Jeśli nie masz pomysłu na swoje życie, zawsze znajdzie się ktoś, kto go ma. Tak, jak szukasz inspiracji w modzie, tak łatwo jest podchwycić czyjś pomysł na życie. Jeśli jest to radość i chęć samorozwoju to jest okej. Gorzej, jeśli przejmujesz czyjś gotowy szablon i próbujesz go siłą wcielić w swoje życie sądząc, że będzie do Ciebie pasował jak ulał.
Wywrotowiec (nie) w cenie
Zawsze szłam pod prąd; awangardowe stroje, oryginalne pomysły na życie, próby, eksperymenty. Świat nauczycieli, z którymi miałam do czynienia, nie podzielał moich zamiłowań, mama z babcią nazywały mnie wywrotowcem – że niby źle. A ja i tak żyłam sobie po swojemu.
Po latach, gdy moja mama nie mogła nadziwić się mojej decyzji odnośnie sukni ślubnej, powtarzając ponownie „Ty zawsze byłaś wywrotowcem” odpowiedziałam jej, że gdyby nie to, już w wieku 10 lat musiałabym popełnić samobójstwo.
Jako dziecięcie i nastolatka sądziłam, że KAŻDY człowiek dąży do kształtowania samego siebie w sposób wolny, świadomy. I że tego chce. Z biegiem czasu zauważyłam, że ludzie lubią przyjmować szablony, kalki życia innych; rodziców, starszego rodzeństwa, kolegów ze studiów, a potem tych z pracy.
Nazywają je „swoimi” ale prawda wychodzi na jaw dopiero w konfrontacji z marzeniami.
Dorosły człowiek to rozsądny człowiek
To się stale nam powtarza i to sprawia, iż sądzimy, że ten „rozsądek” oznacza jednoczesną rezygnację z marzeń na rzecz „czegoś poważnego”.
Tak oto artystycznie zdolny chłopak, robiący piękne tatuaże, rezygnuje z tego >niepoważnego< według teścia zajęcia i zajmuje się pracą od-do.
Młoda kobieta, która zawsze chciała zwiedzać świat, żyć na walizkach, daje się przekonać rodzinie, że to nie jest życie, że życie to stabilizacja, mąż, dzieci.
W pewnym momencie takie myślenie dopadło i mnie. Bliżej było mi do 30-tki niż do 20-tki, nie miałam etatu, nie miałam własnego mieszkania ani partnera. To ostatnie martwiło mnie najmniej, ale brak etatu i własnego (czyli na kredyt) mieszkania zaczął mnie poważnie niepokoić gdy…. bliskie mi osoby zaczęły mi to wypominać. Wcześniej to nie był dla mnie żaden problem!
Planowałam nawet na stałe wyemigrować na Jamajkę i zająć się tam czymś zupełnie podstawowym jak kelnerowanie, gdy stale dochodziły do mnie głosy: No, jesteś już w takim wieku, że pora poważnie pomyśleć o życiu… Z czego będziesz mieć emeryturę?… Ja widzę tu założenie własnej firmy i ustabilizowanie sobie życia…. Ile czasu chcesz żyć w ten sposób?….
Tak na serio…. to nie miałam „materialnego” planu na życie.
Jedyne, czego chciałam, to żyć ciekawie.
Ponieważ miałam wiele pomysłów, podejmowałam wiele prób z różnym skutkiem, co często wywoływało salwy śmiechu wśród znajomych, w pewnej chwili uznałam, że rzeczywiście, chyba pora zmienić kierunek działania. Że jest ze mną coś nie tak. Że wszyscy żyją NORMALNIE; zakładają rodziny, mają pracę na etat i mieszkanie na kredyt, tylko ja bujam się w tym życiu. I że dłużej się tak przecież nie da! Założyłam własną działalność, zostałam porządnym Vat-owcem, wzięłam wniosek o przydzielenie mieszkania komunalnego, próbowano mnie nawet wielokrotnie wyswatać z „rozsądnymi mężczyznami” …. Ale nic z tych rzeczy nie powiodło się. Chwała Bogu!
Być jak Sara Diver
Cóż, moja działalność nie okazała się strzałem w dychę, żaden z facetów nie był tym, obok którego chciałabym się budzić każdego dnia, nadal zmieniałam mieszkania.
Wtedy, siedząc przed telewizorem w żółtej czapce na głowie i popijając zieloną herbatę z kryształowego kieliszka, zobaczyłam film „Słodki Listopad” i oniemiałam; żyłam jak główna bohaterka Sara Diver, z tym, że nie byłam śmiertelnie chora. W Sarze Diver na nowo złożyłam tęsknotę za byciem sobą.
W końcu dotarło do mnie, że zawsze chodziło mi w życiu o to, żeby bardziej być niż mieć.
Chciałam żyć ciekawie. I szczęśliwie. I to niestety wykluczało – jak dla mnie- kredyt na 30 lat i pracę na etat. Wykluczało też związek „z rozsądku”.
W kupie raźniej
Tak się wydaje wielu ludziom. Ale nie mnie. Stale skręcam w inną stronę niż większość, w moim życiu stałe jest tylko ‘ponowne wybieranie trasy’. Mój ślub był niesztampowy, mój związek taki jest, moja praca, moje dążenia.
Stale budzę się z uśmiechem na ustach.
Nie dalej jak wczoraj poruszyliśmy z mężem ten bolesny temat, jakim jest wymiana samochodu na nowy. Cóż, w życiu każdego kierowcy nadchodzi ten przykry czas. Po 15 minutach, gdy byliśmy ugruntowani w decyzji, że trzeba to będzie zrobić, nasz plan zmienił się diametralnie – postanowiliśmy sobie kupić po motorze. Nie umiemy jeszcze jeździć, ale się nauczymy!
Życie swoim życiem jest o tyle fascynujące, że stale pojawia się coś nowego!
Zawsze po prostu proszę Boga, by zamieszał po swojemu, pokazał, o co Jemu chodzi i wiesz co…. On jest totalnie kreatywny i dla każdego ma coś zupełnie oryginalnego ;- )
Nigdy nie żałuję swoich decyzji – one wszystkie składają się na całą mnie. Dzisiaj jestem o wiele dalej w rozwoju samej siebie, niż 2 miesiące temu, niż rok temu i 10 lat temu. Jest coraz lepiej. Wspaniale było związać się z osobą, która ma tak samo.
A Ty, czego potrzebujesz, by czuć swoje rozwinięte skrzydła? Potrafisz żyć odważnie, po swojemu?