Przeczytałam i polecam.

Tożsamość to dziwna rzecz. Czy jesteśmy tymi osobami, za które się uważamy, czy też liczy się to, jak widzą nas inni? Czy oceniają nas przez pryzmat tego, co chcemy im pokazać, czy może raczej skupiają się na tym, co usilnie staramy się ukryć?[1]

 

 

Tożsamość Claire wydaje się być oczywista i przesądzona; jest trzydziestokilkuletnia mieszkanką Nowego Jorku, żoną wpływowego polityka, udzielającą się w licznych organizacjach charytatywnych. I tak będzie do końca jej życia. No, chyba że COŚ niespodziewanego się wydarzy…

 

Dzień, który wszystko zmienił czekał przez rok. Tyle czasu  zajęło Clarie uświadomienie sobie, że nie chce już żyć u boku człowieka, który ma ciężką rękę i destrukcyjną potrzebę kontroli. A następnie nakreślenie, dopracowanie oraz zamknięcie na praaawie ostatni guzik planu ucieczki.  

 

Czy lepiej być żoną bogatego, ale przemocowego faceta, czy zacząć nowe życie bez pieniędzy i bez starej tożsamości? Decyzja wydawała się łatwa.[2]

 

 

Gdy Claire obudziła się o godzinie „W”  w  dniu zero  z kolejnymi godzinami zaplanowanymi niczym misterny plan napadu na bank, jedna wiadomość sprawia, że dostaje obuchem w głowę.  Cały plan bierze w łeb, potrzebna jest skuteczna improwizacja – ale czy się uda, czy – mając  tak wpływowego męża mającego liczne oczy i uszy, będąc zmuszoną wyruszyć w destynację, której w ogóle nie brało się pod uwagę,  jest jakakolwiek szansa na …. zniknięcie?

 

 

Kiedy Claire przechadza się nerwowo po lotnisku, czekając na niechciany lot do Portoryko, przysiada się do niej nieznajoma kobieta – Eva , z niecodzienną propozycją.

 

O Evie dowiadujemy się, że

 

przeszłość nie miała jej nic wartościowego do zaoferowania.[3]

 

 

Nowe realia, nowy plan – zarówno Claire jak i Eva mają tak samo dużo do stracenia, jak i do zyskania. Mimo, że każda z nich wiedzie zupełnie inne życie, na lotnisku Kennedy’ego ich losy mają się zmienić raz  na zawsze. Czy tak jednak się stanie?

 

Historię Claire opowiada … ona sama. Eva ma narratora – i dzięki niemu poznajemy jej losy, począwszy od końca – od jej spotkania z Claire na nowojorskim lotnisku, aż po jej wczesną młodość. To budowanie jej losu daje pełne zrozumienie jej kolejnych decyzji, które ostatecznie krzyżują jej życie z nieznajomą kobietą.

 

 

 

To przerażająca ironia losu, że aby uwolnić się od tego faceta, obie musiałyśmy umrzeć.[4]

 

 

 

– mówi Claire. Jednak nie sądź całej akcji po tym jednym zdaniu, gdyż ulega ona zmianie kilka razy, zapędzając nas – czytelników – w liczne kozie rogi po drodze!  Zarówno przebieg wydarzeń jak i zakończenie, zaskakuje. W każdym razie nie toczy się tak, jak na szybko ją sobie w myślach nakreślisz.

Książki tego typu czytam rzadko. Na tę zdecydowałam się, zaintrygowana szybką recenzją w Internecie. I nie żałuję ani jednego zgryzionego paznokcia!

 

 

 „Ostatni lot” (Julie Clark) odpowiada na następujące pytania:

 

 

Gdzie zamierzała uciec Claire i czemu uciec, a nie rozwieźć się z Rorym?
Czym zapełniała na co dzień swój czas?
Jak krok po kroku planowała swoja ucieczkę?
Co poszło nie tak tego feralnego dnia, który miał okazać się tym sądnym?
Kto okazał się jej przychylny?
Jak wyglądało życie Evy i która z decyzji popchnęła ją ku desperackiemu krokowi?

I czy przypadki aby zawsze na pewno są … przypadkowe?

Bardzo polecam.

 

[1] „Ostatni lot” Julie Clark (wyd.Muza)

[2] Tamże

[3] Tamże

[4] Tamże