Pokonaj granice.

Wszyscy faceci zdradzają, wszystkie kobiety są takie same. A to oznacza:
Nikomu nie ufać.  Zachować dystans.  Kontrolować. Nie powierzać nikomu swoich myśli, sekretów, serca. Dosyć tego dobrego.

 

Czy jest na sali osoba, która nigdy, przenigdy nie doznała zawodu w relacjach międzyludzkich? Szczerze w to wątpię. Podejrzewam, że każdy dorosły człowiek ma za sobą przynajmniej jeden zawód miłosny, po którym w duchu wygrażał się, że „Już nigdy więcej!”. A może tych słów nigdy nie wykrzyczał, ale one na dnie jego serca zaczęły wić gniazdo z bluszczu, z czasem obejmując całego człowieka?

 

Kronika wypadków miłosnych

 

Mówiąc zawód miłosny wcale nie mam na myśli jedynie relacji romantycznej. To każda relacja, w której oczekiwaliśmy wyrazów miłości (wsparcia, zaufania, uwagi, zaangażowania, poświęcenia, przebaczenia) i odbiliśmy się od ściany. To relacja, od której dużo oczekiwaliśmy; dom rodzinny, małżeństwo/ związek, przyjaźń.
Zostaliśmy z niczym i nie bardzo wiadomo

 

Jak dalej  żyć?

 

Doświadczenie pokazuje, że ….. a zresztą rozejrzyjcie się dookoła. Jakie postawy przybiera zawiedziony człowiek?

Najczęściej zaczyna generalizować: „Wszyscy faceci/ wszystkie kobiety…” nieważne co – KRZYWDZĄ.

 Postrzega siebie jako ofiarę. Wiadomo, większość ludzi, którzy czują się zranieni, nie potrafią natychmiast zdystansować się do całej sprawy. Zazwyczaj opowiadają znajomym o swej krzywdzie – i jest to zupełnie normalne, pod warunkiem, że nie trwa to zbyt długo, że nie taplają się z upodobaniem w zranieniu, stale rozdrapując ranę i … próbując to wszystko jakoś zrozumieć? Mogę powiedzieć, że zrozumienie przychodzi wraz z emocjonalnym dystansem. Wtedy też najłatwiej o – w miarę zdrowy –  osąd sytuacji.

Gdy robienie z siebie ofiary przedłuża się, do akcji wchodzi poczucie wyższości. Jesteśmy absolutnie przekonani o czystości naszych intencji, poświęceniu dla relacji, poczuciu sprawiedliwości, jakiejś lepszości nad naszym „oprawcą”.

Od pewnej zawiedzionej kobiety – ilekroć doznawała zawodu – stale słyszałam jedno zdanie:

Wszystko powinno być inaczej  i Nie tak powinno to wszystko być.  POWINNO.
W jej głowie był gotowy scenariusz według którego wszyscy (nigdy go nie poznając), z którymi nawiązywała relacje, mieli ją traktować. Gdy zawodzili – a zawodzili często, gdyż padali nieświadomymi ofiarami myślenia życzeniowego – raz po raz ona wypowiadała to zdanie. Wypowiada je nadal. Nigdy nie przeprowadziła ze sobą solidnego dialogu, nigdy nie wyciągnęła zdrowych, prawidłowych, w miarę obiektywnych wniosków z przeszłości. Tymczasem

 

 „Musimy oczyścić emocjonalne rany, jakich doznaliśmy we wcześniejszych związkach, aby mieć nadzieję na bliską, zdrową więź w przyszłości. Nie musimy rozmawiać o wszystkich szczegółach tego, co się wydarzyło, ale jeśli ów związek był dla nas ważny, musimy o nim przez jakiś czas rozmawiać z kilkoma bliskimi osobami, przy których czujemy się bezpiecznie.”
(Fragm. z książki Odważ się przesunąć granice, dr John Townsend, wyd. Vocatio)

 

Tak się składa, że z uwagą przeczytałam książkę Johna Townsend’a i …. jestem zachwycona jego podejściem; jednocześnie wielowymiarowym, złożonym, a zarazem prostym. Townsend jest psychoterapeutą z wieloletnim doświadczeniem. W książce Odważ się przesunąć granice pisze właśnie o tych murach, które cegła po cegle budujemy, gdy doznajemy zranienia. Tylko, czy jest sens żyć w małej, ciasnej komórce, w której odgrodziliśmy się od świata. Nawet na wieży kontrolnej jest tylko jeden człowiek….. tylko on sam.

