Samotna kawa na mieście

 

My nerves have gone to pieces
My hair is turning gray
All I do is drink black coffee
Since my man’s gone away” (Ella Fitzgerald)

Chociaż moja sytuacja życiowa odbiega od odczuć autorki tej piosenki, często All I do is drink black coffee (pl. Wszystkim co robię jest picie czarnej kawy) dodałabym jeszcze slowly (pomału) i alone (samotnie).
Gdy mówię komuś, że rano pojechałam do jednej z moich ulubionych, lokalnych kawiarni na kawę i ciastko w ramach śniadania i zrobiłam to SAMA (dosłownie: wsiadłam na rower i zajechałam) to ten ktoś mnie po pierwsze żałuje, a gdy kontynuuję z uśmiechem na ustach, rozpływając się nad tą błogą chwilą, na jego twarzy pojawia się wyraz niezrozumienia. Sama? Na kawie?

Gdy po raz pierwszy wyjechałam do Grecji- pojechałam sama; sama wynajmowałam pokój w hotelu, co za tym idzie, jadałam samotnie posiłki, fotografowałam, bywałam na plaży i chodziłam na zakupy. I upajałam się tym! Dopiero któregoś dnia podczas kolejnych posiłków zorientowałam się, że przyglądają mi się wszyscy mężczyźni  z obsługi, szepcząc coś jeden do drugiego. Olałam temat. Następnego wieczoru, podczas luźnej rozmowy z Andreasem- recepcjonistą, dowiedziałam się, że to niecodzienne, by kobieta samotnie podróżowała. Ci mężczyźni z obsługi myśleli, że przyjechałam tu w ramach seks turystyki. Nikomu nie mogło pomieścić się w głowie, że lubię być sama!

A tak! : – )  Przyzwyczajeni jesteśmy, że zawsze otaczają nas ludzie, towarzyszą znajomi, przyjaciele i wszystko robimy z kimś; jak na zakupy- to z koleżanką, na kawę- to samo, do kina- nigdy samemu itd.
A ja, jako kobieta poza stereotypem, nie cierpię towarzystwa w czasie zakupów (ba, nie lubię samych zakupów!) i od czasu do czasu lubię błogo sączyć kawę, obserwując zaczynający się dzień zza okna kawiarni lub z kawiarnianego ogródka. A widok mam na cały rynek włącznie z kościołem, do którego mi co prawda nie po drodze, ale który miło wkomponowuje się w otoczenie, co z kolei krzepi moją melancholijną duszę.

W dodatku nie boję się zostać sam na sam ze swoimi myślami, wręcz przeciwnie: bardzo mi to potrzebne. Tak więc nie śpiesząc się nigdzie, pijam samotną kawę z filiżanki, obserwując ludzi, drzewa, wspomniane otoczenie. Wdycham zapach parzonej kawy, deserów, albo powietrza na zewnątrz.
Uwaga: mam męża. I on ma całkiem podobnie! Uwielbiam z nim spędzać czas, dlatego wybrałam na męża właśnie takiego człowieka, z którym podobnie odbieramy świat. Ale wybrałam go też dlatego, że mimo swej wierności i przywiązania, nie musi być do mnie uwiązany. Nie ma takiej potrzeby. Tak więc potrafimy w tym samym pomieszczeniu siedzieć obok siebie i robić “swoje rzeczy” nie odzywając się czasem do siebie przez dwie godziny. Coś wspaniałego! (Ile potem jest rzeczy do opowiadania i myśli do podzielenia!)

Jakiś czas temu przeprowadzono badania na grupie osób. Nie pamiętam dokładnie tematu tych badań, ale dowiodły one, że praktycznie wszystkie badane osoby oddalały od siebie moment wyciszenia, relaksacji, bo bały się tego, co im w chwili samotnej ciszy przyjdzie do głowy! Bały się wpaść w depresję z tego powodu! Jednym słowem, 24h potrzebowały mieć czymś zawalony umysł, bo bez tego nie wiedziały jak funkcjonować.

A ja, dzięki Bogu wiem : – ) I uwielbiam te chwile gdy All I do is SIP black coffee ….

 

Sądzisz, że człowiekowi potrzebne są takie chwile sam na sam?