Jak żyć w małżeństwie, żeby się nie rozwieść

 

 

Życie w małżeńskim stadle bywa niełatwe. Oto dwie wybitne jednostki wrzucone do jednej przymałej klatki, akwarium, na ring. To, co przed ślubem było słodkie i pożądane, po odwiezieniu ostatniego weselnego gościa staje się wnerwiające; spanie pod jedną kołdrą, jedzenie lodów z tego samego kubka, a nawet spanie w jednym łóżku! Aż nadchodzi ten dzień…który zaczyna się od ty zawsze, ty nigdy…. A potem ciche dni i noce, aż pewnego dnia wystawiona na próg walizka; jedna, niewielka, czyli męska. Bo jakby nie było, a statystki nie kłamią, 2/3 pozwów rozwodowych w Polsce składają kobiety. I chociaż winny zawsze jest on – wiadomo, to aż 74% rozwodów odbywa się bez orzekania o winie. Paradoks, prawda?
Niezgodność charakterów – oto główny podawany powód rozwodów. No to jak zgodzić te charaktery, żeby jednak wytrzymać ze sobą ….. idąc na rekord? Bo do „grobowej deski” brzmi co najmniej jak groźba.

 

Pary pocieszają się czasem słowami, że przecież w każdym normalnym małżeństwie ludzie się kłócą.
Hm, to zależy, co uznać za normę. Ja uważam, że w dobrym małżeństwie można uniknąć kłótni z prostego powodu, o którym dużo niżej.  Choć w każdym normalnym związku zdarzają się napięcia, w dobrym małżeństwie pary stawiają na komunikację i poszukiwanie wspólnego rozwiązania problemów, które bardzo często nie są godne konfliktu. 

 

Jak wspominałam już wcześniej, jestem w udanym, a nawet bardzo wesołym związku małżeńskim od 2010;  0 dzieci, 2 koty, 7 kur, teściowie pod podłogą – to suche fakty dotyczące naszego gospodarstwa domowego.
Charakter mojego męża jest nad wyraz zgodny, acz miejscami wkurzający, a już na pewno w wielu aspektach niereformowalny….całkiem możliwe, że gdybym ja miała charakter bardziej pobłażliwy, to wcale bym na to nie zwracała uwagi – ale nie poddaję się i uczę się od najlepszych – od mojej teściowej.

 

Otóż moja teściowa na wiele wad swojego męża po prostu nie zwraca uwagi.  Jest to rzeczą arcytrudną dla takiego osobnika jak ja, w którego żyłach gotuje się krew do zmieniania świata na lepsze, duch nieustannej  rewolucji, Chrystusa, Platona i Nietzschego w jednym i dolicz jeszcze do tego nie zawsze stabilny nastrój.

Natomiast ćwicząc się w zaciskaniu zębów i pięści, te drugie kierując ku workowi treningowemu, można dojść do czarnego pasa w pomijaniu. Nie, nie nazwę tego jak tego oczekujecie: olewaniem. Po prostu pomijaniem, puszczaniem mimo ucha, oka, czego tam jeszcze. Tak, jak mój mąż nie zauważa jedynego słoika korniszonów w pustej lodówce, tak ja pomijam wzrokiem i słuchem jego przywary.

 

 

Niezawodne sposoby na konflikty małżeńskie

 

 

Humorystyczny ton, w którym piszę ten post nie jest przypadkowy – bo humor to podstawa w naszym małżeństwie. Dowcip i sarkazm mogą być najlepszymi sojusznikami w dążeniu do utrzymania dobrych stosunków między małżonkami! Chciałabym powiedzieć: dużo się śmiejemy! Dużo, to się przekomarzamy, uprawiając  logomachię i waląc butadami na lewo i prawo. I powiem Wam najpierw tak: każdy, totalnie każdy problem da się rozwiązać wprowadzając element humorystyki, a już cytując kogoś większego ode mnie, kogo nazwiska jednak nie pamiętam:

Wszystko ma takie znaczenie, jakie mu nadasz.

 

Posłuchaj tej prawdy, popracuj z nią, powtórz z sześćset razy by i Twój mózg się o tym przekonał, no i nie zapominaj oddychać głęboko!  O tym poniżej. 

 

Masz w domu do zrobienia coś naprawdę niemiłego? Niechcianego? Co zawsze wolisz przerzucić na swoją drugą połówkę? Mam dla Was niezawodną radę, którą stosujemy zawsze gdy trzeba wyczyścić kocią kuwetę, umyć kabinę prysznicową, albo ściąć największą brzozę.
No dobrze, z tym ostatnim żartowałam – tutaj praca zespołowa musi być; on ścina, ja go wspieram psychicznie.

