Trzy i pół tysiąca lat temu wybuch wulkanu doszczętnie zniszczył wyspę, rozrywając ją na kawałki. I okazało się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
Nieśmiertelna biało-niebieska kopuła wznosząca się ponad wszystkie budynki na zawsze niebieskim niebie Grecji. Tak, to pierwsze ujęcie, które kojarzy się z Santorini : marzeniem wielu romantyków. Bo Santorini jest romantyczną wyspą, nie sposób zaprzeczyć. Spotkałam tu wielu nowożeńców w podróży poślubnej.
Santorini jest jednocześnie wyspą małą – zaledwie 18 km długości i 12 km szerokości. To oznacza, że w ciągu jednego dnia można pojechać do wielu miejsc!
Na moje szczęście wylądowałam w Kamari; turystycznej, sielankowej, acz kameralnej miejscowości na wschodzie wyspy. Czarne, wulkaniczne plaże ciągnące się 2 km dają pewne uczucie ukojenia; gdy przyjdziesz późnym wieczorem lub nocą i usiądziesz nad brzegiem morza, wysłuchasz muzyki kamyków, poddawanych przypływom i odpływom fal. Magiczne zjawisko!
Transport na wyspie jest bardzo dobry: często (z Kamari do Firy co 20 min. koszt: 1,60e) kursują świetnie klimatyzowane autobusy KTEL. Można wypożyczyć quad lub skuter (ok.15e/dzień) by udać się w wybrane miejsce. Dla mnie świetną bazą wypadową było Kamari; stamtąd w ciągu 10 minut dostawałam się do Firy, a z niej, do dowolnego miasteczka. Podróżowaliśmy dużo! Zaczęliśmy od Firy…
Gdy wysiadłam z autobusu i udałam się w górę, już na pierwszym zakręcie zrobiłam „wow” – uliczka, którą ujrzałam wyglądała jak z bajki, a potem…. Potem było już tylko więcej „wow”! Sami zobaczcie:
(Klikając na zdjęcia, uzyskasz ich pełen rozmiar)
Czarna, wulkaniczna plaża w Kamari pomału chyląca się ku zachodowi…
Jeśli bardzo pragniesz świateł i towarzystwa ludzi, wystarczy, że zejdziesz z plaży; czeka na Ciebie deptak wśród tawern i sklepów. Co rusz zadziwiały mnie pomysły na nadbrzeżne knajpki; to w stylu greckim, to znów modernistycznym. Z nawiązaniem do „wybuchowej” historii Santorini, z akcentem żeglarskim, lub białe, minimalistyczne.
Jedną z największych atrakcji przebywania w Kamari są przelatujące samoloty; to tutaj, tuż nad plażą zniżają lot by wylądować na pobliskim lotnisku. Prawdziwa gratka dla osób kochających lotnictwo!
Warto przejść cały deptak by wylądować w tym miejscu, tuż przy tajemniczym, wykutym w skale monastyrze i skałach, w grotach których wyglądano kiedyś statków.
Tak właśnie zaczyna się Thira; mnóstwo cepelii i brukowana, kręta uliczka, którą chce się iść w górę, bo…
Jak sądzicie, co ci ludzie tak namiętnie fotografują?
Ano wchodzimy na górę i zaczynają się takie widoki :
Czy ktoś z Państwa chciałby mieć taras z takim widokiem? Mogę prawie że zaświadczyć, że słońce 24h za wyjątkiem głębokiej nocy.
Takimi to szerokimi to znów wąskimi uliczkami można chodzić całymi godzinami, co krok zdumiewając się nad tym, jak wspaniale potrafi człowiek wykorzystać swoją wyobraźnię i siłę rąk, mając tylko skałę i kamień.
Stary port w Firze? Kręte schody można pokonać na osiołku.
Stojąc już na dole (ani kawałka cienia) wcale nie byłam zadowolona, że trzeba wrócić pod tę górę. Pomyśleć, że ta wyrwa powstała w wyniku tak wielkiego wybuchu, iż cała epoka minojska “poszła z dymem”. Z czasem pojawił się człowiek i powiedział : Tu przecież można zbudować miasto!
I zbudował. I pomalował na biało. I chwała mu za to.
Ten zakątek z pewnością widzieliście, wpisując w wyszukiwarkę coś w stylu “amazing cave hotels santorini”. To jeden z nich.
Tak, wreszcie słynna kopułka w Oia; do cna skomercjalizowanej ale jakże pięknej miejscowości na północnym zachodzie Santorini! Jak widać, potraktowałam ją po macoszemu. Ale amatorów na fotkę nie brakowało (nie mówię co działo się po drugiej stronie kopułki).
Czerwona (dla odmiany) plaża w Akrotiri. Prawdą jest, że z tej perspektywy powoduje małe “wow”, ale jest to też dowód na to, że Grecy na wszystkim potrafią zarobić. De facto plaża nie jest niczym nadzwyczajnym w moim odczuciu. Nie jest nawet czerwona – czerwone są te oto skały. Ale i tak ciekawe miejsce do doświadczenia.
Ostatni look na Thirę, która skradła moje serce (przyznaję, nawet bardziej niż Oia).
I do domu. Urocze, małe lotnisko na Santorini.
Teraz muszę Was rozczarować: przed wyjazdem przeczytałam w przewodniku, że zdjęcia Santorini nie oddają nawet w połowie piękna tej wyspy. Trudno mi było w to uwierzyć, bo zdjęcia, które tyle lat oglądałam, zapierają dech w piersiach. A jednak. Nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z tą opinią.
Kiedy po raz pierwszy stanęłam na “szczycie” Thiry, a pode mną ukazała się kaskada białych balkonów, basenów, zmyślnych uliczek i naręczy kolorowych kwiatów, powtykanych w ceramiczne dzbany, a to wszystko skierowane ku wyspie z kraterem, ten obraz poruszył mną do głębi. Można obejrzeć setki widokówek z tym obrazem, ale kiedy stoi się tam własną stopą, opierając o rozgrzany murek i jest się częścią tego labiryntu, wymyślonego jakby ku uciesze przybysza, chce się tylko powiedzieć: God save this island!