Dać w mordę czy przytulić? – czyli Stary kontra Nowy Testament

 

Jest rzecz, za którą można nie polubić Boga. To ta sama, za którą można podważać w ogóle Jego istnienie, a potem ingerencję w sprawy człowieka, a już na pewno Jego miłość do nas. Nazywa się to

 

 

Stary Testament

 

 

Wiecie…. te wszystkie przepisy; to jeść, tego nie jeść, tamtemu wyłupać oko, temu wypłacić szkodę, kobietę z menstruacją traktować przez kilka dni jak zarazę, a potem ciut lepiej . No i ta drobiazgowość! Z tylu a tylu kolumn postawić  świątynię, tyle a tyle kroków zrobić w ramach święcenia szabatu i stale cholernie bać się Boga. To ja za takiego Boga serdecznie dziękuję. Mam inne potrzeby – ja do prawidłowego funkcjonowania potrzebuję miłości. Skoro Bóg twierdzi, że kieruje Nim miłość, to czemu wymaga ode mnie tego wszystkiego?!

Uffff…..

Nie ode mnie! Ale było to tak:

Byli sobie pierwsi ludzie … Pamiętacie, jak pisałam, że to nie Bóg zdemaskował Adama, a Adam sam się podłożył jako winny? Po iluś tam latach chodzenia nago, nagle jednego dnia zauważył, że jest goły i ukrył się ze wstydu. Po tym nic już nie było takie samo. Człowiek uznał, że musi zasłużyć znów na Bożą przychylność, robiąc COŚ, a Bóg…. przychylił się do tego pragnienia. Dał człowiekowi prawo (zakon).

 

 

Machina ruszyła

 

 

W sensie, potem było już tylko gorzej. Człowiek żył w Starym Przymierzu, które było bardzo wymagające. Jednak Bóg nie zostawił go sam z tym wszystkim: obiecał ratunek w postaci Mesjasza i cały Stary Testament głosił go „obrazkowo” poprzez system ofiarniczy na przykład  i szereg innych symboli (np. odpocznienie w Bogu – szabat)

Bo Bóg wcale nie dał prawa, aby ludziom żyło się lepiej, szczęśliwiej, by jakoś wyszli z tego błędu pierwszych ludzi i jakoś dotrwali do końca świata jako nieudany produkt Boga.

Pewien chłopak powiedział swojej dziewczynie, że z miłości zrobi dla niej wszystko; skoczy w ogień, wyskoczy przez okno jeśli ona tego chce – bardzo chciał COŚ zrobić. Dziewczyna zmęczona pragnieniem deklaracji powiedziała, że chce butelkę wina pochodzącego z określonego i bardzo rzadkiego szczepu z winnicy znajdującej się w Kalifornii. Chłopak podjął wyzwanie, zaczął zbierać pieniądze na bilet lotniczy, gdy ostatecznie się poddał twierdząc, że dziewczyna żąda niemożliwego. Kupił kalifornijskie wino, które było dostępne w polskim sklepie i wręczył je dziewczynie. Ona odrzuciła prezent mówiąc, że jeśli tak wygląda jego odpowiedź na >zrobienie wszystkiego< to dziękuje, bo od początku chciała tylko jednego: by po prostu z nią był.

 

Prawo miało demaskować ludzką niedoskonałość. Miało być tak ciężkie i nieznośne, aby człowiek w końcu przyznał: Nie dam rady tego wykonać! Poddaję się!
Prawo miało na nowo przygotować człowieka do przebywania w obecności Boga w całkowitej wolności i miłości. Do przyjęcia łaski i odzyskania społeczności z Bogiem, jaką miał człowiek zanim się zbuntował.

Starotestamentowe prawo uświadamiało winę człowieka, ale niczego nie zmieniało. Ono tylko wzmocniło grzech przeciwko człowiekowi („Ktokolwiek bowiem zachowa cały zakon, a uchybi w jednym, stanie się winnym wszystkiego.” Jakub 2,10).

Ale starotestamentowe prawo nazwane jest cieniem rzeczy przyszłych.

 

 

„(Jezus Chrystus)Wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, i usunął go, przybiwszy go do krzyża; Rozbroił nadziemskie władze i zwierzchności, i wystawił je na pokaz, odniósłszy w nim triumf nad nimi. Niechże was tedy nikt nie sądzi z powodu pokarmu i napoju albo z powodu święta lub nowiu księżyca bądź sabatu. Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus.” (List do Kolosan 2: 14-17)

 

 

Zatem Stary Testament zawsze należy rozumieć w kontekście nowego. Stare Przymierze już nas nie dotyczy. Jezus przyniósł nowe:

 

 

„A uczniowie Jana i faryzeusze pościli. Oni też przyszli i powiedzieli do niego: Czemuż uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a twoi uczniowie nie poszczą? I rzekł im Jezus: Czyż mogą goście weselni pościć, gdy z nimi jest oblubieniec? Dopóki mają z sobą oblubieńca, nie mogą pościć.(..)

 

 

– Jezus sam jeszcze chodził w starym przymierzu, bo >taki był klimat<. Znał prawo starego przymierza, był mu podległy, ale jednocześnie zaczął wdrażać zmiany – niewygodne dla ludzi religijnych, dla tych, co kochali prawo. Faryzeusze chcieli pozostać w starym, wraz z całą swoją religijnością.

 

 

“A ja wam powiadam”….

 

 

„Nikt nie przyszywa łaty z nowego sukna do starej szaty, bo inaczej łata obrywa nowe od starego i rozdarcie staje się większe.  Nikt też nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, bo inaczej wino rozsadzi bukłaki, i wino i bukłaki zniszczeją. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków.”  – mówiąc: Pora na nowe. Już nie musicie robić tego wszystkiego dla Boga! On posłał mnie, żebym to ja był waszym barankiem! Ja otwieram nowy rozdział w historii ludzkości, chcę was uwolnić, to na mnie to wszystko wskazywało! To ja wypełnię prawo doskonale, za was wszystkich ,zabiorę je ze sobą na krzyż.

Gdy zaczęło się przechodzenie ze starego przymierza do nowego, zaczęły się rozruchy i nie obeszło się bez ofiar.

 

… Jezus spełnił doskonałą ofiarę, wyzwolił nas spod ciężaru „robienia-dla-Boga”; otworzył każdemu drzwi do Ojca; można przyjąć łaskę i pławić się w Jego obecności, przechadzać się po Jego królestwie, odbierając kolejne dary i mówić „Mogę wszystko, nic nie muszę!”

 

Jezus jasno dawał do zrozumienia, że nie można łączyć nowego ze starym. Że z jednego trzeba zrezygnować. Żydzi wybrali stare, a dziś niektóre denominacje chrześcijańskie próbują jedną nogą pozostawać na pustyni, a drugą przy krzyżu Jezusa. Wygląda to tak, że „Hurra! Przyjmujemy łaskę, Jezus nas zbawił!! Ale zróbmy coś jeszcze, żeby było jeszcze doskonalej, jeszcze lepiej, dodajmy coś do tego krzyża”.

A do miłości nie można już niczego dodać, naprawdę. Można się tylko w niej pławić.

Koniec części pierwszej, nie ostatniej. Bądźcie w następnym odcinku!

Bless you all!