Natomiast!  Wydawałoby się, że takie konflikty są nie do rozegrania! Że nie może być tu o żadnej sprawiedliwości, kompromisie i że zawsze będzie jakiś kozioł ofiarny. Otóż nie! Z pomocą przychodzi tak starożytny wynalazek jak wyrocznia. Wyrocznią może być na przykład rzut monetą. Jak już się pewnie domyślacie, podejście do całej akcji jest niezwykle proste; ktoś wybiera orła, ktoś reszkę, …i tak właśnie się pisze historia świata. Chwilę później ktoś leży na kanapie z kotem, podczas gdy kuwetę sprząta ktoś…
Jednak jeśli jeszcze na tyle się kochacie i jesteście tymi poszukującymi sprawiedliwości z Kazania na górze, obowiązki (które po ślubie zawsze występują w liczbie mnogiej) można podzielić, na przykład: kto wylosuje reszkę ten sprząta kuwetę, a kto wybrał orła – leci … z mopem.

 

A jeśli jest w Was duch rywalizacji i przygody, proponuję  iść o krok dalej i zagrać w grę. My do tego niezłomnie używamy piłkarzyków. Oczywiście, jak łatwo się domyślić, czasem (najczęściej!)  szybciej wykonać niechciany obowiązek, niż rozegrać 3 rundy piłkarzyków. Ileż to razy nasze kury czekały do ciemnej nocy na zamknięcie, o które to rozgrywała się zajadła walka!
Bo nie myślcie, że gra w piłkarzyki przebiega jak partia szachów! Ta gra rodzi skrajne emocje! W jednej sekundzie triumfujesz, aby chwilę później dostać spazmów z pianą na ustach. Masz skłonność do zachowań borderline? Polecam piłkarzyki.
Zarówno wyrocznia jak i gry mają niezaprzeczalną cechę sprawiedliwości, której trzeba się honorowo trzymać, by miała sens – jeśli nie wychodzi na twoje, nie masz prawa negować wyniku. Sorry Gregory, zaciskasz zębiska i jedziesz z tym koksem; czy to jest kocia kuweta, zapchana kanalizacja czy dojenie krów.

 

 

Jeśli właśnie pukacie się w głowy parskając półgębkiem, iż trzeba rzeczywiście nie mieć dzieci, żeby mieć czas na takie zabawy, to mam kolejną propozycję – zamiast piłkarzyków (zdaję sobie bowiem sprawę z tego, iż ta gra może się nie mieścić w tzw. patodeweloperce)  możecie nabyć, a następnie rozgrywać nie mniej pasjonujące turnieje w „Pszczółki”.
Powiem szczerze….. gdy dostałam tę grę od mojej przyjaciółki, stwierdziłam, że okres izolacji naprawdę odcisnął na niej niebagatelne piętno… ale gdy już te pszczółki rozpakowałam i zaczęliśmy grać… matko, toż to i ochroni przed Altzheimerem lepiej niż aluminiowa folia na głowie, i pomoże tylu skołowanym parom rozstrzygnąć każdy spór w tempie bardziej niż ekspresowym! Tu macie opis Pszczółek i moją gorącą zachętę.  
Nie, producent Pszczółek nie tylko nie sponsoruje tego postu ani gry, ale nawet nie wie o moim istnieniu.
Pszczółki to gra pamięciowa dla dzieci i dorosłych- zatem jeśli macie w domu rozpuszczone pacholęcia, których jeszcze nie nauczyliście, że na obiad trzeba zapracować, możecie włączyć je do gry – wyroczni, po której ich dzieciństwo raz na zawsze się skończy!

 

 

Brzydka strona małżeńskich kłótni 

 

 

 

Podczas konfliktów i kłótni popełniamy błędy, które często prowadzą do zmian w relacjach między dwojgiem ludzi. Wśród nich znajdują się wyzwiska. My, niekiedy stosujemy je z wyprzedzeniem, a nawet jako środek prewencyjny. Jednak nigdy nie używamy słów, które obrażają drugą osobę i prowadzą do utraty szacunku.

 

Jeśli emocje są high level, proponuję używać wyzwisk skrojonych właśnie na tę okazję! Nawet sobie nie wyobrażacie, jaki człowiek potrafi być twórczy! Dzisiaj nie umiem już przytoczyć żadnej wiązanki, ale z pewnością nie raz nie dwa, mury naszego domu oraz jedenastu małych, niemych graczy słyszały epitety typu:

– ty dziki łososiu!
– ty zakręcony papilocie!

– ty łosiu niemrawy! 
– ty przebrzydła glizdo!
– (dezaprobująco) ty pingwinie koślawy 

– (protekcjonalne ) ty misiu kolorowy!
– (kpiąco) ty bananie pozłacany!
– (faworyt) ty gamoniu!

 

 

 

Tak, dobrze zauważyliście, nie używamy feminatywów, mimo, że mój Połówek też mnie wyzywa. Ale wiecie jak jest, podczas walki odczłowiecza się tę drugą stronę…

 

Facebookowy cykl „on i ona” który czasem widzicie na fanpage’u to efekt naszych codziennych, domowych dialogów, z których tylko mała cząstka nadaje się do dzielenia ze światem.

