Kiedy prokrastynacja prowadzi do śmierci

 

 

Wiecie co to prokrastynacja? To taki termin określający czynność, której się NIE robi, choć powinno – a odwleka ją w nieskończoność – właściwie bez powodu. To znaczy, że nie istnieje żadna przesłanka, by odwlekać zrobienie jakiegoś zadania, ale my go nie robimy „bo tak” bo chcemy mieć wolne, boimy się porażki z tym związanej. Prokrastynaci zakładają fora internetowe, nawzajem pokrzepiając się we własnym zniewoleniu, którą nazywają prokrastynacją. A ja dzisiaj wiem, że jest prokrastynacja, która prowadzi do śmierci. Ale od początku:

 

Z moją przyjaciółką lubiłyśmy sobie wyobrażać, jak to będzie, gdy opuścimy życie w ciele i zaczniemy żyć tylko duchowo – kiedy spotkamy się z Jezusem i na zawsze będziemy z Nim. Ustaliłyśmy, że będziemy mieszkać oczywiście obok siebie lub nawet w tym samym domu, na maksymalnie zielonym wzgórzu, wśród szemrzących strumyków i mnóstwa różnorakich zwierząt. Ja dodawałam jeszcze motocykle, na co Agata – w perspektywie wieczności – godziła się pobłażliwie. Mimo, że jazda na motocyklu przerażała ją niemiłosiernie, uznała, że w rzeczywistości z Jezusem nic nie jest straszne i pewnie! może jeździć na motocyklu, nawet z Kubą!  Jednak naszym największym pragnieniem, po wymienieniu wszystkich tych nieistotnych pierdół  było to, aby był tam Jezus. To było nasze największe marzenie, tu rozpływałyśmy się i pozostawał tylko obraz: nasz Pan, Król i Przyjaciel, Jezus Chrystus, który nam mówi „Witaj w Domu!” szeroko się uśmiecha i równie i szeroko otwiera ramiona dla każdej z nas i my już tam zostajemy całą wieczność!  Ja nadal o tym marzę całymi dniami, nie mogę się już tego doczekać, chociaż bardzo lubię moje życie tu na ziemi.

Agata mi za to kilka dni temu nagle odfrunęła, w stronę wiecznie wschodzącego słońca. Największe marzenie jej życia właśnie się spełnia, a ja chociaż tak po ludzku momentami smutno, cieszę się za nią; bo przecież cieszymy się wraz z przyjaciółmi, gdy ich marzenia się spełniają. A to było to najpiękniejsze, jakie tylko można sobie wyobrazić!
Agata zaniedbywała różne rzeczy i odwlekała różne sprawy, ale jedną załatwiła najszybciej jak się dało, lata temu;  gdy tylko dowiedziała się, że jest Ktoś, kto kocha ją nieskończenie i kto zrobił dla niej wszystko (bo jeśli ktoś daje się ukrzyżować za ciebie, to jest chyba wszystko) i chce dać jej Swoją tożsamość, Swoją obecność, Swojego ducha – zatrzymała się nad tym po czym… powiedziała „Chcę”. Wtedy została zbawiona i pozostała wojowniczką do samego końca – który w takim przypadku okazuje się jedynie doskonałą kontynuacją.

A co z Tobą? Co z marzeniem Boga wobec Ciebie?  Wiesz, że jest takie jedno jedyne marzenie, które dotyczy Ciebie, ale nie od Ciebie od razu wychodzi – a od Niego właśnie, od Twojego Stwórcy – chce Cię powitać u Siebie, w domu, z którego zostałeś zabrany hen 6 tysięcy lat temu  przez pierwszych rodziców. I nieważne, jak długo potrwa Twoja podróż tutaj w ciele, które można uszczypnąć, masz tam mieszkanie – ale ono na razie jest jakby za mgłą; nie z powodu odległości kosmicznej, ale z powodu odległości Twojego serca.

