Niedziela dwudziestego pierwszego

 

 

Są takie dni, kiedy czujesz, że los się do ciebie uśmiechnął. Taki z drinkiem i parasolką w tle. Ba! Ja ci powiem, że wcale nie trzeba czekać na los i samemu sobie zrobić taki dzień!
Jak tydzień tygodniem, zawsze robię, robimy sobie szabat – czy on przypada w sobotę, czy w niedzielę, nie ma to znaczenia. Robimy sobie dzień, w którym odpoczywamy, w którym odpoczywają nasze ciała i umysły od codzienności, która owszem, potrafi być tak samo piękna jak i wymagająca.

 

Wiem, że jest wiele osób, które się zaorowują (?) orzą, zajeżdżają jednym słowem; przeciągają tę granicę, w której ciało i psychika chcą usiąść w jaccuzzi, bo mają dość. I jeszcze sądzą, że należy im się za to cichy podziw! Ja do takich osób nie należę. Dla mnie mądrość obejmuje również znajomość swoich granic. Wiem, kiedy potrzebuję sobie zrobić w pracy przerwę na spacer po lesie, kiedy wypić kawę, a kiedy moją ukochaną herbatę górską – sideritis. I że jak piję, to nie w pośpiechu, ale jakoś tam się tym cieszę, podnoszę wzrok, obserwuję zmieniający się krajobraz; zwykle są to sarny w lesie naprzeciwko, albo skaczące po drzewach wiewiórki, albo pszczoły krążące nad kwiatami. Bo jak odpoczywać, to na całego! Zatem ja milionerką nie umrę (w sumie, jakiemu trupowi potrzebne są miliony na koncie?) ale i nie umrę będąc malkontentką.

 

 

 

Wczoraj też wybraliśmy się w trasę piękną, polno – górską, na końcu której czekało uwieńczenie – wody termalne. To miejsce na Słowacji odkryliśmy kilka lat temu, we wrześniu, pamiętam doskonale. Jechaliśmy przez zmieniające się widoki za oknem, a wszystkie one były zachwycające; pofałdowane pola uprawne i te rozpostarte, płaskie, nad którymi unosiła się mgła i błądziły sarny. I wiecznie słoneczna wieś na wzniesieniu –  Rabča, a potem ogromne, zdające się opasać swoim modrym okiem wszystko wokół, jezioro Orava, które towarzyszy podróżnym przez wiele kolejnych kilometrów. Cała nasza podróż tam trwa 2 godziny – jedziemy przez Korbielów, gdzie aktualnie jest kontrola graniczna, ale strażnicy zatrzymują samochody wyrywkowo.

Dwie godziny później; ośnieżone jodły, sosny, stok narciarski, a na dole wiecznie wartka rzeka i unosząca się para nad basenami termalnych wód. To park wodny Meander. 

Wchodzisz, płacisz i znikasz na 3 godziny w oparach tablicy Mendelejewa. Najpierw człowiek rzuca się – co naturalne – do dużego basenu w środku, ale po chwili robi się tam trochę za ciepło i wtedy warto sobie przepłynąć na zewnątrz, gdzie panuje doskonała harmonia przyjemnego ciepełka z chłodnym powietrzem.
Jest jeszcze jeden basen, zarówno wewnętrzny jak i zewnętrzny, jeszcze cieplejszy – z niego całkiem nieźle widać stok narciarski oraz góry. Jeśli ktoś miałby niedosyt, są jeszcze 2 spore jaccuzzi, sauna fińska i sauna z solą morską , a latem, basen z falami morskimi.

Mnie bardzo podoba się tam kameralna atmosfera – nigdy nie spotkałam tam tłumów, a wewnętrzny basen jest zrobiony w stylu pięknej oranżerii, z żywymi roślinami. Jest też kilka miejsc kawiarnianych; zarówno w samym budynku aquaparku, jak i zaraz pod stokiem. Klimat wokół, przyznaję, mój ukochany; wspomniana, czysta, wartko płynąca rzeka (która wśród nocnej ciszy wydaje się być wodogrzmotami Mickiewicza ;- ) ) i wokół las, i góry, natura górska w pięknej, słowackiej postaci.
Reflektuje ktoś?

