Przemyślenia blondynki cz.5 – Filecik dla kota.

Wiadomość o tym, że Tesco zwija biznes w Polsce zszokowała mnie,  ale nie na tyle, by nad tą decyzją rozpaczać. Zmartwię się dopiero, jak w ślady Tesco pójdzie Ikea; bo gdzie ja będę kupować co kilka lat zgrabne stoliki kawowe za jedyne 29 zł? Chyba, że do tego czasu nasz lokalny sklepik takowe wprowadzi; póki co chadzam tam co kilka dni, a powodów mam coraz więcej, w tym jeden nadrzędny.

 

– Dzień dobry! – mówię do pani Kasi i ustawiam się na końcu kolejki, która wychodzi na zewnątrz. Klient już zabiera resztę z podstawki, gdy pani Kasia pyta:
– No i co, urodziło się już? – domyślam się o co chodzi, podczas gdy wszyscy w sklepie DOBRZE WIEDZĄ o co.
– Nie wiem. – odpowiada klient. Ale dziwić się mu? Co ma wiedzieć dzisiejszy nastolatek postawiony oko w oko ze światem realnym czyli żywym sprzedawcą sklepowym?
– A tyś w ogóle wiedział, że twoja siostra jest w ciąży?! – pyta zaczepnie pani Kasia, a reszta kobiet w kolejce wybucha śmiechem.  I się zaczyna:
– Ja to mojego 14 godzin rodziłam!
– To nic! Ja mojego 30 godzin, myślałam, że nigdy nie wylezie!

 

W tym czasie do kolejki dołącza kolejna osoba….
– Pani Marysiu i co, urodziło się już? – pani Kasia postanawia zasięgnąć języka u osoby lepiej poinformowanej.
– Aaa, niechże pani da spokój, człowiek cały w nerwach! – odpowiada realnie zmartwiona przyszła babcia.
– Ale pani ma już doświadczenie, przecież ma pani już dwa wnuki! – pociesza pani Kasia, jak się okazuje, już-babcię.
Wszystkie kobiety kiwają głowami, starając się rozmyć obawy pani Marysi, która po narodzinach dwóch wnuków powinna być już starą wygą w tym temacie.

 

Kolejka w pewnym momencie się korkuje, bo pewna matka stawia 4-latkę przed nie lada decyzją:
– Amelko, co chcesz na śniadanko ? – po chwili stosuje znany psychologiczny chwyt, widząc bezradność dziecięcia w obliczu zbyt wielu wyborów:  Pączusia czy drożdżówkę?
Gdy dziecię wybiera pączka, znów poruszamy się do przodu. Do kolejki dołącza kolejna osoba. I tym razem wodzirejem jest pani Kasia:
– Co tam w ogóle będzie? Chłopczyk czy dziewczynka, pani Aniu?
– Chłopiec.
– Oooo no to będzie się działo! – tutaj cała blogosfera, podążająca najnowszym mainstreamem w kwestii nowoczesnego wychowania,  gender  itede, wszystkie te równościowe hasła, pada na łeb na szyję. W ramach brainstormingu z hasłem  „chłopiec” lub „dziewczynka” pojawiają się skojarzenia tak pierwotne jak tylko być mogą. Dzierżąc w dłoni eko-siatkę wpadam z zadumę, z której wyrywa mnie głos pani Kasi.

 

– Pani Iwonko, a pani po fileciki dla kotka, prawda?

 

Zanim zdążyłam się zgodzić, po raz pierwszy zobaczyłam twarze wszystkich kobiet w sklepie. Wszystkich naraz. O ile wcześniej byłam tylko nieródką z eko-siatką, w dodatku słabo zorientowaną w lokalnych eventach 500+ , w jednej chwili urosłam do rangi kuriozum. Fluidalnie czułam, że w tamtej chwili ochrzczono mnie nowym imieniem: Ta-Która-Karmi-Kota-Mięsem; khaleesi swoich kotów, Pierwsza Tego Imienia. Na pewno pierwsza na naszej wsi ale wiecie jak jest w świecie- świat pustki nie lubi no a także to, że wszystko ma swoją przyczynę. Pani Kasia zdobywszy uwagę kupujących, pośpieszyła z wyjaśnieniem, po którym mogłam się tylko zgodzić:
– Bo pani Iwonka kupuje u nas mięso dla swoich kotów…. – spojrzała na mnie uroczyście, a ja ponieważ z psychologii reklamy miałam 5 czy nawet 6 na studiach, wiedziałam już jak ten wózek pociągnąć dalej:
– … bo nasze koty jedzą mięso TYLKO i wyłącznie z tego sklepu.  –  i kto to czyta, winien wiedzieć, że to nie była zwykła reklama, to była najczystsza prawda.

Filety z kurczaka ze sklepu pani Kasi reklamuję –całkowicie za darmo – przy każdej okazji, która się nadarzy. Jeśli akurat stoję w kolejce, a pani przede mną rzuca cień podejrzenia na świeżość owych ofiar, zawsze wtrącam swoje trzy grosze, podając niezłomny i absolutnie nie do podważenia przykład swoich własnych kotów. Być może nawet przez ich podniebienia Tesco zwija manatki, ale pewne fakty bronią się same.

Po moim wyznaniu klientela z pewnością poczuła się uspokojona, że to co ląduje na ich talerzach zostało przetestowane przez tak szlachetny organ jak kocie nozdrza.
Nie zmieniło to jedynie faktu, że w umysłach wielu zostałam wioskowym freakiem kimś w stylu Szalonej Doris; nic tylko patrzeć jak zacznie odpinać nocą wioskowe psy z łańcuchów i przewracać miski z mlekiem.
A i ja zyskuję na zakupach w lokalnym sklepie; czy w hipermarkecie padłoby na mięsnym hasło:” Jeśli to dla kotka, to przyjść jutro z samego rana jest świeża dostawa.”   ? Czy ktoś tam w ogóle zna mojego koty??! Nie. I nawet jeśli mój lokalny sklep wie o mnie więcej, niż kiedykolwiek wymówiłam na głos, w jego nieśpiesznych kolejkach jest coś, czego nie ma ani w hipermarkecie ani w jego kurczakach: ŻYCIE.