Ostatnio coraz trudniej znaleźć film, który nie tylko wciąga, ale też daje do myślenia. Mam wrażenie, że większość to tylko szybka rozrywka. Dlatego dziś mam dla was coś wyjątkowego – dwa filmy, które naprawdę warto zobaczyć. Nie tylko dobrze zrealizowane, ale też mądre i ważne. Wielu z nas odnajdzie się w tych przedstawionych historiach, które kiedyś przytrafiły się naprawdę, prawdziwym ludziom. Przepraszam: dwie plus jeden. I ta ostatnia też jest na faktach.
Oto pierwsza z nich:
Jest Australia, lata ’70 ubiegłego wieku. David Smallbone przez lata z sukcesem rozwija swoją firmę, aż pewnego dnia los całkowicie się odwraca – bankrutuje. Wszystko, co budował, rozsypuje się w jednej chwili. I choć wydawałoby się, że to przede wszystkim jego osobista tragedia, kryzys dotyka całą rodzinę. Żona, będąca w zaawansowanej ciąży, oraz ich szóstka dzieci muszą odnaleźć się w nowej, nieznanej rzeczywistości.
To właśnie w tym momencie zaczyna się prawdziwa opowieść – o wielu porażkach i o niezwykłej sile w pokonywaniu każdej z nich.
David dostaje propozycję pracy w Nashville, w USA. To miasto jest muzyczną stolicą country. Miejsce, gdzie narodziło się wiele legend gatunku : Johnny Cash, Dolly Parton, Willie Nelson. Nashville to też centrum muzyki chrześcijańskiej (contemporary Christian music) – działa tam wiele wytwórni specjalizujących się w tym gatunku.
Rodzina Smallbone’ów przenosi się zatem do Nashville. Po długim locie i szczegółowej, nieco stresującej odprawie, mogą wreszcie udać się do nowego domu, do nowej rzeczywistości. Docierają na miejsce – i okazuje się, że ich nowy „dom” to zaledwie puste ściany. Żadnych mebli, żadnych sprzętów, żadnych wygód. Sześcioro dzieci, w tym jedno w drodze, i dwoje dorosłych lądują w zupełnej pustce. Bez niczego. Bez pieniędzy. Bez planu B.
A chwilę później przychodzi kolejny cios: David nie dostaje pracy, na którą liczył. Jedynej, dla której zaryzykowali wszystko.
Ten moment to absolutne dno. Punkt, w którym niejeden by się poddał. A jednak właśnie tutaj rozkręca się ich życiowa przygoda.
Cała rodzina Smallbone’ów spotyka się w jednym, pustym pokoju i choć dzieci są zdezorientowane, wiedzą, że mogą zaufać rodzicom. Bo ich rodzice pokładają całą ufność w Bogu. W obliczu tych wszystkich trudności, cała rodzina zachowuje spokój, który wiedzie ich w nowe, nieznane i niesamowite okoliczności życia.
Na szczególny podziw zasługuje moim zdaniem Helen – żona Davida. W obliczu tak niestabilnej sytuacji, braku pewności co do jutra, braku funduszy na podstawowe produkty, oczekująca siódmego dziecka, niejedna żona robiłaby mężowi niekończące się wymówki, sama stając się zgorzkniała. Helen nigdy nie unosi się gniewem, nie robi awantury Davidowi, który wie, że zawiódł. Jest czujna. Bacznie obserwuje sytuację, obserwuje całą swoją rodzinę i stara się wychodzić naprzeciw potrzebom każdego z nich. Żyje chwilą, skupia się na tym, co tu i teraz i ma w sobie spokój. Spaja całą rodzinę, nadaje jej rytm – jak dla mnie, to prawdziwa „dzielna kobieta” z Przypowieści Salomona. [1]
To jest film o niezłomności. O mocno osadzonych wartościach życiowych i priorytetach. O tym, że nie należy się załamywać w obliczu licznych trudności, tylko podejmować rękawicę i przeć do przodu, jeśli ma się przekonanie o tym, że zmierzamy w dobrą stronę. To film o wsparciu, wyciąganiu ręki i przyjmowaniu pomocy. Bardzo polecam.
