Co powiedziała mi pandemia

– Nie no, chyba nie zamkną WSZYSTKIEGO?! – spekulowano kolejno w sklepach, na przystanku, na ulicy, na targu. Na początku marca. A jednak. Coś do tej pory niemożliwego, stało się faktem.
Niedługo później Internet zalała fala zabawnych memów ludzi z przerośniętą grzywką, brodą, a potem tych uwydatniających na brzuchu oponkę. Inne zaś to potok książek w towarzystwie koca i herbaty. Wiele osób udało się też w podróż sentymentalną, prezentując światu swoje dzieciństwo na – zwykle – wypłowiałych i nierzadko czarnobiałych fotografiach.
Celebryci mówili: Teraz, gdy mamy tyyyyle czasu! …. Zróbmy to i tamto.

 

 

Jakiego czasu?

 

 

Prawda, 13 marca byłam ostatni raz na treningu. Mój karnet został zawieszony na czas nieokreślony. Przez ten czas zastanawiałam się, czy będzie do czego wracać, czy branża sportowa sobie poradzi. W końcu mogłam robić to , co kocham – zostać w domu! I ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć …. Tylko, komu by się chciało?

Jednak największą rewolucję wprowadził mój mąż – jeździł dzielnie do pracy każdego dnia, aż któregoś dnia z niepocieszoną miną oświadczył, że od dziś ma przymusowy home office. W jego przypadku oznaczało to dużą reformę w przeorganizowaniu pracy, a w  moim…. dzielenie pokoju nieskażonego dotychczas obecnością drugiego człowieka przez 8 godzin, 5 dni w tygodniu. Tak, oznaczało to też coś, co było świętem jedynie dwa razy w tygodniu – wspólne śniadania i wspólną poranną kawę.

 

Wiele lat temu, prócz wielu marzeń dotyczących pracy zawodowej, coraz częściej zaczynałam się zatrzymywać na jednym: Ach, gdybym mogła w ogóle nie wychodzić z domu, a wszystkie zajęcia prowadzić online!
Jak ktoś powiedział: Uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić.
Dokładnie tego doświadczam od marca i wiecie co? Uwielbiam to!! Nie chcę wracać do starego trybu czyli wydostawać się z mojego grajdołka i tarabanić  przez miasto – co jest przecież dodatkowym czasem. Chcę już zawsze prowadzić lekcje online! A plus jest taki, że w pandemii coraz więcej osób zauważa, że to się da zrobić, że to nic nadzwyczajnego. No, wszyscy prócz nauczycieli szkół publicznych. Podczas gdy dla nas  –  lektorów to właściwie żadna nowość, bowiem są słuchacze, nawet firmowi, którzy chcą zajęcia tylko online, światem nauczycielskim potrząsnęło! Od przerażonych wyznań znajomych nauczycielek o zgrozo w wieku dalekim, bardzo dalekim od emerytury, że jak to teraz będzie mamma mia! Do naocznych skutków lockdown’u ; tak się składa, że mamy w rodzinie dziecię w wieku szkolnym – 12 – latkę dokładniej.  I jej wyznania, że „dziś ma 4 godziny zajęć online” oznaczało dosłownie tyle, że od 8 do 12 nauczyciele przesyłają im masę zadań do zrobienia; z lakonicznym wyjaśnieniem albo i nie – i oni te zadania rozwiązują. Żadnego żywego kontaktu z nauczycielem. Ale i w tunelu może rozbłysnąć  światło – ta sytuacja to doskonała okazja, by tę dziedzinę edukacji oswoić i zobaczyć, że da się prowadzić zajęcia na platformie. Wszystko przed nami!

 

Potrzeba matką wynalazków – czasem tylko te wynalazki trzeba odczarować!
Ja musiałam zmodyfikować moje zajęcia do tych online, ale wtedy też się człowiek przekonuje, że tak naprawdę wszystko się da!

 

 

Wakacje  i inne wybryki

 

 

O ile wcześniej zachodziliśmy w głowę jak zaplanować przejście wymarzonej trasy Great Glen Way, tak teraz wydaje nam się to bułką z masłem! Byleby się móc tam przedostać no i wrócić! – to wydaje się na chwilę obecną większym problemem logistycznym, niż cała reszta! Wakacji nad Bałtykiem jednak spędzać nie zamierzam. Jakoś mało zamierzam.

