Jak profesor Bralczyk uśmierca zwierzęta

 

Kura umarła, babcia zdechła, lis zjada truchło

 

 

Kiedy to usłyszałam, parsknęłam śmiechem. A potem, gdy w sprawę się wgryzłam, trudno mi było uwierzyć w to, gdzie zaszedł Internet.

I w ogóle miałam tego nie komentować, ale wiecie jak jest… pęd do wyrażania swojego zdania pisemnie to pewnego rodzaju powołanie, w obliczu którego człowiek musi, bo inaczej zdechnie. Albo umrze – ja daję Wam wybór.

 

Czemu parsknęłam śmiechem, usłyszawszy, jak śmierć zwierzęcia – przepraszam: psa, określił profesor Bralczyk?
Są lata 80., mam 5-6 lat. Właśnie wychodzimy z babcią z cmentarnej bramy, gdzie spotykamy znajomą babci. Znajoma informuje ją o śmierci innej znajomej, na co babcia, wskazując na mnie, mówi do niej:
– Wiesz, co ten smarkacz mi powiedział przed chwilą? (babciu, a gdzie feminatywy!!)
– ?
– Że kury umierają, a ludzie zdychają!

Po mini rozmówkach, ruszyłyśmy w dalszą drogę. Babcia, wykorzystując czas, postawiła na edukację:
– Iwonka, ty nie mów przy ludziach, że kury umierają, a ludzie zdychają. Babcia też zdechnie?

I znalazłam się w potrzasku. No nie no! Moja ukochana babcia spokojnie sobie pewnego dnia odejdzie mostem we mgle! A tak w ogóle to nigdy nie umrze, bo to moja babcia!
Jednak wiedziona wewnętrznym poczuciem sprawiedliwości szybko pomyślałam, że słowo się rzekło, skoro wszyscy ludzie zdychają, bo tak orzekłam, to chyba nie powinnam robić różnicy. Babci odpowiedziałam:

– Babciu, to zależy od ciebie.

 

Tamtego dnia  dałam babci wybór, a ona żyła jeszcze bez mała około 30 lat. Aż odeszła.
Ostatnie zdanie, jakie wyszeptałam jej na ucho, brzmiało: Jezus bardzo cię kocha, jesteś w Jego ramionach.

Po babci zostało ciało. Worek kości, mięśni, ścięgien – ale jej już w nim nie było.

 

 

Dlaczego rzuciłam w ogóle to zdanie o śmierci kur i ludzi? Cóż, już wtedy pomału ujawniała się moja fascynacja kurami, to na pewno, gdyż już kilka lat później miałam na swój użytek i na co dzień, niemałe stadko.
Umiłowanie żywię zresztą do wszelakich zwierząt – mam wyjątkową wrażliwość na nie i z tego powodu nie oglądam żadnych filmów ze zwierzętami, nawet komedii – bo w każdym takim filmie, na jakimś etapie zwierzę cierpi i ja, przyznaję, nie jestem w stanie na to patrzeć.
Akceptuję jedynie filmy dokumentalne, gdyż jest we mnie zgoda na życie zgodne z naturą i przeznaczeniem; i lwa, i antylopy.

No i byłam dzieckiem o usposobieniu buńczucznym i jak wszyscy szli w prawo, to ja w lewo, jak wszyscy po chodniku, to ja ulicą, jak ludzie siadywali w parku na ławkach, to ja na drzewie, wszystkie dziewczynki w przedszkolu chciały być księżniczkami, a ja kowbojem… te przykłady można by mnożyć w nieskończoność.
Na drodze stawała mi zwykle tylko rzeczona babcia, jako hamulcowy.

Jednak w tej krótkiej, nieszkodliwej debacie z babcią, ostatecznie zawyrokowałam, że ma wybór, jak określi swoją śmierć.
Pięciolatka czasów „komuny” zatem cenzury, dała wybór ponad sześćdziesięcioletniej kobiecie w materii tak delikatnej jak przemijanie.

 

Dzisiaj to „pokazowe” społeczeństwo; społeczeństwo tak zwane medialne, z celebrytami na czele, którzy co rusz wykrzykują hasła broniące wolności szeroko pojętej, z wolnością słowa włącznie, nie dają wolności w wyrażaniu własnej, osobistej opinii, innym – jak na przykład profesorowi Bralczykowi. A właśnie tym, była jego wypowiedź o tym, że pies zdycha, a człowiek umiera.
Była to jedna ze kilkudziesięciu błyskotliwych odpowiedzi, jakich udzielał Profesor przez godzinę wywiadu, który znajdziecie pod tym linkiem.  wywiad z prof.Bralczykiem

Gdy doszło do kwestii rzeczonego psa, uwaga: w stronę gościa nie poleciały pomidory. To było po prostu pytanie jedno z wielu i jak każde inne. Obecna widownia nie zareagowała oburzeniem, podobnie prowadzący, a sam gość poświęcił kwestii niecałą minutę, po czym padło kolejne pytanie.
Tyle. Koniec tematu.

Tymczasem w Internecie rozpętała się burza, którą już bez żadnych wątpliwości nazywam

 

 

 

Kulturą wykluczania

 

 

 

Co to jest?
Kultura wykluczania, znana również jako cancel culture, to zjawisko społeczne, w którym jednostki, grupy lub organizacje są bojkotowane, krytykowane lub wykluczane z życia publicznego z powodu ich kontrowersyjnych, obraźliwych lub nieakceptowalnych zachowań, wypowiedzi czy przekonań. Proces ten często odbywa się za pośrednictwem mediów społecznościowych i polega na publicznym potępieniu danej osoby lub podmiotu, co często prowadzi do utraty reputacji, pracy lub innych zasobów.

