Jestem przekonana o tym, że każdy z nas lubi jakąś muzykę. Nasz gust może wychodzić dalece poza estetykę promowaną jako „muzyka popularna” czyli jak dla mnie: masowa. Ale przejdźmy do sedna sprawy bez zbędnego bajdurzenia: i ja, i Ty mamy zakres piosenek, które z jakichś powodów śpiewamy tylko pod prysznicem :- )
Zanim obnażę się tutaj całkowicie, powiem, czemu to robię: Po prostu nie obchodzi mnie opinia innych ludzi co do moich gustów muzycznych : – ) Nie mam problemu by na głos śpiewać i promuję wolność w pełnym zakresie tego słowa: bo do “obciachowych” piosenek, trzeba być wolnym wewnętrznie człowiekiem :-) Lecimy!
„Kalinka”, „Katiusza” – tak bardzo lubię te rosyjskie piosenki, że nauczyłam się tekstu, by po >Kalinka moja< nie śpiewać „lalalala la la la la la la lala” No i uwielbiam ten rosyjski sposób podnoszenia głosu na koniec coś jak zawodzenie świnki morskiej :-D
Kalinka i Katiusza na każdej polskiej dyskotece!
Nie ukrywam (od tej chwili) że posiadam w domu również całą płytę Fasolek. Przeboje takie jak „Zabiorę brata na koniec świata” czy „Ogórek zielony” przywodzą mi na myśl wszystkie beztroskie chwile dzieciństwa. Rytmiczne piosenki śpiewa się z wielką frajdą! No hellooo, kto nie zna „Zająca poziomki” do którego można dowolnie modulować głos?!
Już wtedy wiedziano, że propaganda społeczna najlepszy oddźwięk znajdzie w piosenkach, stąd „Myję zęby” czy „Mydło lubi zabawę” ;-)
Zanim wyznam swój hit, który nawet przez krótki moment miałam jako dzwonek w telefonie (nie wykluczam powrotu) przyznaję, że lubię dwie piosenki, które w żaden sposób nie odzwierciedlają mojego podejścia do życia i ludzi, ale z pewnych powodów je lubię. Pierwsza z nich to „Kylie” rumuńskiej, nieistniejącej już grupy Akcent , której tekst mówi jedynie o niezobowiązującym bzykaniu, ale w sposób tak rytmicznie i rymowo atrakcyjny, że ilekroć ja słyszę (a nierzadko nie przypadkiem – jak to każdy muzyczny grzeszek) wyśpiewuję całą od początku do końca jako ten „coolest guy in the crowd” ;-D Piosenka jest do cna żałosna.
Jednak po niej od razu widać, że człowiek ze mnie wychowany w latach 80.i 90. czyli na dyskotekowych hitach jednego sezonu.
Kolejnym moim grzeszkiem, którego należy się wstydzić jest piosenka –a raczej mocne wyznanie – grupy Archive pt. ”Fuck u” – dlaczego mi się podoba? Po raz pierwszy usłyszałam wersję koncertową , która ma większą siłę przekazu niż ta ułożona, zmodyfikowana na płycie. I zamurowało mnie. Wysłuchałam całego tekstu tej piosenki raz, drugi….i nie mogłam wyjść ze zdumienia jak dosadnie można przekazać swoją nienawiść do drugiego człowieka za pomocą muzyki. Jak wielkie może być zranienie, nieuznające przebaczenia – któremu skanduje tłum. Ta piosenka potrafi wywołać dreszcze. Co musi zrobić człowiek, by zasłużyć sobie na taką dawkę przekleństw?
‘All I want is to see you in terrible pain (…)There’s a space kept in hell with your name on the seat
With a spike in the chair just to make it complete ‘
Ale kończąc optymistycznie- przechodzę do mojego grzeszku numer 1, który naturalnie chciałam odrzucić, ale w końcu poddałam się mu :-D Inaczej: dojrzałam do wolności bycia sobą, a moim namber łan jest „Pragnienie miłości” inaczej zwana „Czekoladką” tylko i wyłącznie w wykonaniu Dawida Ogrodnika : – ) Piosenka pochodzi z filmu „Disco polo”
SzalejĘ słysząc tĘ piosenkĘ raz po raz, śpiewam już prawie jak Ogrodnik :- D
Macie jakieś muzyczne grzeszki? Takie, co tylko pod prysznicem albo podczas samotnej przejażdżki autem? :- D