Jeśli jeszcze zwlekasz, balansujesz między wiarą i niewiarą, chęcią i zniechęceniem, po prostu się zatrzymaj i pomyśl  – nie dziel się tą myślą z nikim, ale po prostu pomyśl – „A jeśli nie znam prawdy?”. Pozwól, by prawda, której być może jeszcze nie znasz, zaczęła wypełniać Twoje serce. Dzisiaj daj sobie i Bogu czas. Dzisiaj to jedyny termin, jaki masz; jesteś przyzwyczajony/a że jutro obudzisz się tak jak zawsze od dwudziestu, trzydziestu, sześćdziesięciu lat i będzie tak jak zawsze. A jeśli dziś stracisz przytomność a jutro lekarze stwierdzą śmierć Twojego mózgu, odłączą Cię od aparatury i koniec? Jest takie powiedzenie, że jeśli nie podejmujesz decyzji odnośnie swojego życia, to zawsze znajdzie się ktoś, kto ją podejmie za Ciebie. W tym przypadku nie jest inaczej – jest przeciwnik życia – szatan, który zrobi WSZYSTKO by wyrwać Cię z ręki Boga. On jest realny. Jeszcze nie czas by o tym pisać, ale uwierz mi na słowo. Nie pozwól na to. Sam, sama  podejmij decyzję.

Jaka to decyzja?

 

Taka, że dziś jako dorosły, świadomy człowiek wyznajesz Bogu: Jezu Chryste, dziękuję Ci za to, że mnie kochasz i że przyszedłeś na świat, aby umrzeć za mnie, żebym ja mógł/mogła żyć. Wybacz mi moje grzechy – oddaję je wszystkie Tobie. Otwieram Ci drzwi mojego serca i przyjmuję Cię do mojego życia  jako Pana i Zbawiciela. Chcę żyć odtąd spełniając Twoją wolę. Amen.

Co to znaczy „uwierzyć”?

Jezus powiedział „Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”.
I nie chodzi tu o lakoniczne stwierdzenie „Tak, wierzę, że Bóg istnieje” – bo jak napisano: „demony też wierzą i drżą”.
Szukaj Boga, a odpowie Ci.  Szukaj, a znajdziesz.

Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca. (Jeremiasz 29,13)

Jak wyznać Boga, w którego nie wierzę?

– Na początek odrzuć myśl, która każe Ci wierzyć, że wiesz już wszystko i że wszystko potrafisz ogarnąć umysłem.
– Pozwól sobie na pokorę i niewiedzę tak, jak pozwalasz sobie na łzy  – nikt nie musi widzieć Cię takiego. Zamknij się w jakimś pomieszczeniu, choćby w łazience i spędź czas z Tą Siłą/Bogiem/Siłą Wyższą czas, wylewają swoje PRAWDZIWE serce. Nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć ani zwierzać  – tam będziesz tylko Ty i On. To może być najbardziej irracjonalna i szalona rzecz, jaką zrobisz w życiu.
– Poproś Boga „Boże, jeśli jesteś, daj mi przekonanie o tym, bo jeśli mam Cię wyznać jako mojego Zbawiciela, potrzebuję mieć przekonanie”.  I nie poddawaj się, dopóki go nie otrzymasz. Bóg zaspokoi ten głód. Oby wszedł w Twoje życie z takim impetem jak w życie Jakuba Kamińskiego  Obejrzyj, to może być twoja historia.

Nie potrzebuję życia wiecznego i tym podobnych bzdur!

Jak siedzę na swoim fotelu, nie wierzę, że pragniesz być w miejscu, w którym panuje mrok i nie ma ani jednego źdźbła dobra. I tak całą wieczność. Jako człowiek, jestem pewna, że szukasz w swoim życiu jakiegoś piękna i dobra – nawet ludzkimi, codziennymi sposobami próbujesz polepszyć swoje życia, lubisz sprawiać radość bliskim osobom, zachwycają Cię piękne krajobrazy – bo masz cząstkę Boga w sobie. Nie nadajesz się do miejsca, w którym nie ma ani cienia światła – rozumiesz paradoks? Nawet cienia światła, ani krzty dobra. Tam nie wykrzeszesz niczego co miało choćby namiastkę dobra. Nie zabijaj tej boskiej cząstki, którą Bóg chce Cię zapieczętować na ten ostatni dzień. On chce się do Ciebie przyznać, zacznij się do Niego dobijać, Jego stół już czeka na Ciebie zastawiony. Nie odwlekaj.