On, ona i parasol

Jesienny, słotny wieczór, przydomowy garaż:

ONA: Zepsułeś tę parasolkę na amen!
ON: Nawet jeśli, to moja parasolka.
ONA: Jesteśmy małżeństwem, więc wszystko co jest twoje, jest i moje!
ON: No niekoniecznie, ja tę parasolkę dostałem, ja!
ONA: Poczytaj sobie o prawie własności w małżeństwie – nawet jeśli parasolkę dostałeś, to należy też do współmałżonka!
ON: …właściwie, o jakiej ty parasolce mówisz? – udaje idiotę. – Ponadto chyba dziś już wspominałaś, że wybierasz się do psychiatry, bo podejrzewasz u siebie jakieś ADHD czy coś….może to rzeczywiście jakaś choroba psychiczna? – zastanawia się na głos, zagadkowo i wymownie patrząc jej w oczy.
ONA: Świnia jesteś, wiesz! A ja ci przepisałam moją elektryczną hulajnogę!
ON: Nie musiałaś, przecież jesteśmy małżeństwem, i tak odziedziczyłbym ją po twojej śmierci.
ONA: Grozisz mi śmiercią?!
ON: Tę kwestię pozostawmy w ramach „pobożnych życzeń”.
ONA: Ładnie! Piękna ta nasza piąta rocznica ślubu! – skwitowała.
ON: Ależ ty jesteś krótkowzroczna; człowiek może się starać cały rok, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku, a nawet sześć, przynosić w weekendy śniadanie do łóżka, wypuszczać kota o trzeciej nad ranem, wyciągać włosy z odpływu, wozić twoją matkę do neurologa…ano właśnie, to dziedziczne?
ONA: Co jeszcze wyliczysz?
ON: Czekaj, rozgrzewam się dopiero! Zatem: co miesiąc przynoszę ci całą wypłatę, nie zostawiam sobie nawet złotówki! Na siłownię nie chodzę, w ogóle nie ćwiczę, bo to koszty. Nie kupuję sobie nawet dezodorantu, a koszulki tylko w lumpeksach. Najtańsze piwa piję, a fajki podbieram kumplom w szatni. Wszystko, żebyś ty miała!
ONA: W domu w ogóle nie sprzątasz, nic nie robisz. Całymi dniami siedzisz przed konsolą i grasz.
ON: Wszystko po to, żeby nie narobić ci bałaganu. Już wolę siedzieć w jednym miejscu, żeby brud się nie roznosił. No i nie oglądam pornosów, na dziwki też nie chodzę. Doceń. Nie każda tak ma.
ONA: W sumie… – analizuje  – Maciek i Beata się rozwodzą, wiesz może czemu?
ON:  A, kręcił z jakąś czarnulą na trzeciej zmianie! Behapowiec znalazł prezerwatywy na dachu przy centrali wentylacyjnej, zużyte. A potem zobaczył ich dwoje, jak schodzili po drabinie.
ONA: Co za kanalia!
ON: No ja bym na dach nie wychodził, żeby się gzić! To skrajnie nieodpowiedzialne, spaść można. I tak kobietę narażać…
ONA: Fakt… – przywołała kilka wspomnień – wynająłeś przytulny pokój w hotelu za miastem, gdy zaczęliśmy się spotykać, a i tak  zawsze wychodziłeś pół godziny wcześniej, żeby mój były nas nie nakrył. Dawało mi to poczucie bezpieczeństwa, bo na dach bym nie wyszła – przyznała.
ON: Ale ta historia z Maćkiem i czarnulą mną wstrząsnęła. Wiesz, wtedy pomyślałem, że nikt już nie jest bezpieczny, zagrożenia czyhają wszędzie!
ONA: Ale że ten dach?
ON: W sensie, że pokusy wszędzie są. U nas na produkcji trzysta bab! I wiesz co Bernadka, złożyłem wymówienie, wolę nie ryzykować naszego małżeństwa.
