– Wreszcie można naprawdę odpocząć. W końcu z człowieka wszystko spływa – usłyszałam kobiecy głos, dobiegający z basenu w Rethymno.
– Dwa lata życia tym weselem i w końcu człowiek czuje luz! – dodała inna, świeżo upieczona panna młoda.
Panowie taktownie milczeli. Nad czym mieli dumać i od czego odpoczywać?! Chyba tylko od zaangażowanej w całe przedsięwzięcie małżonki!
Gdybym wtedy, z leżaka na którym leżałam, weszła do wody i dołączyła do tej grupki nowożeńców, musiałabym rozwalić im cały system, zaczynając od wiekopomnych słów rodem z reklamy:
– Wcale nie musiało tak być!
A jednak doskonale rozumiem, co czuli ci młodzi ludzie, znajdując się WRESZCIE w podróży poślubnej; tylko on i ona.
Przygotowania do ślubu i wesela, nawet mało wymagającego, angażują wiele osób; od przejętych rodziców, rodzeństwo po stale dopytujące i radzące koleżanki. Zaczynają się rozmowy, które naturalnie budzą ciekawość kobiet (tak, to tutaj istotne): Idziesz do makijażystki? Jaką będziesz mieć fryzurę? Robisz paznokcie? Będziesz mieć białą czy ecru? Teraz modne są kryształki Svarowskiego….
A następnie….
Wykraczają już hen poza progi sali weselnej: Gdzie będziecie mieszkać? Kiedy planujecie dzieci? Przydałby się wam większy samochód. Nie myślisz o zmianie pracy? I tak dalej….
Im wcześniej człowiek zaplanował się ślub i wesele, tym dłużej będzie ich głównym bohaterem.
Ze względu na moje niecodzienne podejście do tematu, oszczędzono mi wielu z tych pytań, oraz –poza matką – nie próbowano wpływać na moje wybory, z którymi po prostu nie da się walczyć. Jeśli coś postanowię, to koniec. Punto. Amen.
– A ja cię widziałam w śnieżnobiałej sukni z dłuuuuugim trenem!
Zaszlochała raz moja rodzicielka. Uświadomiłam ją więc spokojnie, że widziała mnie w tej sukni tam gdzie zawsze; w swoich marzeniach.
Gdy kupiłam czarną spódnicę, moja świadkowa przyznała:
– Jakbyś poszła do ślubu w białej bezie, to tak, jakby świni założyć korale i klipsy! To by kompletnie do ciebie nie pasowało.
I ja to wiedziałam. To teraz Wam powiem, jak to wszystko z perspektywy czasu wygląda:
Jeśli ktoś czytał mój poprzedni post na ten temat, już wie, że nie poszłam w białej bezie. Ale dziś nie założyłabym też tej czarnej spódnicy i gorsetu. Dziś poszłabym w moim ulubionym ubraniu: szortach lub aladynkach.
Nadal utrzymujemy, że doskonałym rozwiązaniem był (mój genialny) pomysł aby nie robić szopki przy piosence „Cudownych rodziców mam”. Samo wyobrażenie i przypomnienie wielu wesel, na których przychodził taki czas, gdy Młodzi wychodzili na środeczek taszcząc ze sobą kosz kwiatów dla oczywiście wzruszonych na poczekaniu rodziców, a potem razem do tej niemiłosiernie długiej piosenki kolebali się w kółeczku, wywoływał u mnie dreszcz. U mojego męża też. I u teścia też. Wszyscy bowiem jesteśmy introwertykami. Dzięki swej pomysłowości, uszczęśliwiłam 3 osoby za jednym zamachem. Jak rozwiązaliśmy podziękowania dla rodziców?
W wieczór poprzedzający ślub, zabraliśmy ich do przytulnej knajpki na kolację i tam powiedzieliśmy, co nam leżało na serduchach. Gdybyście widzieli wyraz wdzięczności na twarzy teścia, za ten pomysł! Mało tego! Do łez wzruszyli się sami introwertycy!
Wyjątkowa sobota…..yyy…..piątek!
Pobraliśmy się w piątek o 13ej. I okazało się to świetnym rozwiązaniem, do którego zachęcam kogo się tylko da! Oto plusy:
– Kiedy budzisz się po weselu…w sobotę, masz jeszcze całą sobotę i niedzielę na odsapnięcie! Naprawdę wielu naszych gości to doceniło!
– Nie ma wielkich problemów z terminami ślubu (swój na wrzesień zaklepaliśmy w czerwcu) i wynajmem lokalu; ponieważ to piątek, w którym normalnie właściciele lokalu nie zarobiliby na organizacji wesela, można dostać rabat. My dodatkowo mogliśmy sobie wybrać salę.
– Goście, ci, którzy NAPRAWDĘ chcą pojawić się na Waszym weselu, pojawią się. Punktem na „Nie” była obawa (nie moja) że wielu gości nam odmówi bo będą w pracy. Tak się nie stało. Odmówiły nam tylko 2 osoby i to z innych powodów niż zawodowe. Nasi goście wzięli wolne na ten dzień i byli z nami, za co jestem im bardzo wdzięczna.
Drodzy goście! Można mówić, można prosić, można wystosowywać listy, a goście i tak zrobią swoje. Chodzi o stroje. NAPRAWDĘ mogli przyjść w dresach czy podomce, ale i tak 98% ubrała się galowo. Jednym słowem, 98% naszych gości wyglądała bardziej galowo niż my.
Ja około godziny 22ej zmyłam makijaż, zrobiłam „swój”, przebrałam gorset na czarną koszulkę, przez co dalej wyglądałam jak jedna z uczestniczek wesela.
Sądzę, że gdybym wesele miała dopiero przed sobą, znów robiłabym to, w czym jestem specjalistą: kombinowałabym, prowadząc swoją wyobraźnię w coraz bardziej nieprawdopodobne zakamarki.
Dobre rady zawsze w cenie:
– finansowanie ślubu i wesela, realne oszczędności
– look panny młodej; na co warto zwrócić uwagę
– sprawy organizacyjne czyli jak nie zostać z weselem samemu
– jak zapewnić sobie maksymalny komfort w tym dniu
– ale o tym w następnym odcinku :- )