Pamiętacie poprzednią część? Nadal utrzymuję, że każda osoba, która czyta ten tekst intuicyjnie wie, jak przebywać z Bogiem, jak z Nim rozmawiać = jak się modlić. Zauważyłam też, że dopóki dziecku nie wpoi się legalizmu i formy, doskonale wie, jak przebywać ze swoim Stwórcą. Można się tego nauczyć właśnie od dzieci! Od razu przypomina mi się genialna reklama, w której to dzieci instruowały dorosłych w bardzo podstawowych sprawach.
I Jezus też zwrócił na to uwagę, mówiąc: „Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios.” (Mt 18,3). Warto przy tym wspomnieć, że Królestwo Niebios to nie (tylko) ten raj obiecany, którego bramy otworzą się dla niektórych po śmierci ciała. To przebywanie z Bogiem cały czas, życie w rzeczywistości duchowej wraz ze wszystkimi jego darami. (Rz.14,17)
Jednocześnie doskonale wiem, że nie każda osoba, która postanawia zacząć się modlić, ma to pragnienie w sercu, jako naczelne! Jak sami wiecie i doświadczacie, ludzie mają różne bolączki, sprawy, które przesłaniają im cały świat i wydają się nie do przeskoczenia. To właśnie z tego powodu, że człowiek często czuje się przyparty do muru, zwraca się do Boga. I wtedy mówi się:
Jak trwoga to do Boga
Nie lubię tego powiedzenia. Zawsze plasuje mówiącego te słowa na sztucznie wyższej pozycji, pozwala oceniać. Kiedy, jak nie właśnie w kiepskiej sytuacji człowiek decyduje się poznać Boga? Gdyby nie trudne doświadczenia, najpewniej nigdy by tego nie zrobił. Nie ma w tym nic złego. To właśnie w Biblii pisze, że ostatni będą pierwszymi (Mt. 20,16).
Uważam, że jako dziecko moje modlitwy i przebywanie z Bogiem było doskonałe. Potem natłuczono mi do głowy, jak się modlić by Bozia mnie słuchała, jakie słowa wypowiadać, gdzie się w tym celu udać i co robić, by Go nie rozgniewać. Koniec końców naszej utraconej z Moim Tatą relacji musiałam się nauczyć od nowa. Do dziś wiele osób przychodzi do Boga jak do drzemiącego smoka – tak, by go nie zdenerwować. To błąd.
Nie próbuj łagodzić gniewu Bożego
Z prostej przyczyny: Bóg się na Ciebie nie gniewa. Cały swój gniew wyładował na Jezusie. Ty przychodzisz przed Jego tron usprawiedliwiony właśnie dlatego, że Jezus nadstawił za Ciebie karku i poniósł wszelki możliwy gniew. Raz na zawsze. Zatem nieważne, co zrobiłe(a)ś lub czego nie zrobiłeś; Bóg chce Cię przyjąć jako dziedzica, nie wielkiego grzesznika. Głowa do góry!
Z tego samego powodu
Nie przychodź jako żebrak
który musi coś wyżebrać u Ojca. Wszystko co dobre, już dla Ciebie jest zarezerwowane, już jest wygrane!
Wszystko, co należy do Boga, jest Twoje! – w momencie, gdy przyjąłeś Jezusa na swojego zbawiciela.
Nie będzie nietaktem, gdy powiesz Bogu : Ojcze (tak, to też nie będzie nietaktem jeśli już przyjąłeś Jezusa) chcę byś dał mi to, co dla mnie masz.
Odważnie? Cóż, coraz bardziej dojrzała relacja z Bogiem objawia się tym, że w pewnym momencie całkowicie poddajesz się woli Boga. Na 100%. Po prostu ufasz temu, co Bóg dla Ciebie ma – i nie prosisz o to z trwogą, a raczej przestępując z nogi na nogę w oczekiwaniu.
Popatrz, jakie to proste – po prostu wypowiadasz swoje życzenie. Nie musisz tyle
Gadać
Pewnie Cię uczono ile słów ma jakąś moc u Boga. Otóż rozczaruję Cię (wierzę jednak, że raczej uwolnię) – nadmiar słów może sprawić, że sam ze sobą poczujesz się lepiej, może bardziej święty, ale w żaden sposób nie wpłynie to na Wasze relacje lub „efekt końcowy” .
