Wakacje w toku, w krajach południowych, gdzie obecnie przebywam słońce wysoko – co daje mi chwilę wytchnienia i jako ten bloger marnotrawny wracam z postem. Tym razem o turystach, których obserwuję od lat; dziś jako podróżniczka, lata temu jako pilotka wycieczek. I tak przechadzając się po miasteczkach, brzegiem morza, jadając tu i ówdzie naszła mnie refleksja na temat kilku rzeczy, które mogą polskiemu turyście zepsuć wakacje.
Jestem przy okazji ciekawa, czy podzielicie moje obserwacje i czy możecie coś do tego dorzucić ?
Klima to klima!
Problemy zaczynają się już na początku – turyści podróżujący autokarem, czują Grecję czy Italię już w Krośnie albo Lęborku i decydują się na podróż w samym T-shircie. Pomysł nie jest zły, ale nocą bywa chłodno; mogą to odczuć zwłaszcza turyści siedzący w pierwszych rzędach za kierowcą – jak już pisałam, klimatyzacja w autokarach działa sprawnie, ale nie da się zadowolić wszystkich – nie ma sensu prosić kierowcy o podkręcenie klimy lub obrażać się, że tego nie robi- no, chyba, że chcemy by kierowca z ciepła zasnął za kierownicą. W co wątpię.
1 euro to 4 złote 23 grosze!
Nagminną praktyką jest przeliczanie euro na złotówki. Nie warto tego robić, bo gdy wyjdzie nam, że za miły i całkiem skromny wieczór we dwoje przy mrożonej kawie czy lampce wina zapłacimy 40zł, następnego dnia polski instynkt nakaże nam „przejechać” resztę wakacji na konserwowej mielonce. A i to oszczędnie.
Ja mam od lat sposób na tę przypadłość: wakacje to dla nas czas rozpusty; pieniądze zbieramy na wyjazd cały rok po to, by nie odmawiać sobie przyjemności – nie jadamy w drogich restauracjach, ale ….wakacje to wakacje! Nie chcę zastanawiać się czy wydać 20 euro na autobus do miejsca, o którym marzyłam. Po prostu je wydaję, jadę i przeżywam coś, co pamiętam przez lata, uczę się świata w ten sposób. Chcę próbować lokalnego jedzenia czy kupić coś, czego w Polsce nie ma.
Wakacyjną zasadą jest więc u nas, że umiarkowaną oszczędność włączamy po przekroczeniu polskiej granicy.
Z motyką na słońce
Czyli rzecz o oparzeniach słonecznych. Jeśli człeka ciągnie do ciepłych krajów, warto by w kwestii ubrania podpatrywał tubylców. I tak, można zauważyć, że południowcy najczęściej nie chodzą w podkoszulkach w największy upał, a często w jasnych koszulach z długim rękawem – z własnego doświadczenia podpowiem, że takie rozwiązanie ratuje skórę!
Podobnie jak unikanie leżenia na plaży w godzinach szczytu – każdy, kto chce załapać trochę złotej opalenizny a nie spalić się jak frytka, zdąży to spokojnie zrobić i nie trzeba w tym celu leżeć na plaży.
Osobiście nie stosuję żadnych środków do opalania, m.in. dlatego, że chadzam ubrana odpowiednio do natężenia słońca i nie wyleguję się na plaży w pełnym słońcu. Gdy wiem, że będę długo chodziła, smaruję się olejkiem z pestek malin. (do kupienia w sklepach ziołowych)
Rybka lubi pływać
Dużo jeździłam swego czasu do krajów południowych jak i tam mieszkałam jakiś czas i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że najwięcej utonięć turystów to wynik nadużywania alkoholu.
W tym względzie też warto obserwować tubylców i pić tak jak oni- jeśli chcesz ouzo, pij je z wodą a nie „na rurę”. Jeśli piwo – to wieczorem, a nie na plaży, jedno za drugim. Jeśli wino- to z przekąską. Organizm może nas oszukać i tym samym poprowadzić tam, gdzie dno. I wodorosty.
Stres & spina
U żadnej innej nacji nie obserwuję takich problemów z odstresowaniem się na wakacjach, jak u własnych rodaków. Plus zupełny brak cierpliwości. Wystarczy, że autobus spóźnia się o 5 minut, już stres i nerwy :-) I po co to komu? Jesteś na wakacjach człowieku! Cały rok tyrałeś, żeby przez 2 tygodnie ODPOCZĄĆ. Nie zdążyłeś na jeden autobus, pojedziesz następnym! Albo taksówką, albo złapiesz stopa- masz szansę coś przeżyć, więc korzystaj z tego, zamiast wszystko planować :- )
Zagranicą jestem panem
Kilka lat temu nasz były premier nie mógł się nadziwić poprawności prowadzenia pojazdów przez Polaków….zagranicą, podczas gdy w Polsce nagminnie łamią przepisy ruchu drogowego. Za to w turystyce szeroko rozumianej, obserwuję czasem przeciwne zjawisko – Polacy, którzy w swoim kraju akceptują to i owo, zagranicą czują się jak paniska; to woda podana do kawy (kto w Polsce podaje wodę do kawy?!) za ciepła/za zimna, to autobus ma się zatrzymać tam, gdzie oni chcą wysiąść, a nie na najbliższym przystanku. To oczywiście generuje dodatkową spinę. Na co to komu?
Na szczęście równocześnie coraz częściej obserwuję świadomych podróżników; ludzi, którzy wiedzą po co jadą zagranicę, przygotowują się do tego i są w stanie przyjąć inność z całym dobrodziejstwem inwentarza, budując pozytywny obraz polskiego turysty :- )