Jak dalej potoczą się losy Smallbone’ów? Jeśli chcesz wiedzieć
– jak poradzili sobie finansowo,
– kto zrobił karierę muzyczną,
– jakie było ich dalsze życie
Koniecznie obejrzyj film „Nieznani bohaterzy” – ang. Unsung hero (2004)
Film jest prawdziwą historią tej rodziny, a główną rolę – Davida, gra….prawdziwy Joey Smallbone – gra on zatem swojego własnego ojca.
„Nieznani bohaterowie” to film, który przypomina, że czasem największe cuda rodzą się wtedy, gdy już nie mamy nic.
Kolejna postać mężczyzny, który z pewnością nigdy nie sądził, że stanie się bohaterem filmowym, oraz kolejna postać kobiety, która – jestem tego pewna – gdy przeżywała wszystkie te chwile na bieżąco, nie miała pojęcia, że powstanie o niej film, że stanie się nie tylko jego bohaterką, ale i kolejną bohaterską kobietą. Już mówię, o co chodzi.
Tym razem przenosimy się w lata 60. na moczary Luizjany. Phila poznajemy, gdy siedzi na bagnach tych malowniczych rozlewisk i opowiada swoją historię tajemniczemu nieznajomemu.
I tak oto jesteśmy jednym susem w do jego młodości. Phil pochodzi z ubogiego domu, ma kilkoro rodzeństwa, matkę chorą psychicznie i ojca wiecznie pracującego gdzieś daleko.
Chłopak dorasta na wrażliwego i zaradnego młodzieńca. Poznaje dziewczynę i zakochuje się w niej. Tworzą parę – Kay pochodzi z bogatego domu, lecz nie gardzi Philem, wręcz przeciwnie – zakochuje się w nim po uszy i oddaje mu swoje serce. Mimo, że Phil początkowo nie widzi świata poza nią, robi głupotę i zrywa z nią – ma bowiem wielkie hobby, które pochłania go do reszty.
Drogi Kay i Phila znowu się schodzą, ale Philem zaczyna rządzić nałóg alkoholizmu.
To, co serwuje swojej rodzinie to piekło niepewności; o jutro, o byt, o normalność. Phil , mimo że wiedzie naprawdę uczciwe, porządne życie szanowanego nauczyciela, w krótkim czasie rozwala wszystko i wszystko traci. Powodem jest alkohol i nieodpowiednie towarzystwo.
Aż nadchodzi Dzień Zmiany. Jaki to dzień? Co się dzieje? Jak na to wszystko reaguje Kay? Warto obejrzeć film pt. „Oślepiony” (2023)
– Jakie hobby ma Phil, które przynosi mu życiową sławę?
– Jak zmienia się życie Kay, gdy podąża za głosem serca?
– Kto jest tajemniczym nieznajomym, któremu Phil opowiada swą historię ?
– Kto wyciąga Phila z „dołu zagłady”, co jest tym momentem zwrotnym?
Zobacz koniecznie. Doświadczysz nie tylko prawdziwej, ludzkiej historii, ale i zobaczysz prawdziwego Phila i prawdziwą Kay!
Znowu pragnę zwrócić uwagę na postać kobiecą – Kay.
Podobnie jak Helen, to kobieta silna mimo wszystko. Cierpliwa do czasu, lecz wyczuwa moment, wie, kiedy odejść i robi to. Można powiedzieć, że tak zaczyna się przebudzenie Phila, który nagle zostaje sam.
Zostaje z konsekwencjami swoich wyborów, z ciszą w miejscu, gdzie kiedyś był śmiech dzieci, obecność Kay, jej spojrzenie pełne miłości i troski. I nagle zaczyna rozumieć, że stracił nie tylko kobietę, którą kochał, ale też coś znacznie większego – fundament swojego życia.
