją książki „Cyniczne teorie” autorstwa J.A. Lindsay, H. Pluckrose i P. Boghossian.
Od razu mówię, iż książki nie czytałam, słuchałam jedynie debaty na ten temat TUTAJ 
natomiast chodzę po tym świecie, widzę, co się dzieje i patrzę na to z niepokojem. I nie mogę nie podzielić zdania w wypowiedziach debatujących, chociażby profesora dr hab.med. Zbigniewa Lwa-Starowicza.
O co chodzi? A o taki twór jak

 

Wojna kulturowa, a zwłaszcza „kultura unieważniania” (ang. Cancel culture)

 

Słyszeliście taki termin? W skrócie: zagłuszamy każdego, kto mówi inaczej niż my, wymazujemy każdego, kto myśli inaczej.
Jeśli sądzicie, że chodzi o takich szaraczków jak Ty – Czytelniku, czy ja, nic bardziej błędnego. Kultura wykluczania dotyka ludzi znanych, a jedną z chyba najbardziej znanych ofiar cancel culture padła m.in. J.K.Rowling. Tak, to ta od Harryego Pottera.  O co poszło? Komentując pewien artykuł, autorka sprzeciwiła się terminowi “osoby z miesiączką”, który miał podkreślić, że osoby niebinarne oraz mężczyźni transgender także mają okres.

Dyskusja między J.K. Rowling, a internautami trwała jeszcze trochę, a zakończyła się jakże ważnym zdaniem pani Rowling:

 

„Przedstawianie prawdy nie jest hejtem”.

 

 

Okazuje się, że jest.  Dzisiejsze zachodnie społeczeństwa nie chcą słyszeć prawdy – bo czym ona jest? Już Piłat zadał to pytanie Jezusowi.[2] Dochodzimy w tym do – nie  tyle dociekań, rozważań podsyconych pokorą, ale do absurdów, w których trzeba wyjaśniać świat na nowo, a ten kto ośmieli się powiedzieć, że cesarz jest nagi, zasługuje na publiczną chłostę.

 

Jak do tego doszło?
Pamiętacie te zamierzchłe czasy, kiedy wolno było żartować? Żartowaliśmy z sąsiadów, siebie samych, polityków, mężczyzn, kobiet – mnóstwie bab przychodzących do lekarza, blondynkach, policjantach, Żydach, Ruskach, gejach, księżach, zakonnicach i Murzynach. W gazetach pojawiały się satyry Mleczki, a w telewizji Polskie ZOO.
No i było jeszcze coś – nie było Internetu.

 

To znaczy, że cała propaganda musiała iść przez telewizję, radio i gazety – bo propaganda szła zawsze. Jeśli Kowalski zobaczył w telewizorze coś, co go rozsierdziło, pozostało mu tylko cisnąć pilotem w kąt pokoju, a Nowakowi wylać swoje oburzenie w liście do redakcji, zaczynając od: Szanowny Panie…

 

 

Żabę gotuje się powoli

 

 

W roku 2017 pojawił się ruch #metoo (pisałam o tym tutaj ) który początkowo gromadził kobiety, które padły ofiarą molestowania, początkowo przez producenta filmowego, Harveya Weinsteina, lecz tak naprawdę termin ten pojawił się już w 2006, a jego autorką była aktywistka, Tarana Burke i użyła go wówczas po wysłuchaniu historii 13- letniej, molestowanej dziewczynki.

 

Jak to się stało, że od 2017 powstała w lewicowych mediach narracja poprawności politycznej rodem z Orwella? Czy ktoś się spodziewał, że dożyje czasów, w których biali ludzie będą się bili w piersi z wyznaniem winowajcy za swój kolor skóry?

 

 

Cancel Culture – jak działa „kultura anulowania”? klik 

 

 

W 2011 roku po raz pierwszy w życiu usłyszałam termin „płci społecznej” oraz „odwróconego rasizmu” – obydwa na wydziale anglistyki na zajęciach z Kultury USA – o ile można mówić o jakiejkolwiek kulturze, bo już zupełnie czepiając się słówek, to „kultura białych” a taka przecież nie istnieje – przynajmniej według pewnej Polki o ciemniejszej pigmentacji, ale o niej za chwilę.

 

A potem, ale nadal kilka lat temu,  usłyszałam  o licznych,  niesłusznych  posądzeniach o gwałt w krajach skandynawskich, parytetach, rozluźnionych więziach rodzinnych, związkach na próbę, samotnych matkach z wyboru, „molestowaniu przez patrzenie” … dzisiaj nie muszę już o tym wszystkim słuchać od kogoś, ani czytać zachodnich portali – wystarczy mi rodzime, polskie podwórko.

