Mam dobrą wiadomość: do Wielkanocy zostało 106 dni!
Tak wiem, teraz żyjemy Bożym Narodzeniem – ba! Pisząc ten tekst słucham kolęd, a za najlepsze uważam te polskie, lub spolszczone – chór Harfa to mój absolutny faworyt!
Przez ostatni tydzień na zajęciach językowych bożonarodzeniowaliśmy w najlepsze – co się tyczy angielskiego, moi naiwni studenci sądzili, że jak co roku będą na nowo poznawać znaczenie słowa „bombki”, „łańcuch” czy „stajenka”. Nic bardziej mylnego! W tym roku zaskoczyłam ich (przy okazji siebie) takimi słowami jak: poinsettia, spruce czy zawartością angielskiego świątecznego puddingu oraz istnieniem sześciopensówki. Mieli też za zadanie opowiedzieć o symbolice nie tylko drzewka bożonarodzeniowego, ale i poszczególnych jego ozdób.
Moja ulubiona angielska piosenka świąteczna Deck the halls…… o ile tytuł nic Wam nie mówi, o tyle falalala lala lala już pewnie tak – została odtworzona już dobre 50 razy, stale stając się źródłem licznych zdumień, gdy tłumaczymy poszczególne słowa z angielskiego na angielski:
Yule – Boże Narodzenie
troll – śpiewać
lads and lasses – chłopcy i dziewczęta
no i hit: gay apparel – kolorowe ubrania (a uparcie tłumaczone jako „gejowskie ciuchy”)
Jest 12:40, wigilia. Czekam, aż wystygną jarzyny, wystawione na taras. Wieś już obeszłam z moimi popisowymi greckimi ciastkami – jak zwykle zawitałam do otwartego domu babci, jak i do nowych sąsiadów. Wiecie, lubię gdy ludzie mają dom; gdy go zyskują, stawiają, tworzą.
No i uznałam, że to dobry moment, by ich tak na dobre przywitać, być częścią tworzących się ich nowych wspomnień związanych z nowym domem. Przyjęli nas bardzo miło, wymieniliśmy się życzeniami, a ja – mam nadzieję – dodałam swoją małą rzecz.
Małą rzecz objawił mi Bóg, gdy uporczywie chciałam robić coś wielkiego. A potem przez ludzi tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że to małe rzeczy się liczą. Na przykład, kiedy po raz kolejny mówiłam Mu, że chciałabym robić dla świata coś wartościowego, miałam kilka minut rozmowy z moją teściową, głównie rozmawiałyśmy o tym, jak zmieniło się nasze miasteczko, a ona przytaczała obrazy z dzieciństwa i w pewnym momencie powiedziała:
– Tam stał kiedyś kiosk, a w nim pracowała bardzo miła pani. Kiedy byłam mała i wracałam z przedszkola, przewróciłam się i podarłam rajtuzy, a ona do mnie podbiegła, zaczęła mi wycierać kolana i uspokajać. Dużo rzeczy się zmienia, ale takich rzeczy się nie zapomina.
Z kolei gdy wspominałam z babcią komunię jej prawnuczki, wypowiedź babci zeszła nagle na inny tor:
– To było wtedy, gdy tak się mną opiekowałaś, tak się mną zajęłaś.
– Babciu! To drobiazg, że też to pamiętasz!
– Bo takie rzeczy się pamięta.
Małe rzeczy.
Do nich zostaliśmy stworzeni. Do małych rzeczy robionych z dużą miłością. Pora to zaakceptować.
Takie małe rzeczy mają tworzyć całe życie człowieka, nie dawać mu spocząć, stale sprowadzając Niebo na ziemię. O to w życiu chodzi. Ba, tylko o to.
Do ludzi warto wyjść. Słuchając wspomnień starszych roczników (a nawet pamiętając swoje sprzed iluś-tam lat) o tym, jak toczyło się życie towarzyskie ludzi, ile domów było otwartych, a ludzie wpadali do siebie z kawą (nawet nie na kawę, ale z!) w przerwie na pranie, albo wyciągnięcie placka z piekarnika, to zastanowiło mnie, jakie wspomnienia towarzyskie będziemy mieć my, a potem kolejne pokolenie. Mój mąż mówi, że teraz jakoś po prostu mu się nie chce. I zaczęliśmy się zastanawiać, czemu tak jest? I sądzę, że odpowiedź nie jest zbyt trudna:
Oglądasz Lekko Stronniczych – masz dwóch kumpli na ekranie, którzy cię rozbawiają codziennie, opowiedzą coś ciekawego. Masz licznych vlogerów z całego świata, który wzbudzą w tobie emocje, czymś cię zaskoczą, powiedzą ci, jak lepiej żyć. Co ciekawego powie ci kolega czy koleżanka prócz plotek? I jeszcze się trzeba fatygować, gdzieś wychodzić, trudzić się. Na grupach tematycznych pogadasz z ludźmi, którzy myślą tak samo lub prawie tak samo jak ty – żadnych niekomfortowych sytuacji! Zdenerwują cię to wyjdziesz sobie na czerwonym krzyżyku. Nie masz w Internecie ciotek i wujków, którzy aż nadto troskaliby się twoim życiem osobistym, nie musisz się z nimi konfrontować.
A po upłynięciu życia? Wspomnienia z codziennego scrollowania. I liczne komentarze.
Włączasz sobie świat i wyłączasz, kiedy chcesz.
A jednak to ten świat, w którym naciskasz na dzwonek nowego sąsiada, trochę się bojąc czy mu nie przeszkadzasz w ten zarobiony dzień, wydaje się być jakby bliższy człowieczeństwu. A już na pewno wiesz, że jesteś we właściwym czasie na właściwym miejscu, gdy spotykasz się z zaskoczeniem, ale i szerokim uśmiechem sąsiadów przyjmujących w ozdobionym pudełku manufakturę wyrabianą twoim sercem.
Warto było zamienić dresy na bardziej ludzkie spodnie i narazić się na deszcz, by doświadczyć spotkania z prawdziwym człowiekiem.
W końcu i Bóg zamienił wygodne jestestwo, w którym non stop otrzymywał chwałę od wszystkich istot, na wiatr, deszcz tnący w twarz, czasem wdzięczność, czasem niezrozumienie i pogardę. No ale wyszedł poza samego siebie – dzięki temu skorzystaliśmy wszyscy. A zaczęło się od małej rzeczy – niemowlaka w żłóbku.
Róbmy małe rzeczy – tego nam życzę. Bóg zrobi z tego efekt motyla.
Pięknych świąt !