ONA: Trzysta kobiet?! No to rzeczywiście… – dotarło do niej. – Może faktycznie lepiej nie ryzykować, ale… mówiłeś, że masz szansę na awans, w dziale jakości. Tam sami mężczyźni, czy tak?
ON: No tak, ale słuchaj, to wcale nie lepiej! Ty wiesz jacy oni są ordynarni? Jak o swoich kobietach mówią? Nie chciałabyś tego słyszeć!
ONA: Ja nie będę.
ON: Ale ja tak! Spędziłem z nimi jedną przerwę kawową i powiem ci, że uszy więdną! Ja tego nie zniosę, nie dam rady z nimi pracować! Gorzej niż te trzysta bab! Poszukam czegoś, nie martw się.
ONA: Tylko gdzie? W tym kraju nie ma pracy dla osób z twoim wykształceniem, sam mówiłeś.
ON: Mówiłem, dlatego mamy już nagraną pracę w Holandii.
ONA: My?? Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?! A może ja nie chcę wyjeżdżać?!
ON: Kochanie, nie denerwuj się! Od kilku lat słucham non stop, jak to lubisz kwiaty! Jak na Dzień Kobiet przyniosłem ci róże, to powiedziałaś, że najbardziej lubisz tulipany! No to podrapałem się po głowie i połączyłem kropki: tulipany, Holandia… i praca! Przyjemne z pożytecznym! Chciałem cię uszczęśliwić, a ty znowu się na mnie wyżywasz! Masz menopauzę?!
ONA: Być może mam PMS-a!
ON: Albo to ADHD! I w dodatku PMS-a, bo to się przecież nie wyklucza! No to wszystko jasne!
ONA: No dobrze, pojedziemy i co ja miałabym robić w tej Holandii?
ON: Zbierać tulipany z wielkiego pola tulipanów, czyli robić to, co kochasz! Pomyśl, jak tam ładnie musi pachnieć, a jakie kolory! – używając rąk, zaczął roztaczać przed nią wizję.
ONA: A ty co będziesz robić?
ON: Ja mam tę pracę nadzorować.
ONA: Ach tak!! To ja będę harować w polu, a ty będziesz siedzieć na wygodnym fotelu, popijać kawę i mnie kontrolować?!
ON: Przed chwilą się cieszyłaś, że mam szansę na awans. To ja ci wyjaśnię: w tym kraju awans to CUD. To przejście do działu jakości pewnie trwałoby jeszcze z rok. A tutaj mam awans od ręki! Tylko ty i ja na dwóch hektarach tulipanów!
ONA: Mam sama obrabiać dwa hektary tulipanów?!
ON: Chcieli mi wcisnąć jeszcze pięć bab, ale się nie zgodziłem. Mogłabyś być o nie zazdrosna. A tak, na spokojnie sama sobie będziesz ogarniać pracę. Ja cię nie będę poganiał – uprzedził. – Nawet dali nam w pakiecie takie ubezpieczenie, jakby nie daj Boże ci się coś stało; zatruła się tulipanami albo ktoś cię porwał i wywiózł do Amsterdamu, to nie martw się o mnie, dostanę dwa miliony ubezpieczenia. 
ONA: W złotówkach?
ON: W euro! Kochanie, w euro! Widzisz, jak ja o nas myślę! A ty się o głupi parasol czepiasz!

 

 

 

Na fanpage’u zdarza się Wam, drodzy Czytelnicy natrafiać na krótkie dialogi z serii „on i ona” – są to często dialogi między mną i moim mężem, ale nie zawsze, czasami zasłyszane w miejscach publicznych. Ten tutaj zaczął się od naszego przekomarzania (dzień jak co dzień, bez tego ani rusz!) na temat parasolki – a dalej to już poszłooo! Reszta to wynik mojej wyobraźni.
Jak się Wam podoba? I ćwiczenie umysłowe dla Was: jak nazwalibyście zjawisko psychologiczne, które tu zachodzi? Podzielcie się w komentarzu poniżej, lub na FB.