A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani. (Mt 6,7)
Forma wypowiadanych słów również nie ma w tak intymnej relacji znaczenia. W Biblii mamy wprawdzie podany przykład modlitwy „Ojcze nasz” (Mt 6, 9-14) ale tu nie chodzi o wypowiadanie non stop tej samej formułki, ale wskazuje raczej na ważność spraw w niej wymienionych.
Kiedyś bardzo dużo gadałam. Szkoda, że nikt mi wtedy nie powiedział, że to na Boga nie działa.Dzisiaj też dużo gadam, ale tylko wtedy, kiedy dziękuję.
Nie wygładzaj sytuacji
Nie udawaj, że niczego złego nie zrobiłeś, że nikomu nigdy nie zaszkodziłeś, że masz naprawdę szczere intencje, że pragniesz jedynie pobyć z Bogiem tak sam od siebie, nie próbuj odgonić myśli, że przyszedłeś poprosić Go o 1,000 zł (albo 100,000)- przecież Bóg wszystko o Tobie wie! Czy to nie wspaniałe?! ;- ) (Mt 6,8) Przyjdź taki, jaki jesteś! tylko wtedy masz szansę na realną zmianę. Poznałam Boga, który pragnie autentyczności.
Z drugiej strony
Nie biczuj się
Nie walcz ze wstydem, samopotępieniem, poczuciem winy – bo to ostatecznie odsunie Cię od Boga. To naprawdę ważne. Poznałam w życiu mnóstwo osób, które czuły się niegodne tego, by przyjść przed oblicze Boga. Unikały Go, bo się wstydziły; przyznam, że znaczna część z nich to byli młodzi faceci, którzy się masturbowali. Czy Boga to przeraża? Odstręcza? Ależ nie! “Wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej… I są usprawiedliwieni darmo, z łaski jego, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie” (Rz.3, 23-24). Boga NIC nie przeraża.
Ale dla nich ten problem postawił mur nie do przebicia między nimi a Bogiem.
Młodzi ludzie są uczeni poczucia winy – jakby to miało pomóc w zmianie życia na lepsze. Tymczasem dzieje się to, co z pierwszym człowiekiem:
A gdy usłyszeli szelest Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie w powiewie dziennym, skrył się Adam z żoną swoją przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Lecz Pan Bóg zawołał na Adama i rzekł do niego: Gdzie jesteś? A on odpowiedział: Usłyszałem szelest twój w ogrodzie i zląkłem się, gdyż jestem nagi, dlatego skryłem się. Wtedy rzekł Bóg: Kto ci powiedział, że jesteś nagi? (Genesis 3, 8-11)
Nawet, jeśli jesteś nagi, Bóg da Ci swoją szatę. Jest doskonale biała.
Nie wiedz lepiej
Niewiara polega na tym, że >wiesz lepiej niż Bóg<; wiesz, co On powinien dla Ciebie zrobić i kiedy. Wiesz, co jest dla Ciebie dobre. Wiesz po prostu czego pragniesz. Warto więc wiedzieć, że to, czego człowiek pragnie często rozmija się z tym, czego pragnie dla Ciebie Bóg i jak On widzi rozwiązanie Twojej sytuacji. A jest ono znacznie lepsze niż Twoje najlepsze kombinowanie.
Jeśli zadałeś sobie trud przyjścia do Boga, otworzyłeś przed Nim swoje serce, pozwól Mu działać. Kiedy idziesz do lekarza (jakże omylnego człowieka!) nie instruujesz go jak powinien Cię leczyć, nie pragniesz przejąć kontroli nawet jeśli Twój stan jest naprawdę tragiczny. Oddajesz mu kontrolę ufając, że wie, co robi. Wyobraź sobie teraz jak bardzo wie to Ktoś nieomylny, Kto zna początek na końcu i kieruje się tylko i wyłącznie miłością wobec Ciebie.