Główne cechy kultury wykluczania to:

  1. Publiczne potępienie: Często za pośrednictwem mediów społecznościowych, gdzie użytkownicy nawołują do bojkotowania danej osoby lub organizacji.
  2. Zbiorowa akcja: Działania są często wynikiem zorganizowanej kampanii społecznej, w której uczestniczy wiele osób.
  3. Konsekwencje zawodowe i społeczne: Ofiary kultury wykluczania mogą stracić pracę, kontrakty, współpracę, a także reputację.
  4. Szybkie rozprzestrzenianie się: Dzięki mediom społecznościowym informacje o kontrowersyjnych zachowaniach szybko się rozprzestrzeniają, co może prowadzić do natychmiastowych reakcji.

 

 

Kultura wykluczania jest tematem kontrowersyjnym. Zwolennicy uważają, że jest to skuteczny sposób na pociąganie ludzi do odpowiedzialności za ich słowa i czyny, zwłaszcza w kontekście sprawiedliwości społecznej i walki z dyskryminacją. Krytycy natomiast twierdzą, że prowadzi to do cenzury, tłumienia wolności słowa i niszczenia życia ludzi bez odpowiedniego procesu czy kontekstu.

 

 

Kultura wykluczenia to pięciolatka, która od razu reaguje: Ma być, jak ja mówię! Wszyscy mają używać mojego języka, wszyscy mają myśleć i odbierać świat tak, jak ja!

 

 

 

Profesor Jerzy Bralczyk został wykluczony, a wszystko, czym zawinił, to wyrażenie swojej własnej, prywatnej opinii w programie, do którego został zaproszony, by rozmawiać na temat zjawisk językowych.

Gdyby ktoś nie zrozumiał, Profesor nie stanął na mównicy, nie wziął też mikrofonu i niczym Kaszpirowski nie zwrócił się do narodu tymi słowy:
– Słuchajcie Polacy! [1] Jako naczelny profesor języka polskiego, nakazuję Wam, byście mówili: “pies zdechł”. Każdy, kto ośmieli się rzec “pies umarł”, dowodzi swego nieuctwa, a od takiego osobnika zażąda się zwrotu świadectwa maturalnego, jeśli ono wykazuje ocenę zaliczającą z języka polskiego.

 

Dlaczego stało się tak, że szanowany, inteligentny, wykształcony człowiek został wykluczony? Bo ośmielił się mieć inne, acz nadal prywatne zdanie, niż nurt wiodący czyli tzw. mainstream.

 

 

W co każe nam wierzyć nurt wiodący?

 

 

 

Na przykład w to, że prostytucja to praca jak każda inna i wystarczy ją nazywać sexworking, by stała się mniej szkodliwa, niż ordynarna prostytucja.

Albo w to, że od dziś wszystkie przedstawicielki zawodów, mają mieć właściwą dla siebie końcówkę, bo bez tego będziemy na wieki tkwić w patriarchacie. Zatem; kierowniczka (od: kierowcy bo inaczej to managerka), hydrauliczka, gościni, prokuratorka, chirurżka, posełka, itd.

Nurt wiodący promuje tolerancję, w tym wolność słowa pod warunkiem, że płyniesz z tym nurtem. Jeśli nie płyniesz, nie odzywaj się w ogóle. Nawet, jeśli jesteś jakimś autorytetem, zostaniesz znienawidzony w ciągu chwili.
Nurt wiodący narzuca ci, w jaki sposób masz o czymś myśleć i nadawać znaczenie: nie możesz mieć psa, który pilnuje domu, musisz mieć pupilka, którego rozpieszczasz i nazywasz „synkiem” (przyznaję, jestem do tego pierwsza, ale nie oczekuję od innych). O podejściu do wychodzących kotów już pisałam – jeśli ktoś chce się znaleźć w oku cyklonu kultury wykluczenia, niech powie, że ma wychodzącego kota!

W mainstreamie nie ma rzeczowej dyskusji, która pojawiła się między innymi w wymienionym przeze mnie wywiadzie z prof. Bralczykiem; możemy mieć inne opinie i możemy o tym rozmawiać, szanując się nawzajem, dyskutując, rozwijając swoje umysły, granice poznania, wiedzy oraz empatię, czyli człowieczeństwo.

W nurcie wiodącym tego nie ma, bo nurt wiodący żyje aferą. Karmi się negatywnymi emocjami i chce nimi zarażać wszystkich, którzy się nawiną. Nurt wiodący każe nam robić aferę, a przynajmniej odczuwać niepokój z powodu rzeczy nieistotnych oraz nas samych niedotyczących w żaden sposób (np. alimenty Królikowskiego na rzecz Opozdy)
Nurt wiodący chce być jedynym, opiniotwórczym źródłem, u którego będziesz czerpać za każdym razem, gdy przyjdzie ci do głowy samodzielna refleksja.

A do niej właśnie zachęcam. Moje ukochane koty odejdą kiedyś za tęczowy most (o ile rozróżniają kolory), ale jeśli ukochany pies profesora Bralczyka zdechnie – też jest okej. Wczoraj pochowałam jedną z moich kur – a właściwie to rzuciłam jej truchło lisom na pożarcie – bo w przyrodzie nic nie ginie.
Tylko w tak sztucznym tworze jak mainstream, zwany dalej nurtem wiodącym człowiek człowiekowi wilkiem. A może świnią?

 

Nawet chat gpt stara się być jak najbardziej poprawny:

 

 

[1] O zwrocie, który stosują często obecnie politycy i dziennikarze „Polki i Polacy” również wspomina w wywiadzie