Film tygodnia: Tajemnicza przyjaciółka.

Stephanie prowadzi życie na przedmieściach rodem z Wisteria Lane; lecz pewnego dnia jej spokojne, codzienne rytuały związane z prowadzeniem vloga dla matek oraz opieką nad kilkuletnim synem zostają naruszone przez spotkanie z tajemniczą,  piękną Emily.

Dziewczyny są zupełnie różne; Emily jest pewna siebie, wyzwolona, hedonistyczna, żądna przestrzeni – swoją osobą wydaje się zupełnie zasłaniać Stephanie; prostoduszną, naiwną, samotną matkę, zdającą się czerpać radość z macierzyństwa i każdej, codziennej drobnostki.
Pomimo tak wielkich różnic ich losy zaczynają się przeplatać; początkowo są to małe przysługi, które Stephanie z radością wyświadcza Emily.  

Kolejny dzień zapowiada się całkiem podobnie: Emily pracuje do późna, Stephanie odbiera jej syna ze szkoły i doskonale ogarnia setkę innych spraw.
Lecz Emily nie zjawia się po swoje dziecko ani tego dnia, ani kolejnego. Tak mijają następne dni.
Do akcji wkracza policja. Poznajemy też męża Emily  i  szczegóły z jej życia. Tylko, czy prawdziwe?

Prostolinijna dotąd Stephanie zaczyna dzielić się swoimi emocjami i przemyśleniami na vlogu. Tysiące osób zaczyna śledzić „sprawę zniknięcia Emily”. Z czasem intuicja podpowiada Stephanie, że sprawa jest grubsza niż wygląda, że trzeba drążyć głębiej. I tak nasza jedyna bohaterka zamienia się w prywatnego detektywa, docierając do kolejnych osób powiązanych z jej tajemniczą przyjaciółką, a odkrywane fakty coraz bardziej szokują.
Co ciekawe, całej sprawie dodaje pikanterii sekret, który Stephanie wyjawia Emily pod wpływem alkoholu; dzięki temu obydwie postacie nie są jednowymiarowe, obydwie panie stają się graczami.

To miała być Zwyczajna przysługa, tymczasem akcja zaczyna przybierać nieoczekiwane obroty – bo trudno tu mówić tylko o jednym!
Moja rada: Jeśli nie macie co dziś co ze sobą zrobić, wybierzcie się na ten film do kina! Pamiętajcie „Zwyczajna przysługa”.

 

Moje wrażenia po seansie

 

Od dawna brakowało mi filmu, który nie wyłącza mózgu, ale sprawia, że pracuje na wysokich obrotach, działa na wyobraźnię. Ten film mi to zapewnił; trzymał mnie w napięciu dokładnie od momentu pojawienia się Emily, aż do napisów końcowych nie tylko dzięki akcji, ale i świetnej muzyce.

Jest to  film, który pokazuje doskonałą wręcz, grę aktorską zarówno Blake Lively  (Emily) jak i Anny Kendrick (Stephanie); po mistrzowsku żonglują stanami emocjonalnymi i swoimi małymi, wewnętrznymi przemianami.
Jeśli interesuje Was jakiego rodzaju jest to film, mogłabym powiedzieć, że to połączenie „Gotowych na wszystko” z  „Zaginioną dziewczyną”. A jeśli znacie filmy w podobnym klimacie, nie wahajcie się nimi ze mną podzielić, chętnie obejrzę!