Jak już na samiuśkim wstępie tego blogu wspomniałam, to blog kobiety niestereotypowej. Lubię to, ale jednocześnie mówię o tym, jak Żydzi o sobie, jako narodzie wybranym. My, czyli nie-Żydzi uważamy, że oni się tym tak chlubią. A oni-Żydzi, powtarzając, że są narodem wybranym, najchętniej dodaliby „…..czyli: nie ma lekko. Musimy cierpieć”.
Ja co prawda nie cierpię, ale przez te prawie 33 lata, trochę się nadziwiłam i trochę zniesmaczyłam. No bo co ja mam odpowiedzieć, jeśli
kobiet się o wiek nie pyta
? To mam skłamać, że mam 18 lat zamiast 33? I właściwie, jaki wiek mnie „urządza”? Nigdy tego nie mogłam pojąć, dlaczego kobiet się o wiek nie pyta? Ale próbowałam sobie to wyobrazić! No to doszłam do wniosku, na drodze wyobrażeń, że kobieta, która całą swą (lub większość) wartość postrzega przez swój wygląd, musi swój wiek ukrywać. Nie ma zmiłuj się. Idąc tropem prymitywnych instynktów, owa kobieta wie, że dla przeciętnego samca nie jest już dobrym materiałem do celów rozrodczych. A idąc tropem instynktów równie prymitywnych, ale cywilizacyjnych, wie, że milionerzy wolą oglądać brylanty na szyi 20-latki, zamiast 55-latki.
Kolia z brylantów mi nie grozi, zatem ja mówię otwarcie o swoim wieku. Bo miło usłyszeć: „Naprawdę?! Nie dałabym Ci więcej niż 25!” :- )
To Ty nie wiesz, kim jest Czesia z „Klanu”?!
Spokojnie. To wiem. Obejrzałam w swym dziecięctwie kilka odcinków „Klanu” by dojść do wniosku, że na miejscu aktorów grających w tak przygnębiającej scenerii (zamknięte, kiepsko wyposażone pomieszczenia, problem goni problem, nikt nie zna się na żartach), już dawno popełniłabym samobójstwo.
Nie wiem za to, kim w większości są osoby, których twarze oglądam na okładkach magazynów w sklepach. Oczywiście, wiem kim jest Radosław Majdan, Małgorzata Rozenek (choć to musiałam doczytać, żeby dowiedzieć się, że kimś więcej, niż aktualną partnerką życiową Majdana) czy Katarzyna Cichopek. Co do nowych, pojawiających się twarzy nie mam pojęcia; nie posiadam TV, nie oglądam, nie czytam prasy „kobiecej” w ogóle.
Tylko w szoku byłam, widząc w Internecie to słodkie, czarnoskóre dziecię z „Rodziny Zastępczej” – nago. Chyba wtedy doszło do mnie, ile czasu nie czytam gazet!
Bo ja się nie starzeję!
„Dopiero po dzieciach człowiek widzi, jaki jest już stary!” – słyszę od czasu do czasu. Żal mi każdego, kto wypowiada te głupoty. Znam kilkoro dzieci od ich niemowlęctwa do tego momentu, gdy poszły na studia; nigdy nie myślałam, że ja się „postarzałam”! Ja w moim mniemaniu stoję w miejscu i nabieram doświadczenia. Cała reszta może się starzeć, siwieć, tracić uzębienie. Nie ja. Chcesz, czy nie chcesz, jest to prawda.
Dom bez firanek jest jak…..
No właśnie, czym jest dom bez firanek? Moja mama zaraz ci powie, że to „nie dom”. No to tak: nie posiadam: firanek, zasłon, obrusów i serwetek. Dywanów też nie. Nie czuję najmniejszej potrzeby, by to zmieniać.
Obrus na stole to gotowe nieszczęście; jeśli masz kota, wiesz, o czym mówię. Jeśli jesteś doraźną niezdarą- też wiesz, co mam na myśli. To samo z serwetkami; po co mi serwetka na stoliku? O innych miejscach jak sprzęt RTV aż boję się pomyśleć!
Po co ludziom dodatkowe metry materiału, które nie dość, że słono kosztują, to regularnie się brudzą, trzeba je prać, prasować- a uprzednio kupić w tym celu żelazko? No właśnie: żelazka też nie posiadam.
Kwiatki i spółka
Kocham przyrodę! Kocham kwiaty! Ale…
– nie cięte. Żal mi roślin, które rosły dłuższy czas tylko po to, by umierać na moich oczach śmiercią tragiczną.
