Codziennie rano musisz wstać do pracy lub do szkoły, a następnie dać z siebie wszystko. W ciągu dnia musisz coś zjeść i wypić. Jeśli masz dzieci lub zwierzę, musisz o nie zadbać.
Tymczasem od jakiegoś czasu pojawiają się trenerzy osobiści, którzy prześcigają się w pomysłach jak nas tu wszystkich leniuchów, zmotywować do czegokolwiek. Między innymi wpadli na pomysł, żebyśmy słowo „muszę” zamienili na „chcę”. I wiecie co? Wypróbowałam to i nie podziałało. Bo jeśli muszę iść do toalety to muszę, a nie dlatego, że chcę. I jeśli muszę iść do pracy, to znaczy, że tylko ja wiem, po co tam idę; może chodzę tam dla pieniędzy, może dla osobistej satysfakcji, ale jednak wzięłam za to odpowiedzialność, a to oznacza, że nie mogę pojawiać się w pracy tylko wtedy, gdy będzie mi to na rękę; wstanę prawą nogą i na pewno nie o 5.00 rano, nie będzie padało ani wiało, a mnie się akurat będzie chciało wyjść z domu.
Oczywiście, mogę dążyć do tego, żeby na przykład zarabiać, pisząc posty, ale wiecie jak to przewrotnie działa? Chcesz, pełen/-na entuzjazmu tylko dlatego, że nie masz żadnych zobowiązań! Jeśli masz jakąś presję, choćby czasową, pojawia się w Twoim słowniku słowo „muszę”. I nie jest ono wcale takie złe!
Jestem zafascynowana rodziną Brownów żyjących na Alasce, w buszu (patrz: „Klan z Alaski” – Discovery) i nawet twierdziłam, że super im tak, bo nic nie muszą!
Kiedy uświadomiłam sobie, że i oni przecież muszą! Muszą złowić ryby lub upolować zwierzynę, by przeżyć kolejny dzień. I zdążyć na czas z uszczelnianiem okien w domu, żeby nie zamarznąć.
Czasem nie ma sensu oszukiwać się, że chcemy coś zrobić, jeśli naprawdę nie chcemy, ale robimy, by coś z tego mieć, by żyć, by przeżyć.
Rób to co musisz, żebyś robił to, co chcesz
Usłyszałam od Dienzela Washingtona w rewelacyjnym filmie „Klub dyskusyjny”. Czarni Amerykanie wiedzieli to już w 1935 roku, a my stale szukamy osobliwego, złotego środka, który będzie trzymał nasze endorfiny na najwyższym poziomie całą dobę. Za niedługo, idąc tym tropem będziemy się tak szczerzyć całą dobę jak Amerykanie, którzy MUSZĄ być szczęśliwi.
Żyłam jakiś czas w przekonaniu, że wszystko co robię, musi być przyjemne, że ja muszę tego chcieć. Aż do pewnego momentu, kiedy okazało się, że tak nie jest. Że są rzeczy, których ja bardzo potrzebuję do własnego rozwoju i życia, niekoniecznie ich pragnąc. one są mi potrzebne. Koniec końców ważniejsze jest to, czego potrzebujemy, nie to, czego chcemy.
Mój kolega z kolei, nadal uważa, że wszystko co robi musi wypływać z jego największych chęci. Gdy zarzucił człowiekowi pracującemu na etat, że jest uwiązany tą pracą, że nie może na przykład wstać o 10 i wypić spokojną kawę, ten odpowiedział mu, że dzięki temu, że chodzi do pracy, która daje mu czasem satysfakcję, a czasem nie (nie oszukujmy się) przynajmniej stać go na tę kawę i może ją wypić kiedy tylko zechce – poza pracą.
Ustalmy jedno: czasem musisz coś zrobić. Bo masz inny, ciekawszy cel. Idziesz do pracy, na którą się zgodziłeś, żeby zarobić pieniądze-bo musisz zapłacić za mieszkanie. Nadal możesz pozostać wolnym człowiekiem.
Kupujesz produkty spożywcze, bo musisz coś jeść; inaczej się rozchorujesz i umrzesz. Mimo to, nadal możesz pozostać wolnym człowiekiem.
Powinność nie jest zniewoleniem. Nie jest znakiem, że ktoś decyduje za ciebie, że jesteś czyimś pionkiem w grze. Stale decydujesz o sobie, ale zapewne chcesz być ze swojego życia zadowolony/a, więc podejmujesz wyzwania, a one z kolei bardzo łakną uwagi i zaangażowania. Rozpędziłeś tę machinę, więc musisz radzić sobie na bieżąco z różnymi “atrakcjami” po drodze.
Co zrobić?
To co student, który nie zawsze kocha wstawać wcześnie, zarywać noce, wychodzić na uczelnię w czasie śnieżycy, łączyć studia z pracą i uczyć się na kolokwia; widzieć rezultat zanim ten się pojawi : – )
Nikt przy zdrowych zmysłach nie podejmowałby się takiego wyzwania przez kilka lat, dzień po dniu, gdyby nie miał nadziei na dobrą przyszłość i jej wizji. To jedyne, co można zrobić: wiedzieć, do czego się dąży. I najpierw robić to, co musisz, żeby później robić to, co chcesz :-)
Zgadzacie się z tym?