 

Do kłótni często dochodzi z powodu…zmęczenia i związanego z tym podenerwowania, gdy człowiek nie jest w stanie myśleć racjonalnie. Co zabawne, do takich sprzeczek lub ogólnego wnerwu dochodzi podczas zupełnie niewinnych czynności!
Ot mąż wraca zmęczony z  pracy. Żona już od progu, a na pewno przy posiłku zaczyna jazdę:
– Trzeba zapłacić za żłobek…. Jutro muszę odebrać ciasto na święta…… zamówiłeś to i to?  Nie działa to i to. Słuchasz mnie?
Efekt jest tego taki, że facet już robi się nerwowy bo wie, że nie odpocznie, że jedną robotę zamienił na drugą, i w ogóle że jego kobieta nie ma pojęcia jak wyczerpującą ma pracę i w ogóle go nie rozumie, zatem nie okazuje krzty empatii.
To przykład z życia wzięty, zasłyszany wczoraj, a jest ich całe mnóstwo.
Usłyszałam kiedyś pewną radę, która jest naprawdę rewelacyjną radą dla żon:
Gdy mąż wraca z pracy, nie narzucaj się,  nie właź mu na głowę, nie zarzucaj opowiastkami, plotkami, oburzeniami, zadaniami, pytaniami o przebieg dnia.
Daj mu przestrzeń.

Nie mów do niego teraz. Po godzinie, dwóch robot powróci do ustawień fabrycznych, naładuje baterie i znów zacznie działać. Sprawdzone.

 

 

Jak widzicie, pomysłów na rozwiązywanie konfliktów małżeńskich jest całe kilka. W każdym razie są to pomysły, które pomogą ugasić tlący się płomień niezgody, zanim urośnie do rozmiarów pożaru, a ten z kolei doprowadzi do pożogi, po której zostaje już tylko wspomniana walizka.

 

 

Czy każde małżeństwo się kłóci?

 

 

 

Zadałabym inne pytanie: dlaczego ludzie w – założeniu kochającym się związku – kłócą się? Może się to nie spodobać wszystkim, a może tylko wielu, ale spójrzmy prawdziwe w oczy, bo prawda wyzwala:
Kłócimy się, bo chcemy, żeby wyszło „na moje”. Bo moje ego wygrywa.
Kłócimy się tak, jak małe dzieci domagają się czegoś przez płacz – całymi sobą znajdują się w miejscu „Id” i musi minąć sporo czasu, zanim osiągną poziom superego – choć wolałabym je zastąpić czymś innym. Jak się okazuje, pomiędzy Id a Superego rozciąga się wielka i szeroka przestrzeń – Ego, które to niczym Morze Czerwone ma moc zstąpić się w najmniej oczekiwanym momencie, pochłaniając kolejne ofiary. A konkretnie dwie. A te dwie dają sumę 1/3 rozwodzącego się corocznie ogółu społeczeństwa.

Dlaczego my się nie kłócimy?

Bo nam wstyd. Po prostu zdajemy sobie sprawę z tego, że wszczynając konflikt, wywalamy na wierzch swojego niedojrzałego człowieka, swoje JA, jA, Ja, ja jajajajajaaaa.
Jesteśmy jak rozdarte dzieciuchy w piaskownicy. I nawet jeśli kłócąc się, żyjesz tu i teraz jak nigdy indziej, przychodzi moment, że burza milknie, wody opadają, a po ich powierzchni unoszą się trupy.

I sorry, ale tak jest za każdym razem gdy robisz haję ; pokazujesz, jakim dzieciuchem jesteś, jak pompujesz swój egocentryzm. A czy nie powinniśmy nad sobą pracować, tak od środka? Praktykuję i polecam.

 

 

 

Jak zacząć pracować nad sobą w związku ?

 

 

 

Jeśli chcesz zacząć, proponuję w każdej – a  najlepiej na samym początku – konfliktowej sytuacji  wziąć 10 głębokich, świadomych  oddechów. Prawdopodobnie już po tym Ci przejdzie.

 

Zadaj sobie szczere pytanie „Czemu robię awanturę? O co mi naprawdę chodzi” – szczerze sobie na to odpowiedz, a zobaczysz, że chodzi Ci tylko o Ciebie. I ja uważam, że jest to powód do wstydu.
Wiele osób wkracza w związku małżeńskie będąc niedojrzałymi emocjonalnie – warto się temu przyjrzeć i zacząć nad tym pracować. Może pojawić się zarzut : Czy tylko ja mam pracować nad sobą?! A co z moim mężem/żoną?!
To ja Ci poradzę: zacznij od siebie, gdyż tylko na siebie masz realny wpływ. Gwarantuję Ci, że inaczej spojrzysz na swojego partnera będąc sama/sam bardziej świadoma/świadomy.
Kłótnie wybuchają, bo chcesz za wszelką cenę przeforsowywać swoje zdanie i pomysły, zmuszając drugą stronę do ustąpienia, a w rzeczywistości robienia rzeczy tak, jak ty chcesz. To musi być skazane na porażkę.

 

 

No, chyba, że przyłapałaś męża jak wyjada zimne parówki lub pół słoika majonezu – jesteś usprawiedliwiona, tu chodzi o jego zdrowie! A przecież musi je mieć, by stanąć do kolejnej walki ;- )

 

 

Jak wam idzie?