 

Otóż w czasie lockdown’u  człowiek się przekonał, ilu rzeczy nie potrzebuje, bez ilu może żyć i to żyć dobrze. Pizzę robimy sami, raz w tygodniu od kilku lat. Chleb również opatentowałam. Ale że umiem zrobić trzy nowe, JADALNE ciasta? O to wcześniej się nie podejrzewałam. Chociaż ostatni raz uszyłam cokolwiek jakieś 30 lat temu na maszynie babci i pod jej ścisłym nadzorem, dwa miesiące temu uratowałam nasz parasol ogrodowy, zaoszczędzając tym samym ponad 200 zł. To z człowiekiem robi desperacja – czyni go twórczym i sprawczym.

Potrzeba częstszych niż raz w tygodniu zakupów również zniknęła – okazało się, że można do sklepu wejść, wybrać i wyjść i bardziej niż kiedykolwiek naprawdę wykorzystać to, co jest pochowane po szafkach i lodówkach. I że żel do dezyfekcji też można zrobić samemu.

 

 

Kocham naszą lokalną palarnię kawy Proper, a ich kawiarnia w centrum Bielska – Białej to chyba jedno z niewielu moich ulubionych, kawowych miejsc – nie dość, że piękne, sama przyjemność przebywania to i kawę mają niekłamanie świetną!
Ale pandemia zamknęła i ten przybytek. Nie szkodzi – wspieraliśmy ich biznes, kupując kawę na kilogramy.

 

Pisząc to zdanie, podałam mężowi domowy deser, na co ten zawołał: Ojaaa! Wygląda jak prawdziwy! – po czym dodał: Popatrz, co za czasy. Człowiek to, co domowe porównuje do tego, co jada na mieście, a powinno być na odwrót.
Coś w tym jest.  Może oprócz wypalania kawy, człowiek – domowym sposobem – może stworzyć prawdziwe cuda. Ogranicza nas tylko wyobraźnia. I okazuje się, że my tak naprawdę to, co najważniejsze mamy blisko.
Czy kogoś dziwi to, że najbardziej dostała po kieszeni branża rozrywkowa? Przywykliśmy – my z pewnego pułapu zarobkowego (mówię oczywiście o Was nie o sobie :- D ) że rozrywka, koncerty, dyskoteki, eventy, kina, teatry to nieodłączna i pożądana część życia. tymczasem – było nie było – jest to dobro luksusowe. No i nie zawsze jest dobrem.
Oczywiście dobra rozrywka nie jest zła, ale i ta potrafi doskonale odnaleźć się w Internecie, głównie za pomocą Netflixa. Cieszę się, że przestałam w końcu go hejtować i jak normalny człowiek, wykupiłam dostęp. A Wy?

 

 

Wiem, że wiele osób z utęsknieniem czekało na możliwość spotkania się z przyjaciółmi, rodziną (a jednocześnie mogę sobie wyobrazić, jak lockdown wychwalali w duchu wszyscy, którym nie po drodze z oddaloną o dziesiątki kilometrów teściową!) ale jeśli tak jak ja – mieszkasz z całą bliską rodziną pod jednym dachem, a przyjaciele, wszystkie te pokrewne dusze rozpierzchły się po świecie lub po prostu są na co dzień ode ciebie i tak tysiące kilometrów? To dla takiej osoby jak ja, nic się nie zmienia. Po prostu nadal piszemy do siebie … listy. Duszę człowieka słyszy się tak samo – o pisaniu listów jeszcze…. napiszę.

 

Wdzięczność

 

 

Jestem przede wszystkim wdzięczna Bogu, że zarówno mój mąż jak i ja nadal mamy pracę i mieliśmy ją cały czas. Jestem wdzięczna Bogu za to, że nasze funkcjonowanie w czasie pandemii nie było jakoś specjalnie ograniczone – mogliśmy się cały czas poruszać po ogrodzie i lesie, robić ognisko i grilla.  I za wspólne śniadania i kawy. Za nowe pomysły. Za brak planów. Za radość tego, co jest w nas i wokół nas tak, jak jest.  Za głowę bardziej skłonną do refleksji i kontemplacji.

 

A co Wam powiedziała pandemia? Zapraszam do dyskusji tutaj lub ….TUTAJ