Na samym początku pisałam, że będę pisać tylko o tym, czego sama doświadczyłam i doświadczam. Żadnych teoryj, nawoływania do czegoś w imię czegoś ale bez potwierdzenia. Niech teoriami zajmuje się religia. W wierze i chodzeniu z Bogiem … chodzi o praktykę. O ŻYWĄ relację z Jah, którą może mieć KAŻDY kto tego chce.
Stale doświadczam niesamowitych rzeczy – takich, o które nie zabiegałam, albo nie mogłam zrobić wiele w ich sprawie, a wiele zależało od okoliczności, od osób trzecich, od niezliczonej ilości przypadków i czynników. Gdzie właściwie nie było nawet miejsca na nadzieję, a jeśli tak, to była ona tym z rodzaju matki głupich. Na szczęście, jest coś więcej niż nadzieja. Jest to wiara. I ta wiara właśnie wprawiła w ruch te wszystkie rzeczy oraz o wiele więcej! Wiara jest za darmo – może dlatego nie każdy ją docenia. Jednocześnie… zapłacono za nią wysoką cenę i dzięki niej, jest ona dostępna dla wszystkich, tu i teraz, od zaraz. Bez ograniczeń. Ograniczeniem jest tylko brak wiary.
Dziś opowiem Wam jedną ze swoich licznych historii, ku zbudowaniu, a jakże! Bo każdy z Was może tego doświadczyć. KAŻDY.
Jak już wspominałam, był taki czas, gdy porwałam się z motyką na słońce – nie mając znajomości, za dużo pieniędzy, pracy, mieszkania poleciałam na Kretę z założeniem, że spędzę tam pół roku. Po prostu spakowałam się do jednej walizki i pod koniec maja 2006 roku pomachałam Polsce z samolotu.
Miałam plan A: za 200 euro wynajmę sobie mieszkanie na miesiąc. A potem…. Zdaję się na Tatę (czyli Boga), z którym ustaliłam już wcześniej, że mam pojechać na Kretę i zostać tam do końca października . Lwią część historii już opisałam TUTAJ
ale teraz ją nadbuduję:
To, że przechodziłam wtedy tym brzegiem morza, to jedno, a że stale rozmawiałam z Tatą o swoim losie, to drugie. Byłam wykończona tym chodzeniem w upale i kolejnymi odmowami. A, bo ja Wam nie powiedziałam o czymś istotnym – pamiętacie jak opisywałam film „Przełęcz ocalonych” w którym główny bohater miał takie, a nie inne przekonania?
No to moje były podobne: żadnej pracy w szabat. Gdy mówiłam to kolejnym osobom, szukając pracy, albo bezradnie rozkładały ręce, albo wyśmiewały mnie – jak Dimitris, który nazwał mnie leniuchem, któremu się nie chce pracować. W każdym kolejnym miejscu mówiono mi, że żądam niemożliwego – bo nie ma opcji by w sezonie turystycznym w Grecji nie pracować aż jeden dzień w tygodniu i to w weekend! No way!
Po 2 dniach bezowocnego chodzenia w upale, natrafiłam na swoje tymczasowe przeznaczenie.
– Dokąd idziesz? – zagaił mnie mężczyzna, lat około 30. (…) Giannis remontując dach, zobaczył mnie, idącą wybrzeżem i podszedł do mnie. Cała sytuacja wyglądała tak, jakby on czekał na mnie, a ja na niego.
– Ty masz w ogóle gdzie mieszkać? – zapytał.
– Nooo, za kilka godzin kończy mi się doba hotelowa, tak że jeszcze kilka godzin mam, potem już nie – nie mogę uwierzyć, że o to zapytał! I że mu powiedziałam, jak jest ; nie zwykłam się dzielić z ludźmi swoimi problemami nawet jeśli chodzi o rychłą bezdomność.
Nie wdając się w szczegóły, jeszcze tego samego dnia zamieszkałam w jego „letnim” domku. Jak się okazuje, we wiosce, co do której rok wcześniej wypowiedziałam życzenie „Boże, jak cudownie byłoby tu kiedyś pomieszkać!”.
Na wybrzeżu wszyscy zainteresowali się mną – nowym przybyszem. Również szefowa Janisa, Jana.
– Iwona, potrzebuję osoby do kuchni. Sezon się dopiero zaczyna, więc na razie na jeden dzień, na niedzielę.
No pewnie!! Byłam przeszczęśliwa! Dobry chociaż jeden dzień!
W kuchni było świetnie; pracowałam większość czasu z Vivienne; Rumunką, która nie znała po angielsku ani słowa, więc miałam 12-14 godzin czasu każdej niedzieli, by kształcić się w grece. Również moja szefowa, Jana i jej mąż, Jorgos obrali sobie za punkt honoru nauczyć mnie bardzo dobrze ich języka.
Jednak…. Dni mijały, a mnie pomału kończyły się pieniądze. Liczyłam na cud i wiedziałam jedno: cud nie będzie zależeć ode mnie. Całkowicie zdałam się na Boga i po prostu wiedziałam, że nigdy mnie nie opuści – bo wiele razy mi to obiecał.
Bywały dni, gdy siedziałam na swoim materacu i nie miałam siły i chęci się ruszyć, by znów nie usłyszeć odmowy, szukając pracy na więcej niż 1 dzień w tygodniu. W dodatku jakieś małe, nadzwyczaj aktywne mrówki zaczęły mnie niemiłosiernie gryźć w nocy!