Zaczyna się walka. Nie o powrót do starego życia, ale o nowe życie, które może mieć sens tylko wtedy, gdy będzie prawdziwe. Phil chce ją odzyskać. I właśnie ta chęć zmiany, wewnętrznego odrodzenia, staje się kluczowym punktem jego historii.
„Czy jest grzesznikiem – tego nie wiem. Wiem jedno: byłem niewidomy, a teraz widzę.” (J 9,25)
Tymi słowami mogłabym podsumować film „Oślepiony” i jednocześnie zapowiedzieć kolejny, na grubo traktujący o cudach. Myślę, że znany wielu „The Chosen”.
Po obejrzeniu 4. sezonu miałam wielki niedosyt. Gdy okazało się, że dwa pierwsze odcinki 5. sezonu, zatytułowane „Ostatnia wieczerza” są w kinach, nie wahałam się ani chwili.
Na film poszłam w niedzielę palmową i wstrzeliłam się tematycznie – bo oto film zaczyna się sceną wjazdu Jezusa do Jerozolimy na osiołku. Jedną z najbardziej doniosłych scen jest tłum wymachujący palmami, śpiewający „Hosanna”. To moment triumfu, ale też zapowiedź tego, co nadchodzi. Scena jest zrealizowana z ogromnym rozmachem, ale bez przesadnego patosu.
Dalej akcja przyspiesza. Jezus i uczniowie poruszają się po Jerozolimie, a atmosfera wokół nich staje się coraz bardziej napięta. Widać, że coś wisi w powietrzu – z jednej strony cuda, które wciąż się dzieją, z drugiej: rosnące napięcie między Jezusem a religijnymi przywódcami.
To, co porusza, to intymne chwile między Jezusem a uczniami. Ich relacje są pełne czułości, ale też napięć i niewypowiedzianych lęków. Widać, że coś się kończy. Że ta wspólna droga, którą przeszli razem przez cztery sezony, dobiega jakiegoś przełomowego momentu. Oni starają się to zrozumieć, nazwać, oswoić, lecz nie są w stanie. Wiedzą tylko, że niebawem ich wspólne losy będą musiały ulec zmianie.
Sam Jezus jest w „The Chosen” bardzo ludzki, wręcz namacalny. Nie nosi wyłącznie boskiego majestatu, właściwie to jest przedstawiony jako stuprocentowy człowiek, który – według niektórych – postradał zmysły lub bluźni, uznając się za Syna Bożego. Niesie też zmęczenie, smutek, jak i zrozumienie ludzkiej natury.
Twórcy serialu przygotowują nas na kolejne sceny – zanim Jezus powywraca te sławetne stoły, dowiadujemy się, dlaczego, co było motorem napędowym. Tak jest ze wszystkim. Mam wrażenie, że twórcy starali się nieco zrehabilitować nam niewiernego Tomasza – prawdopodobnie chcą nam pokazać, jakie wydarzenie w jego życiu mogło zaważyć na jego sceptycznym nastawieniu.
„The Chosen” pokazuje niewygodną prawdę; nie wszyscy są uzdrawiani, nie wszyscy są wskrzeszani, złe i (po ludzku) niesprawiedliwe rzeczy dzieją się cały czas.
Na szczęście wszystko kończy się happyendem.
Tu nie ma co wymyślać – The Chosen jest godny polecenia zawsze i każdemu.
Co wybieracie?
Cokolwiek by to nie było, możecie okazać się “zajączkiem” i gestem docenienia postawić mi wirtualną kawę, dorzucić się do sałatki jarzynowej! Tutaj: buyCoffee.
Jutro nowy post – o tym, jak Grecy obchodzą Wielkanoc, a wierzcie mi – jest to sprawa znacznie bardziej rozbudowana, niż w Polsce i bardzo ciekawa!