 

 

 

Piję zatem tę górską herbatkę prosto z greckich gór, o której Wam przez chwilę opowiem, zanim przejdę do kolejnego etapu dbania o ciało i umysł.
Sideritis, bo tak się nazywa to zioło (od greckiego słowa : żelazo) po raz pierwszy zauważyłam w tamtym roku, podczas urlopu na Korfu. Pocięte badyle w foliowym opakowaniu leżały w sklepie pośród herbat opakowanych w kolorowe pudełka, dlatego też od razu zwróciły moją uwagę. Kupiłam. Przy okazji zasięgnęłam języka, co to i z czym to się je. Okazało się, że jest to popularne zioło wśród miejscowych, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym; podnosi ogólną odporność organizmu, jest polecana w stanach depresyjnych, przeciwlękowo, anemii, zaburzeniach jelitowych, w zapobieganiu choroby Alzheimera i w łagodzeniu jej stanów (są badania naukowe) problemach z oddychaniem, nadciśnieniu, wysokim cholesterolu i leczeniu ran. Na polskich stronach internetowych wiadomości na jej temat podawane są najczęściej w formie reklamy, przez sprzedawców, lecz ja dotarłam do greckich stron uniwersyteckich, na których aż roi się od przeprowadzonych badań na temat herbaty górskiej i większość z jej powyższych zalet to wynik badań. I dla tych, którzy teraz ręce załamują, myśląc: gdzie ja kupię tę tajemniczą sideritis? Powiem krótko: w Polsce występuje pod nazwą gojnik i można ją kupić w sklepie zielarskim, ale ja tak się nakręciłam w tym temacie, że gotowam wyruszyć na Olimp w celu jej zbierania!
Co jest ważne, gdy będziecie kupować: by zioło było w badylach, niepokruszone. Zaparzamy 1 cały badyl w całości, czyli kwiaty + łodyżka  (lub dwa) na szklankę, zalewamy wrzątkiem lub wodą w temp.80 stopni C (są różne opinie) i zaparzamy 4-10 minut. Świetnie smakuje z miodem, cytryną, jednym i drugim lub – jak w moim przypadku – trawą cytrynową, którą ostatnio znalazłam w pęczkach w zamrażarce.
Bardzo polecam, no chyba, że już znacie?

 

 

 

W przygotowanym przeze mnie Pocieszniku (czeka jeszcze na wersję audio i idzie do druku!)  w jednym z wpisów wskazałam masaż relaksacyjny, jako metodę odprężenia, zrobienia czegoś dla siebie. I podtrzymuję to zapewnienie cały czas, a utwierdza się ono we mnie za każdym razem, gdy kończę masaż, czyli średnio raz w tygodniu. Dlaczego?
Gdy półtora roku temu mnie badano, diagnozowano, to moje ciało stale było poddawane jakimś testom, nakłuwaniu, skanom, tak, że szybko poczułam się jak obiekt do badań porwany przez UFO. I naturalnie przyszła do mnie potrzeba odprężenia swojego ciała. Poszłam na masaż.
Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, jak to wygląda, jak się po tym będę czuła. Ale moje wymęczone i zbolałe ciało, wołało o to.