– W Grecji w sezonie letnim nie ma weekendów! Nie ma wakacji, nie ma dni wolnych! – słyszę raz po raz. A zdanie to uwielbia podkreślać Dimitris, wspomniany błękitnooki Grek w średnim wieku, który triumfował za każdym razem gdy się spotykaliśmy. Przechadzał się tam i z powrotem po marmurowym patio restauracji. Mimo, że posadzka marmurowa była około pięć centymetrów wyżej niż chodnik, on patrzył z góry na przechodzących, dumny jak paw, z miejsca, z przynależności, z obecnej chwili.
To Grecja – słyszę raz po raz, jakbym do końca nie była pewna, gdzie się aktualnie znajduję.
Tej niedzieli gdy jak zwykle wykonywałam swoje obowiązki, gdy dosłownie chwilę przedtem pogodziłam się ze swoim losem i pomyślałam po raz kolejny „Będzie co ma być. Zrobiłam już wszystko, co było w mojej mocy. Teraz liczę na Ciebie, Tato” podeszła do mnie Jana i spojrzała swymi pięknymi, niebieskimi oczami.
– Iwona, potrzebuję cię tu siedem dni w tygodniu.
– To wspaniale!!… Ale… wie pani jak jest…- wolałam od razu rozwiać jej nadzieje.
– Porozmawiam z mężem i dam Ci zaraz znać. – Jana oddaliła się, szukając wzrokiem Jorgosa, a ja wiedziałam dwie rzeczy: że raczej nic z tego nie będzie, ale że Bóg i tak mnie nie zostawi.
– Kości zostały rzucone – wróciła po chwili i odrzekła. – Będziesz pracować w każdy dzień za wyjątkiem soboty, oprócz tego przeprowadzisz się tu, będziesz mieć pokój z aneksem kuchennym i łazienką i wyżywienie. Pasuje?
Nie zostawię cię ani cię nie opuszczę. (Jozue 1,5)
Szabat. Będąc zagranicą tęskniłam za swoją społecznością, za wspólnym rozpoczynaniem szabatu. Pytałam nawet ludzi w okolicy czy nie znają takich soboto-lubnych społeczności, ale dowiadywałam się znowu, że no way, przecież to miejscowość turystyczna, w dodatku sami ortodoksi, mam jakieś pragnienia z kosmosu. Nie było na to szans.
Chodziłam więc do portu, wspinałam się na skały i miałam swoje tete-a-tete z Ojcem, raz po raz myśląc: „Boże, tak bym chciała mieć z kim święcić szabat!”.
Kilka dni później , w piątek wyszłam do pracy wyjątkowo wcześniej- chciałam posiedzieć jeszcze na plaży.
Nagle widzę ciemnoskórego mężczyznę, wyszczerzonego na biało, który zmierza w moją stronę. Na wszelki wypadek oglądam się dyskretnie za siebie, czy aby na pewno nikt na niego nie czeka stojąc za mną, ale nie. Gdy zbliża się już dostatecznie, spogląda mi w oczy i zaprasza na poranną kawę.
– Chętnie – godzę się. Bardzo lubię poznawać nowych ludzi, niosą ze sobą jakąś niespodziankę.
– Lubisz palić? –kieruję wzrok na paczkę papierosów, którą wyciągnął mój nowy znajomy, Hezi. Wydawało mi się, że zapalił tego papierosa od niechcenia.
– Nie, naprawdę chcę to rzucić. Ale to już Siła Wyższa musi mi pomóc, tyle razy próbowałem…- wypowiadając to, stale się uśmiecha i wcale nie wydaje się być zbytnio przejęty tym faktem.
– Masz na myśli na przykład…. Boga? –sugeruję.
– Wierzysz w Boga? –pyta Hezi.
– A wierzysz Bogu? –odpowiadam i po chwili oboje się śmiejemy.
– Opowiedz o tym! Koniecznie chcę to usłyszeć! –zachęca mnie Hezi.
– Wiesz…. może po południu, zaraz zaczynam pracę, a wieczorem mam mnóstwo czasu bo wiesz, ja święcę szabat, tak że chętnie się z tobą spotkam i pogadamy, co?
– Iwona!- krzyknął ostrzegawczo z podniesioną do góry dłonią, gotową na przybicie ”piątki”.
– Piąteczka!
Przybijam piątkę nie wiedząc o co mu chodzi.
– Ale o co ci chodzi?- dążę do jak najszybszego poznania przyczyny tego entuzjazmu.
– Też święcę szabat. Jestem Żydem i zapraszam wieczorem do siebie. Zobaczysz, jak się zaczyna szabat po żydowsku!
Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane.(Mt 6, 33)
O szabacie po żydowsku, następstwach złamanego klucza i kurczaku z nieba- w następnym odcinku czyli TUTAJ
Pamiętaj: nie przeczytałeś/-aś tu o niczym, co nie mogłoby dotyczyć Ciebie. KAŻDY kto uwierzy i szczerze zawoła do Boga, może być częścią Królestwa Bożego, czyli życia pełnego niesamowitych zwrotów akcji, błogosławieństw, cudów, prowadzenia Boga i nazywania Go Tatą .