– Zobaczysz, ten kot zmieni Twoje życie. On nauczy Cię…kochać. – mówiłam kilka lat temu koledze, któremu „wciskano” kota, a który sceptycznie traktował moje słowa. Dziś nie tylko ma kota, ale ma dwa koty – przybłędki, a ochom i achom (co wyraża się w licznych zdjęciach) nie ma końca. „Miłość i doskonałość w czystej postaci” – mówi K. o swoich kotach. A ja? „Wiedziałam, że tak będzie” :- )
Gdy zobaczyłam reklamę filmu „Kot Bob i ja” wiedziałam, że K.musi ten film obejrzeć. Z powodów bardzo osobistych i bardzo kocich.
Najpierw muszę wyrazić zdziwienie- film reklamowany, który…nie wszedł do polskich kin. Na próżno czekaliśmy aż lokalne kina (w promieniu 60 km) puszczą „Bob’a”. Wielka szkoda, bo to nie tylko film o kocie. To
Film o relacjach
Poznajemy James’a, ulicznego grajka, który jest narkomanem. Bez kota. Ma trudne relacje z ojcem, co tu dużo mówić – ojciec założył nową rodzinę, w której nie ma dla James’a miejsca. James pałęta się po ulicach Londynu, zarabiając graniem na jedzenie. Nie ma niczego prócz gitary. Pewnego dnia, cudem dostaje mieszkanie z socjalu. A jakiś czas później znajduje w nim intruza – futrzastego rudzielca, który ani myśli wynieść się z jego domu. James jeszcze nie docenia potęgi nowej relacji – ale gdy pewnego dnia kot jedzie z Jamesem zarabiać ulicznym graniem, staje się jego najlepszym przyjacielem.
O dalszych perypetiach…. przekonajcie się sami :- )
Urzekła mnie w tym filmie prawdziwość – bo film oparty jest na faktach. To znaczy, że tacy ludzie istnieją naprawdę, że codziennie zmagają się z konsekwencjami swoich wyborów i z odrzuceniem. I że stale ktoś im odmawia jedzenia bo zabrakło im 2 pensów do pełnej kwoty. I że są bezdomni, których rodziny spędzają święta jak z pocztówki – bez dodatkowego nakrycia przy stole.
Film o miłości
James ma wiele szczęścia; poznaje Bob’a, poznaje uroczą, ekstrawagancką Betty, a Val tknięta intuicją walczy o mieszkanie dla niego. Na ulicy spotyka ludzi, którzy go wspierają stojąc w tłumie gapiów – zjawią się później w tłumie ludzi, którzy będą czekali na podpisanie książki w jednej z księgarń przez autora – James’a Bowena. I jego kota, Bob’a.
Potęgą tej opowieści są właśnie relacje – dla mnie James w momencie, gdy poznaje Bob’a a zaraz potem Betty, to człowiek, który wygrywa los na loterii; to są proste związki, a pełne wartości! Ogromnie mnie cieszy fakt, że dzisiaj James Bowen i Bob mają własny dom – ale pewnie nie poznaliby mocy prawdziwej przyjaźni, gdyby nie poprzednia, rynsztokowa rzeczywistość.
Nie raz przekonałam się, że Bóg posyła nam wsparcie; duchowe, materialne pod postacią innych ludzi i zwierząt; pojawi się kot, który nauczy człowieka kochać, pojawi się osoba, która wyciągnie rękę do odrzuconego przez społeczeństwo, pojawi się ktoś, kto zrobi szalik dla kota (!). Tak objawia się mój Bóg :- )
Ciekawostki:
– Książka, w oparciu o którą nakręcono film (“A street cat named Bob”) odniosła tak wielki sukces, że obydwaj panowie tj.James i Bob byli w stanie kupić własny dom. Obecnie James działa na rzecz osób bezdomnych oraz na rzecz potrzebujących zwierząt.
– W filmie większość “kocich” scen zagrał sam Bob; sprowadzono co prawda specjalnie trenowane koty, ale tak bardzo przestraszyły się zgiełku londyńskich ulic, że wszystkie sceny w mieście musiał zagrać Bob.
– Aktor grający James’a Bowena, Luke Treadaway przygotowując się do roli, spędził noc jako bezdomny. Wszystkie pieniądze, które wówczas zebrał przekazał na cele dobroczynne.
- Walentynkowa ciekawostka: Luke Treadaway jest prywatnie związany z Rutą Gedmintas; aktorką, która wcieliła się w rolę ekstrawaganckiej Betty. Mam nadzieję, że są szczęśliwymi człowiekami kotów :- )