– po co komu wątpliwej urody kwiatki na parapecie za firanką? To pytanie dręczy mnie tak w pełni świadomie od dziś rana. Kwiatków za firanką nie widać. Większość kwiatków, które u kogoś widziałam, to ledwo dychające szczepy. Nie wiem jaka funkcję pełnią za tą firanką.
No children, no cry!
Zegar biologiczny. Informuje mnie jedynie o tym, kiedy powinnam coś zjeść. Tyka zawsze o bliżej nieokreślonych porach. I nigdy ponadto :-)
Torebki, łańcuszki…. torebki na łańcuszku
Nic tak bardzo nie budzi mej grozy przemieszczania się w tłumie, jak beztrosko zawieszona lub niesiona torebka, szpilki na nogach lub solidny wisiorek na szyi. Skaluję w głowie zagrożenia niczym Terminator i już widzę gotowe nieszczęście; torebkę wyrwaną przez złodzieja, bezradną, bo na szpilkach, kobietę lub zaatakowaną w ciemnym zaułku i zaduszoną własnym wisiorkiem, ofiarę. Między innymi z tego względu nie używam niczego z tych rzeczy.
Lubię rzeczy praktyczne, a torebka w podstawowej wizualizacji, nie ma z praktycznością,jak dla mnie, nic wspólnego. Jest za mała bym mogła pomieścić wszystko, co przy sobie noszę. Lub za duża.
Za mała: bo zwykle noszę aparat fotograficzny, gaz, kilka odblasków, ew. portfel, komórkę, żel antybakteryjny do rąk i notatnik.
Za duża: bo jeśli nie biorę aparatu, to wszystko inne upycham po kieszeniach kurtki, spodni i bluz. Tak, mam angielski sposób noszenia pieniędzy; w kieszeniach spodni. Im większa kwota, tym bardziej noszę w kieszeniach.
Szpilki to nie obuwie
Pomimo, iż moje nogi w szpilkach wyglądają obłędnie, to obuwie nie wróży niczego dobrego kościom i stawom.
Wyrosłam z interesownych komplementów, sama widzę przecież w lustrze jak wyglądam, dlatego wychodząc w miejską dżunglę, ubieram na nogę bardziej lub mniej solidny but – a na pewno nie oznacza to szpilek! W butach na obcasach kompletnie sobie w dodatku nie radzę- skręcam kostki co drugi krok. Nie wiem, gdzie kobiety uczą się chodzić na obcasach! I nie wiem, po co człowiekowi coś tak bezradnego jak buty na obcasie!
Zakupy – utrapienie XXI wieku!
Czemu właśnie XXI, skoro kobiety na shopping wybywały już wcześniej? Bo nigdy nie było tak dużego wyboru, co teraz! Nie lubię zakupów zwłaszcza, jeśli związane są z ubraniami. Lubię kupować jedzenie, ale myśl o shoppingu z kimś innym niż ja sama, przyprawia mnie o dreszcze. Nie mam blado-zielonego pojęcia, co kobiety widzą we wspólnych zakupach! Evil!
Smsy i telefony
“Wiszenie” na telefonie pomimo, że już w niczym wiszenia nie przypomina, to kolejna rzecz, której nie znoszę. nie wiem, czy w ramach mojego abonamentu przegaduję 10 min. w ciągu miesiąca. Szczerze w to wątpię. Zatem: przepłacam. Ale nawyków nie zmienię.
Nieperfekcyjna pani domu
Chętnie zaproszę Cię na kolację, kawę, czy coś, ale nie spodziewaj się CUDÓW, które być może są udziałem innych „pań domu”, które znasz. Nie znajdziesz u mnie nic do pary; pewnie dostaniesz filiżankę, którą kupiłam w IKEI, z talerzykiem z roku ok. 1980 wygrzebanym na tzw. „Charity”. Uwielbiam rzeczy nie-z-kompletu! To, co u mnie dostaniesz to nie będzie przypadek. To będzie zaplanowany przypadek! O tym, jak jestem nieperfekcyjna, świadczy fakt, że dostałam książkę pt.”Perfekcyjna pani domu”. Sprzedałam na Allegro…..
Nie dążę do perfekcji, tylko do doskonałości :-)
Moda. Temat nieginący!