 

Teraz JA!

 

Jakiś czas temu do miejsca, w którym trenuję weszła elegancka dziewczyna. Zarzucając lokami powiedziała, że chce się zapisać na zajęcia. Nie musiała, bo po co, ale dodała:

W końcu jestem tego warta! TERAZ inwestuję w SIEBIE i tylko w siebie!

Jedną z najczęstszych postaw po zranieniu, jakie obserwuję i jakiej sama doświadczyłam to skoncentrowanie się całkowicie na sobie. Nie ma w tym nic złego, gdyż człowiek po rozstaniu, odrzuceniu szuka miejsca dla siebie. Chce zająć czymś myśli, czas – być może do tej pory spędzany inaczej, zrobić coś, by poczuć się lepiej, poznać nowych ludzi, którzy wniosą nową nadzieję w jego życie.  Ale…. kij ma co najmniej dwa końce. Jeśli nastroimy swoje serce że od dziś ja i tylko ja (plus ewentualnie kilka osób, które mnie jeszcze nie zawiodły) to bardzo szybko zasiedli się w nim kontrola, nieufność, wyrachowanie, ostrożność. Jednym słowem zaczniemy tworzyć niezdrowe granice.
Granice stawiać należy, ale człowiek ma zwyczaj działać po omacku – jak uważa, jak czuje, na ile go stać. Tymczasem według Townsend’a mamy podstawowy problem z rozeznaniem dwóch granic; definiującej i ochronnej. Gdy to sobie uświadomimy, mamy szansę zacząć wartościową, świadomą pracę nad sobą w kontekście relacji z innymi.

 

Nie chcę być ponownie zraniony!

 

Wydawać by się mogło, że ostrożność jest przejawem rozsądku. Poniekąd tak.  Tylko czemu nagminnie widzę, jak ludzie z tej ostrożności zwyczajnie unikają ryzyka? Łatwo się w takim stanie rozsiąść. Sama coś o tym wiem!

 

Ludzie, którzy doświadczyli zranienia w związku, mają trudności z podejmowaniem ryzyka. Ich równowaga została zaburzona. Czasami presja na brak ryzyka jest tak przemożna, że starają się całkowicie kontrolować przebieg relacji, co może być trudne i nie daje spełnienia. A czasami dopuszczają nieakceptowalne zachowania w imię podejmowania ryzyka. Innymi słowy, nie znają różnicy pomiędzy ryzykiem, które warto podejmować, i ryzykiem, jakiego podejmować nie należy. By wyruszyć poza strefę komfortu i przygotować się do otwartości i szczerości, musimy umieć o tym zdecydować.
(Fragm. z książki Odważ się przesunąć granice, dr John Townsend, wyd. Vocatio)

 

 

Jednym słowem: prawdziwym, najprawdziwszym życiem są decyzje, że rozliczywszy się z przeszłością,  wybaczywszy i innym i sobie,  wyciągnąwszy wnioski, podejmujemy kolejne wyzwania, będąc wdzięcznymi, że jesteśmy o jedną relację mądrzejsi, bardziej wyrozumiali, bardziej …. kochający?

 

 

Wejść dwa razy do tej samej rzeki.

