Intro
– Kochanie, co robisz?
– Sprzątam kurnik. Muszę jeszcze pozbierać jajka i dokupić dwie kury. I ostrzyc lamę.
Jutro czwartek dwudziestego. Wielki dzień, zwłaszcza po dziewiętnastej czasu polskiego. O ile dożyję – bo jak wiecie już, czytając moje posty, raczej nie przywiązuję się do tak odległych dat jak dzień następny i nadal moje zdumienie budzi…no właśnie, codzienne budzenie się w tej samej rzeczywistości; pełnej komarów, moli i eko-terrorystów.
Natomiast dziś pozwolę sobie na totalne rozpasanie, pozwolę sobie na taką butadę, bo jutro kupuję ranczo!
Tak, w czerwonej, kraciastej koszuli zamierzam hodować i ujeżdżać konie!
Eksperiencję w prowadzeniu małego gospodarstwa już mam; przez ostatnie kilka lat doglądałam kurnika, obory z krowami i lamami, robiłam przetwory z dyni, bakłażana i hodowałam przeróżne drzewa owocowe.
Od jutra czekają mnie nowe, ranczerskie wyzwania w świecie skrojonym wprost na mnie – świecie Simsów.
Intro mogło Was zmylić, ale jest w tym całkiem sporo realizmu! Otóż w życiu prywatnym, wiecie, tym poza komputerowym, poza-internetowym też mam kurnik, hoduję kury, no i mam czerwoną koszulę w kratę. Marzy mi się stadko owiec, które wypasałabym nieśpiesznie, nucąc melodyjki Jaskra i wpatrując się w zielony, pofałdowany bezkres pastwisk, ale póki co, muszą mi wystarczyć te stworzone przez Electronic Arts.
Coming out
Czasem blogerzy tworzą na swojej stronie coś w stylu „Q&A” albo „10 faktów o mnie” – ja nie zamierzam tego robić, wystarczy Wam jeden, za to wielce pikantny fakt, bo prędzej czy później i tak się dowiecie: jestem absolutną fanką Simsów.
Nie, nie gram w nie codziennie, ani nawet co miesiąc. Miewałam roczne przerwy, ale wracam, od ponad 20 lat wracam wiernie do świata stworzonego przeze mnie i rozsiadam się w nim niczym król!
To ode mnie zależy być albo nie być każdego Simsa. Mogę je uszczęśliwić lub tak spaprać życie, że nie wyjdą z czerwonego rombika nad głową.
Mogę je pozbawić łóżka i lodówki, a nawet wpakować w aranżowane małżeństwo!
Jestem jak władca tego świata!!… ale wolę być jak dobry Bóg; chcę, by każdy z moich Simów był zadowolony, zatem dbam o ich pory snu, posiłki – w dodatku ulubione, prysznice, ubiór, edukację, fundusze i relacje z innymi, przy czym zostawiam im wolną wolę – niech pokażą, niech mnie zaskoczą, co zrobią z cechami i talentami, które dzięki mnie rozwinęli.
Gdy widzę, że schodzą na niewłaściwą ścieżkę, nierzadko ich z niej zawracam – w ten sposób przyznaję, rozwiodłam kilka par homoSimów i ucięłam kilka romansów.
Moje Simy czasem pakują się w tarapaty; podpalają coś, tracą simleony, popadają w konflikt z innymi…. Czasem interweniuję, ale nie czynię cudów tj. nie używam kodów; lekko zachęcam do wykaraskania się z opresji przy narzędziach, które już mają, jak chociażby cechy charakteru; dobry, towarzyski, rodzinny, entuzjasta…
Tylko cecha „zły” kole mnie w oczy. Tutaj często decyduję się na cud i używam kodów; tak, trochę obchodzę system, ale chcę, by moje Simy miały czyste karty i cechy, które mogą rozwijać na rzecz swoją i społeczności, w której żyją – bo przecież nie żyją dla siebie!
Żyją w moim doskonałym świecie. W tym świecie z założenia ma panować pokój, miłość, prawość i różnorodność.
Nudy? A gdzie! Zawsze jestem ciekawa, kim będzie Sim, gdy rozwinie maksymalnie swoje potencjały!
Tworzę Simy zróżnicowane; uderzająco atrakcyjne, przeciętne, ale zawsze piękne. Każde z moich stworzeń musi dostać to światło we włosy, o którym śpiewała Anna Szałapak, mieć coś mojego, coś, po czym poznają, że ja je stworzyłam.
O Simsach mogłabym napisać trylogię, w właściwie to serię, bo przecież teraz jest część 4. – jak czwarta rewolucja przemysłowa.
Pozwólcie, że do Simsów będę powracać w mojej codzienności, tymczasem zapytuję: kto z Was gra??! Ręce w górę, nie wstydzić się! Żyje się w końcu tylko raz!… teoretycznie.
Tymczasem, pozdrawiam Was, sul sul!
Iwona