Ostatnio, przebywając w grupce ok. 30 dziewczyn w różnym wieku, odkryłam, że jestem jedyną dziewczyną, która ma na sobie NORMALNE (może powinnam napisać: prastare? Zwyczajne?) dżinsy. Reszta miała tzw. skinny jeans (przyległe do ciała). To odkrycie zszokowało mnie tak mocno, że przez następne 2 godziny obserwowałam pod tym kątem każdą mijaną kobietę. Na te wszystkie kobiety (w różnym wieku) które minęłam w ciągu tego czasu, tylko 1 (!!!) miała tak samo normalne (Prastare? Zwykłe?) dżinsy jak ja!! Ludzie, co się stało z modą?! Wiecie, gdzie wygrzebałam moje super dżinsy? W „grzeboku” właśnie! W second-handzie znaczy się! Nigdzie indziej, prócz Mustanga, może Big Stara nie kupisz nie-skinny dżinsów!
Gdy odkryłam, jak unikatowym towarem są normalne (prastare, zwykłe..) dżinsy, odnalazłam „moją” firmę na necie. Uznałam, że muszę sobie kupić na zapas, drugą parę, gdyż ta, którą mam, wyjątkowo mi pasuje. Te dżinsy są po prostu doskonałe. Nie znajduję innego słowa. Identyczna, nowa kosztowała 500 zł…
Jeśli ktoś mnie zna nie od roku czy pięciu, wie, że z bieżącą modą zawsze mi było nie po drodze. Nie pragnę się dopasować do większości. Moją drugą skórą są kowbojki, tudzież buty wojskowe czy outdoorowe, dobrze skrojone dżinsy tudzież bojówki. Wyglądam nawet słodko w pastelach, ale czerń najmniej się brudzi. Dobra, nie czarujmy się. W czerni wyglądam super, a czuję się jeszcze lepiej. Czy może być lepsze połączenie?!
Ploteczki, utyskiwania, zwierzenia
Dotarliśmy do najsłabszego punktu. Dla mnie – najsolidniejszego.
Odpadam w przedbiegach, jeśli chodzi o plotki, narzekania i niekończące się zwierzenia dziwnej treści. Nie cierpię plotek – jestem zdecydowanie zwolenniczką prawdziwych informacji, przekazanych w sposób jak najbardziej treściwy. Czuję się bezradna, gdy muszę wysłuchać kozetkowych opowieści, które mają na celu tylko jedno: nadać jej z czasem status legendy lub tytuł „Niekończącej się opowieści”. Działam w dość prosty sposób: jest problem, szukam rozwiązania. Tymczasem okazuje się, że kobiety rzadko chcą skutecznej rady. Chcą po prostu to wszystko opowiedzieć po to, by zignorować następnie moje podpowiedzi, jako wyjście z impasu. Można się domyślić, że mam mało koleżanek z „typowymi” problemami.
Nigdy też nie narzekam na swojego męża, co- jak zauważyłam- jest w modzie. Mój mąż i ja to jedna drużyna. Mogę zdobyć się na drobny żart, ale nie uwłaczający mu. Nie angażuję się w obmawianie męża własnego czy cudzego, nawet gdyby wczoraj zdzielił mnie za to, że zupa była za słona.
Nigdy nie przesolę zupy
z prostej przyczyny: nie solę jej. Jaka wyjdzie z kostki rosołowej, taka musi być. Na każdą, domową przemoc fizyczną (na szczęście zaplanowaną. Wtajemniczeni wiedzą, o czym mowa), reaguję również przemocą. Z lubością!! :-D
Tak się rozpisałam, że zapomniałam napisać, jak mało mówię. Czytając moje posty, pewnie sądzisz, że jestem niezwykle wygadana. Otóż nie! Jeśli nie jestem w pracy, nie mówię zbyt wiele. Mój mąż, ilekroć mnie pyta, jak było na spotkaniu z koleżanką, czy innym spendzie, mówię zwykle, że “OK” lub “Fajnie”. Nie stosuję żadnych opisów, nie wnikam w detale. I nawet nie zastanawiam się, czy to normalne. Tak już mam i nie czuję potrzeby zmian.
Po tym wszystkim łatwo się domyślić, że nie mam prostego życia. Dumając nad tym dłużej, sądzę, że jest całkiem ciekawie. Ostatnio, gdy kolega zapytał mnie “Skąd ty znasz TAKICH ludzi?!” uświadomiłam sobie, jakie mam w sumie szczęście, nie dążąc do powielania pewnych schematów. A CI LUDZIE to po prostu moi znajomi, którzy robią różne, ciekawe rzeczy. Gdy M.zapytał, skąd mam takie znajomości, odpowiedziałam “Właściwie, to nie wiem!” Chyba tak po prostu żyję, że spotykam nietuzinkowych ludzi!