 

 

No, niekoniecznie tej samej. Jak powiedział filozof Wszystko płynie, zatem nie musimy wchodzić w tę samą relację z tymi samymi ludźmi; partnerami, przyjaciółmi (z rodziną sprawa jest bardziej złożona, o czym wkrótce). Ale możemy ponownie zaryzykować kolejną relację. Tylko jak? Jak zaufać ponownie? 
Ja nie chciałam zostać z tym sama. Nie chciałam pozostać z uczuciem, że nikt mnie nie rozumie, na pewno nikt jeszcze nie przeżył tego, co ja. I że muszę w tym miejscu utyskiwania pozostać jeszcze trochę, nawet nie zauważając gdy staję się osobą zawziętą, oschłą, wyrachowaną. Gdy tak już zaczęło się pomału dziać, zwróciłam się do Boga. Przypomniałam sobie o tym, że  – jak mówią – Skoro Bóg mnie stworzył wie też, co ze mną zrobić.
I tak w istocie się stało. Pamiętam, że poprosiłam Go, by
– pokazał mi, jakie wnioski powinnam wyciągnąć na przyszłość,
– pomógł mi wybaczyć sobie i innym,
– zamienił to co złe, w dobre.

 

I On to zrobił.  I ja to zrobiłam z Nim, bo

 

W teraźniejszości nie ma miejsca dla przeszłości. Należy ją umieścić tam, gdzie jej miejsce – w naszej pamięci, pośród wyciągniętych z niej wniosków.
(Fragm. z książki Odważ się przesunąć granice, dr John Townsend, wyd. Vocatio)

 

Nie ma sensu, byśmy szli przez życie, które tyle oferuje jako nieszczęśliwe, rozczarowane ofiary, ciągnąc za sobą jeńców. Żyjmy, wybaczajmy i dajmy żyć innym.
A prawdziwie żyć znaczy prawdziwie kochać. Pozwólmy sobie na miłość; tym razem mądrzej, jako ludzie uwolnieni. Przez Boga.

 

Podejmowanie wysiłku w celu rozwoju bliskości jest ważne nie tylko dla naszych relacji, ale też dla całego naszego życia. Zostaliśmy stworzeni po to, aby być ludźmi wolnymi, nie ostrożnymi; otwartymi na siebie i innych, nie ograniczonymi; zdolnymi do głębokiego przywiązania, nie wyizolowanymi. Zostaliśmy stworzeni po to, aby podążać za miłością i żyć w miłości, stając się jak Ten, który uosabia wszelką miłość: Jezus Chrystus.
(Fragm. z książki Odważ się przesunąć granice, dr John Townsend, wyd. Vocatio)

 

Kochani, jest dla Was książka! To ta, z której pochodzą zapodane w poście cytaty – taka mądra stałam się dzięki własnym doświadczeniom, wnikliwej obserwacji, a w słowa łatwiej przyszło mi to ubrać dzięki oficynie wydawniczej Vocatio, które użyczyło mi tekstu dr Johna Townsend’a.
To, co tu przedstawiłam, to jedynie namiastka! Townsend to autor, który potrafi ugryźć temat relacji i granic z każdej możliwej strony – nie odeszłam od lektury głodna, bo ilekroć w mojej głowie pojawiał się jeszcze jeden temat dotyczący relacji i granic – wkrótce natrafiałam na wyjaśnienia Autora:

– Jak stawiać granice ludziom?
– Jak bezpiecznie przesuwać te granice?
– Jaka jest różnica między granicą wartościującą i ochronną?
– Jak zazwyczaj działa człowiek w relacjach.

– Jak wyrażać swoje oczekiwania, pragnienia.
– Jak w sposób zdrowy kontrolować relacje?
– Jak poradzić sobie ze złamanym sercem?
– Jak wejść w zdrowy, wartościowy związek miłosny?
– Co zrobić, gdy mamy pragnienie więzi i boimy się wejść ponownie w relacje?
– Jak budować siebie; mądrego, wolnego, pełnego? i wiele, wiele innych.

Ja mogę powtórzyć tylko za Autorem:

 

Jeśli nie chcecie osiąść na laurach w swoich relacjach z ludźmi, to ta książka jest dla was.

 

I ja ją dla Was mam! W 3 papierowych egzemplarzach – prezent od Wydawnictwa!
Dla 3 pierwszych osób, które tu w komentarzu pod postem podzielą się swoimi przemyśleniami, a może doświadczeniem na temat:

Jak wejść drugi raz w relacje i budować je – tym razem lepiej ?

 

Podziel się. Każdą wypowiedź chciałabym również przytoczyć w przyszłych postach na temat relacji.