Nie kontroluj
Jeśli już o coś prosisz, przedstawiasz jakąś sprawę – nie rób tego na własnych warunkach. To znaczy: nie próbuj mówić Bogu JAK ma Ci odpowiedzieć. Możesz się ‘umówić’ na znak w jakiejś kwestii; to też „początkującym” bardzo pomaga (o tym napiszę niebawem) ale nie ściągaj Boga do swojego poziomu. Raczej dąż do tego, by przebywać i komunikować się na Jego poziomie – duchowym. Będzie w ten sposób coraz lepiej między Wami.
Nie obiecuj
Gruszek na wierzbie. Nie obiecuj Bogu niczego, zwłaszcza >niczego w zamian<. Gdy słyszę czasem relacje ludzi, którzy mówili „Boże ocal ją/jego, a zabierz mnie” albo warunkowo: „Jeśli zrobisz dla mnie to, to ja zrobię tamto”. Ludzie, czy my znamy tego samego Boga?!
Bóg nie każe wybierać i nie musi wybierać. Nie jest niczym ograniczony; ani czasem, ani miejscem, ani wolą, ani działaniem. To człowiek w ten sposób może ograniczyć Boga.
A już abstrahując: Czy wiesz, że będziesz w stanie wypełnić obietnicę? A co, jeśli nie?
Bóg nie chce z Tobą ubijać dealów, ale Cię zbawić, uszczęśliwić i uwolnić!
Mniej gadaj
więcej słuchaj. To na początku jest bardzo trudne! Człowiek tak bardzo chce się przed Bogiem „wykazać” że gada jak najęty! Tymczasem…. pozwól Bogu przemówić.
Naprawdę nie masz za co dziękować?
Człowiek też często- i wiem po sobie w przeszłości – zapomina, że w ogóle oddycha, że nie zmarł we śnie, że ma wodę bieżącą w kranie, że nie patrzy na swojego kota/psa jak na kąsek do zjedzenia, że ma ciepłe grzejniki…. Prawda? DZIĘKUJ.
Nigdy nie odchodź sprzed oblicza Boga nie wymieniając choćby jednej rzeczy, za którą jesteś wdzięczny. Jeszcze dziś mi nie uwierzysz, ale dziękczynienie ma większą moc niż proszenie. Bardziej Cię rozwija, dojrzewa Twojego wewnętrznego człowieka .
Pomodlone – załatwione!
Zmierzam do kwestii, która jest naczelną chorobą naszego religijnego społeczeństwa – do niewiary. Ile razy sprawa wygląda tak, że już zdecydowałeś się przyjść do Boga i przedstawić Mu swój wielki problem, wybłagałeś z uniżonym czołem, by go załatwił, potem odchodzisz i…. drżysz? I zamartwiasz się i kombinujesz? Mam to za sobą.
Jeśli przedstawiam Bogu jakąś naglącą sprawę, to znaczy, że oddaję Mu ją (przecież On o niej wiedział na długo zanim z nią przyszłam) i już mnie nic nie martwi! Jestem że tak powiem, w czujności – bo jestem gotowa współpracować, ale dana sytuacja, choćby nie wiem jak paląca, mnie już nie martwi! W ogóle nie układam planów „na wszelki wypadek” gdyby Bóg jednak się zdrzemnął! Mam za dużo doświadczeń z Nim, aby kierować się niewiarą. Ty zdobywaj swoje. A zdobędziesz je, wierząc, że Bóg ma dobry timing. Niewiara to coś gorszego niż brak wiary!
Rób jak ja – odchodź sprzed oblicza Boga jako wygrany, zaopiekowany, z dziękowaniem na ustach.
RELACJA – słowo klucz
O to chodzi w modlitwie. Masz wzrastać duchowo, dojrzewać, być światłem dla innych. Masz mieć znaczenie.
Nie osiągniesz tego swoimi wysiłkami, jedynie czerpiąc u Źródła. Tam jest dla Ciebie już wszystko przygotowane, co masz do odebrania. Przychodź po to jak najczęściej, jak najśmielej.
Jeśli zawsze będziesz kierować się w modlitwie słowami z Mt, 6, 33 będziesz niepokonany.
Bo Ty nie przychodzisz na dywanik do prezesa, nie przemawiasz również w sądzie; ani jako obrońca ani jako oskarżony. Przychodzisz do swojego Stwórcy, który pragnie tego, abyś nazwał Go Tatą.
Bless you all!