 

 

To, co dzisiaj mamy to wiktymizacja na szeroką skalę (polecam mój post #MeNot) , postępujący, lecz mam nadzieję tuż przed upadkiem ginocentryzm,  zagubione dzieci, które nie wiedzą, jakiej są płci, emocje nad logiką – jedynym słowem:  dekonstrukcję społeczeństwa takiego, jakim było, a komuś zaczęło przeszkadzać.
 
Idziemy po prostu w kierunku kultury zachodniej, amerykańskiej, netflixowskiej, czyli kultury upadku.
Osobiście uważam, że musimy dojść do jej krawędzi i zacząć spadać, by trend zaczął się zmieniać. Nie ma innego wyjścia – musi nam się ten nowy „świat” odbić czkawką, musi dojść do przesytu, dosłownie i kolokwialnie: musimy wyrzygać całą tęczę.

Póki co, mamy coraz więcej terminów opisujących nas – m.in. kultura anulowania – postawa WALK, wiktymizacja, płatki śniegu.

 

Jedyne, co nam jeszcze nie grozi to wstyd z bycia białym w Polsce. Chociaż! Nie chcę mówić tego dwa razy. I tu powracam do owej bohaterki podcastu na kanale Red Lipstick Monster, gdzie ją usłyszałam i… zagotowało się we mnie. Czemu?

Jednym, z najbardziej oburzających (nie znoszę tego słowa, naprawdę, ale nie mam innego na podorędziu) wideo, jakie ostatnio oglądałam i które naprawdę podniosło mi ciśnienie, była rozmowa popularnej makijażystki Red Lipstick Monster z ciemnoskórką aktywistką urodzoną w Polsce, Ogi Ugonoh klik 

 

Krótko: Ogi broniąc kultury czarnej, zupełnie zdyskredytowała „białą”, kpiąco zadając pytanie retoryczne „Biała kultura? (phi!) pokażcie mi ją!”.
Jak zauważyło mnóstwo osób pod wideo, Ogi korzysta z całego dorobku tak zwanej „białej” kultury; telefonu, mikrofalówki, komunikacji miejskiej, komputera….jednym słowem: wszystkiego! No, może poza wyjątkiem swoich murzyńskich warkoczyków – do których wyraża takie przywiązanie, iż sugeruje, że każdy (czytaj: biały człowiek) który używa jakkolwiek kultury afrykańskiej, powinien za nią płacić tantiemy!
To ja znowu przypomnę o tych telefonach, komputerach, ubraniach także – bo Ogi ma na sobie ubrania typowe dla „białej” kultury….

 

Dlaczego o tym w ogóle wspominam?
Bo uderzyła mnie postawa prowadzącej, Ewy Grzelakowskiej-Kostoglu. Patrząc na nią, widziałam tylko jeden obrazek: lata 90., piesek – zabawka  poruszający niemo głową w górę i w dół przy tylnej szybie samochodu…

Zresztą, co ja Wam będę opisywać, obejrzyjcie sami i wyciągnijcie wnioski. Jedyne, co mnie cieszy, to rozsądek wypowiadających się pod wideo – mam wrażenie, że pozytywne komentarze były pisane jedynie przez rodzinę RedLipstick lub Ogi.

 

To wszystko się dzieje, bo głosy rozsądku są zbyt ciche, wybrzmiewają jedynie w czterech ścianach, zamykają w osobistej niezgodzie. Pół biedy, jeśli wyrażają się w nieugiętej postawie codziennego życia, lecz osobiście sądzę, że oprócz swojego przykładu, należy poruszać z ludźmi tematy społeczne, rozmawiać o tym, co się dzieje, sprzeciwiać przytakiwaniu tłumu chwalącego nowe szaty cesarza zamiast poddawać swój własny los w ręce płynącego mainstreamu, który ma własne cele i bawią go śmieci, które pociąga za sobą w tym nurcie niedorzeczności.

 

 

 

„Jeszcze będzie normalnie…”

 

 

 

Pod jednym warunkiem:  gdy ludzie zorientowani na nazywanie rzeczy po imieniu, na  prawdę, fakty, posiadający kręgosłupy moralne nie będą milczeć, ani machać ręką, przyjmując wpływające im pod drzwi domów, szambo.
Zachęcam do zastanowienia się nad tym wszystkim i jeśli nie wiesz, co zrobić, możesz zrobić prostą rzecz: zacząć płynąć w kierunku przeciwnym, co mainstream.
A może już płyniesz, lecz czujesz, ze jesteś w tym osamotniony, osamotniona? Zapraszam do dyskusji. 

 

 

 

[1] https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5028114/cyniczne-teorie

[2] Ewangelia wg św. Jana 18 (37-38).