Kolejna książka w odstępie 3 tygodni? Czyste szaleństwo! A jednak. Książka, którą w tym miesiącu zaproponuję wbrew własnym oczekiwaniom – wciągnęła mnie na maxa. Dzisiaj przed południem przeczytałam ostatnią stronę i być może to i dzień odpowiedni, by o niej napisać.
A tak przy okazji: chciałabym podziękować pewnemu blogerowi (niestety nie pamiętam któremu) który polecił mi tę książkę PRZED filmem. Posłuchałam. Filmu jeszcze nie widziałam, ale o książce można powiedzieć wiele. Zacznę od cytatu z książki:
Ja, żołnierz Wojska Polskiego, przysięgam służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej, bronić jej niepodległości i granic, stać na straży konstytucji…
No to co nasi żołnierze robili do cholery w Iraku, a potem Afganistanie?! Ano misję stabilizacyjną prowadzili, starając się przekonać wraz z Amerykanami i Bułgarami tubylców, że zachodnia demokracja to rzecz dobra i potrzebna.
Tylko czasem któryś z żołnierzy wracał w metalowej trumnie.
Podczas gdy my tu z koleżanką, w roku 2005 śmiałyśmy się, że nasze wojsko wyjechało do Iraku studnie budować, w Karbali przeżywano piekło na ziemi, które będzie się jeszcze odbijać echem przez kolejne lata…. Najpierw życie pod ciągłym ostrzałem, ludzie rozrywani na części, decyzje o zakończeniu czyjegoś życia, problemy ze zdrowiem, rozwody, poczucie wyobcowania, syndrom stresu pourazowego. O tym wszystkim piszą Piotr Głuchowski i Marcin Górka w swojej książce „Karbala”, która doczekała się w tym roku ekranizacji.
Spokojnie zjedzone w Limie śniadanie – raptem 20 godzin temu – wydaje się wydarzeniem z innego życia („Karbala”)
Tymczasem polska świadomość karmiona przez media zatrzymuje się na tych sielankowych obrazkach; żołnierze otrzymujące paczki na Wielkanoc i choinki na Boże Narodzenie. Żołnierze budujący studnię i wręczający irakijskim dziewczynkom plecaki i piórniki w nowo wybudowanej szkole żeńskiej.
Autorzy książki wydawali się być tam, z żołnierzami, bo książkę opisali scena po scenie, niezwykle szczegółowo. Wbrew pozorom nie pisali jedynie o taktyce i scenach walki. Opisywali pokrótce atmosferę miejsca; irakijski księżyc, piach, gorąc, codzienne życie miasteczka, pisali o kobietach i dzieciach. Ale i o żołnierzach, nie-cyborgach….
Jakby nie dość było stresu wywołanego ostrzałem, co rusz jakiś żołnierz dostaje złą wiadomość z domu (…) Co rusz któraś z wiadomości wali żołnierza w łeb jak obuch. Najgorsze są informacje o rozstaniach. „Poznałam kogoś, przepraszam” (…)
– Czasem miałam wrażenie, że te kobiety nie myślą, kiedy piszą taki list czy rzucają bombę w trakcie rozmowy przez telefon – powie psycholożka Joanna Dziura. – Nie mogłam się nadziwić; czy tak trudno sobie wyobrazić, co może zrobić zestresowany człowiek, który nie ma realnej szansy by pojechać do domu i naprawić sytuację, a który ma dostęp do broni i ostrej amunicji przez 24 godziny na dobę?
Przecież na misji, gdy stanie się twarzą w twarz ze śmiercią, priorytety ulegają zmianie. Rodzina, jakakolwiek by wcześniej była, jest wszystkim, jest kotwicą, która trzyma człowieka przy zdrowych zmysłach („Karbala”)– Coraz więcej jest weteranów, których nikt nie chce. Ani rodzina, ani znajomi. Zona chciałaby, żeby mąż był taki jak kiedyś (..) On by natomiast chciał, żeby kobieta była opiekuńcza, wyrozumiała. Żeby była jego pielęgniarką. („Karbala”)
To, o czym słyszeliśmy jedynie w telewizji czy Internetu, dzięki autorom „Karbali” poznajemy od kuchni, jak chociażby śmierć wybitnego dziennikarza, korespondenta wojennego, Waldemara Milewicza. Albo schwytanie Sadama Husajna czy Osamy BinLadena.
O innych rzeczach dowiadujemy się dopiero przy okazji książki:
Ostrzegamy rządy Danii i Włoch (…)
O Polsce ani słowa. Co nie znaczy, że nie biorą nas na celownik. Dopiero 16 grudnia 2014 r.,gen.Paweł Pruszyński (…)ujawni w TVP info, że w początkowej fazie operacji Iraqi Freedom ABW udaremniła równoczesne zamachy w 4 polskich miastach.(…) – Było przygotowane już praktycznie wszystko (…) mogło zginąć kilka lub kilkanaście tysięcy osób” („Karbala”)
Na forach internetowych roi się od komentarzy, które w książce mają swoje kilka stron. Jak zwykle – skrajne. Jedni internauci bronią polskich żołnierzy, ze strony innych leci grad oszczerstw w ich kierunku.
Ode mnie: Książka i otwiera oczy, i stawia pytanie: czy pchanie się na nieswoje terytorium i robienie tam zamieszania, miało sens? Z drugiej strony: czy żołnierze widzieli realny sens swojej misji i co możemy o niej, o jej skutkach powiedzieć po latach. Co ona dała?
Książkę bardzo dobrze się czyta – są konkrety, stale się coś dzieje.
Z tego, co pamiętam, to oficjalnie nasi żołnierze byli bezpieczni w bazach i przebywali poza terenem powstania. Taki był przekaz medialny. A tutaj: niespodzianka! (“Karbala”, internauta)
Jeśli i Ty jesteś ciekaw, jak to wszystko wyglądało od kuchni, bez obróbki przez mass media, gorąco niczym arabska noc polecam Ci tę lekturę!