 

Poszłam. Wyszłam. I przyszłam znów. I tak chodzę regularnie.
Sześćdziesiąt minut w ciszy, pięknych zapachach kadzidła tudzież olejku pomarańczowego, relaksująca muzyka, blask świec. Ten masaż robi się jakby sam, bo masażystka jest jak dobry kelner; jej prawie tam nie ma, mogę zatopić się we własnych myślach, które zdają się rozluźniać i jakby bujać w obłokach.
Gdy zaczynałam z masażem, był to klasyczny masaż relaksacyjny, aczkolwiek sprawna masażystka, z wykształcenia fizjoterapeutka wie i czuje, które miejsca potrzebują indywidualnej uwagi.
Pewnego razu chciałam wypróbować czym jest rosyjski masaż miodem i muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Dlaczego?
Jeśli widzę w nazwie „rosyjski” to już wiem, że to synonim czegoś hardkorowego. Zatem nie, nie spodziewałam się przyjemnych, posuwistych manipulacji o cukrowym zapachu patoki i dobrze się stało, że trafiło na osobę pozbawioną złudzeń.
Masaż miodem polega na wklepywaniu ciepłego miodu w skórę, przy użyciu dłoni masażysty. Jako że miód to substancja plastyczna, zmieniająca swoją konsystencję z czasem, na początku masażu mamy wrażenie lekkiego poklepywania, odrywania jakby niewielkiej taśmy klejącej, z czasem zaś, odrywania szerokiej, solidnej taśmy klejącej!
Co za masochista szuka takich rozrywek?! Cóż, ja. Ta sama, która lubi morsowanie, saunowanie, chodzenie boso po śniegu i szyszkach, i czarną kawę. Człowiek stworzony do ekstremów różnego rodzaju.
Po tym masażu czułam się tak, jakbym wystrzeliła z procy celując w samo życie. Pełna energii, odświeżona i oddychająca.  Trochę o masażu miodem.

 

Na co pomaga masaż miodem i jak działa? Przede wszystkim pobudza krążenie krwi i limfy oraz detoksykację organizmu – wyciąga toksyny przez skórę. Wzmacnia system immunologiczny, działa przeciwzapalnie, usuwa cellulit, oczyszcza lepiej niż peeling i sauna, sprawia, że skóra oddycha.
Masaż miodem może zostawiać lekkie wybroczyny w niektórych miejscach – ale schodzą zwykle po dobie. Samopoczucie … wspaniałe!
Próbowaliście kiedyś?

 

Co jest ważne po masażu. Masaż działa z opóźnieniem. Dopiero po masażu zaczynają się w naszym organizmie wszystkie procesy związane z dobroczynnym działaniem masażu i normalnym jest , że przez dobę, a nawet dwie, możesz się poczuć gorzej, np. może cię „wszystko boleć”. To normalne, zwłaszcza na początku. Ja po pierwszym masażu miodem po kilkunastu minutach zaczęłam odczuwać…chłód. I czułam go, dopóki nie zasnęłam. Rano obudziłam się jak nowonarodzona, a to poczucie chłodu już nigdy więcej się nie pojawiło.
Przez dobę po masażu ( mnie sprawdza się 36 godzin) jeśli chcesz odczuwać jego dobroczynne skutki na dłużej, warto wyluzować; nie podnosić niczego ciężkiego, nawet zakupów, nie uprawiać żadnego sportu, po prostu się odprężyć. Wtedy skutki masażu utrzymują się i naprawdę jest to odczuwalne. Korzystaliście kiedyś z masażu? Jeśli tak, jakiego? Podzielcie się. Ja jestem jego wielką fanką!

I takie oto elementy wdrażam do swojego życia – one działają dobrze zarówno na moje ciało jak i psychikę. Pojawiły się w moim życiu naturalnie – to moje ciało podpowiedziało mi, czego mu brakuje i wyszłam naprzeciw tym potrzebom. A jak jest u Was?

 

 

Przyznaję, że w tym roku już przebieram nóżkami na myśl o planach ogrodniczych. Założyłam Dziennik Ogrodniczy, idąc tropem tego, który znalazłam w domu.
przejrzałam już i skategoryzowałam wszystkie nasiona, nawiozłam domowym nawozem (m.in. suszone skórki banana) jedną z grządek, a na dniach zajmę się winter sowing z cebulą szalotką w tle.
Planuję też kupno pszczółek – murarek. A u Was, jakie plany? Czujecie już nieśmiało powiewy wiosny?