Wszystko płynie – panta rhei, słyszeliście? Tylko ponoć jedno płynie z prądem, drugie pod prąd, ale wszystko się zmienia. I wie to każdy, ale nie każdy to akceptuje. Gdy wszystko płynie tak, jak chcemy (przepływ gotówki na przykład) to… niech płynie! Gorzej, gdy pojawia się fala i zabiera nam coś po drodze.
Oglądam obecnie najnowszy i niestety ostatni (panta rhei…) sezon mojego ukochanego ‘Outlandera’, w którym są rzeczy ostateczne; są opresje, z których bohaterowie nie wychodzą obronną ręką. Są straty nie do odzyskania, są rozstania bez nadziei na ponowne spotkanie, są złe rzeczy przytrafiające się dobrym ludziom i pożary, po których trzeba zaczynać wszystko od nowa.
Czasami jest tak, że tak bardzo przylgniemy do jakiejś myśli, sytuacji, stanu, że najmniejsze drgania wprawiają nas w dziką rozpacz. Nie umiemy odpuścić czegoś, co i tak nigdy nie było nasze. Nowy, bardziej stabilny – w naszym mniemaniu świat – dozwolił nam w pełni wszystko kontrolować i wierzyć w to, że mamy władzę nad większością rzeczy w naszym życiu.
Niełatwo to porzucić, bo i po co?
Może po to, żeby zacząć żyć w obfitości?
Jaki masz stosunek do pieniędzy? Czy są one dla Ciebie środkiem do celu, czy drogą samą w sobie? Łatwo je wydajesz na innych, na siebie, na rzeczy niezbędne czy przyjemności, wyświadczasz nimi dobro?
Wiecie, pochodzę ze śląskiego domu, w którym kobiety przekazywały sobie tę wiedzę: oszczędzaj!
W sensie wydawaj tylko na rzeczy niezbędne – z tym, że dla jednej były to rachunki i żywność, dla innej to plus fryzjer i trzy nowe pary butów co miesiąc.
Mój mąż z kolei, ma do pieniędzy podejście dość romantyczne; pieniądze są po to, by je wydawać! Pieniądze mają służyć człowiekowi, ale nie mają sensu same w sobie, zatem nie ma sensu się katować, odmawiając sobie zbyt wielu rzeczy.
I tak sobie dumam, idąc wiedźminowską myślą z sezonu trzeciego, że pieniądze wymagają dużo wiary – jak powiedziała Yennefer: uwierzyliśmy w określoną wartość pieniędzy, dlatego pieniądze mają nad nami władzę.
Tylko z powodu naszej własnej wiary w ich wartość.
No to mnie, ślązarę z kolejnego pokolenia, spotkało w ostatnim roku mnóstwo wydatków – któż się bowiem spodziewał, że będę musiała zacząć wydawać moje oszczędzane na emeryturę złocisze teraz, na fizjoterapię, lekarzy, badania, diagnostykę? I że na jednym miesiącu się nie skończy, ale potrwa zarówno kolejny rok (i nastawiam się na więcej) jak i pochłonie kilkanaście tysięcy złotych? No nikt. Ale tak się dzieje.
Oczywiście, parafrazując znany cytat z nagrobka : „I co się dziwisz? Też bym wolała teraz leżeć na plaży” (okej, zwiedzać szkockie zamki) mogłabym nad tym ubolewać. Ale tak się nie dzieje.
I chyba nie dzieje mi się źle z tego powodu, że ostatnie kilkanaście lat nauczyło mnie życia w obfitości.
Bo tak: pisałam Wam już, o „magii” dziesięciny? Jeśli jeszcze nie czytaliście to zapraszam, bo to wyjaśni Wam wiele.
Lata temu wyćwiczono mnie w oddawaniu 1/ 10 swoich zarobków szeroko pojętemu Bogu. I ja to robiłam bez szemrania. I o tym Wam napisałam. Taka dziesięcina ustawia serce człowieka we właściwym miejscu, bo wiecie jak się mówi między nami – chrześcijanami: ostatni nawraca się portfel.
Ja tak nie miałam. Usłyszałam, że mam dawać dziesięcinę, to dawałam. I czekałam na obfitość. I jej doświadczałam.
Gdy tylko obserwuję, że zanadto zaczynam przyzwyczajać się do gotówki, robię coś znienacka; znienacka daję kelnerce 100 zł napiwku, znienacka wspomagam różne wartościowe cele, znienacka kupuję komuś bilet, znienacka coś – tam, w sumie nie pamiętam, ale zawsze coś sobie wymyślam na szybko, decyduję się na jakąś obfitość, żeby ustawić swoje priorytety na nowo i ponownie się wyswobodzić spod jarzma wpojonych schematów myślowych, które jeszcze nikogo w naszej rodzinie nie uszczęśliwiły.
I już nie wiem, co jest skuteczniejsze w rozwoju duchowym – bo to też jest rozwój duchowy – czy wydatki z zewnątrz, te konieczne, poniekąd narzucone (jak te moje na terapię) czy te z wnętrza człowieka, te wynikłe z podjętej decyzji? Podejrzewam, że te drugie. Na pewno dają więcej radości i szybciej prowadzą do uwolnienia. Czy uwolnienie jest nam potrzebne? Skoro człowiek chce żyć w sposób spokojny, szczęśliwy i mieć w sobie pokój, musi być uwolniony od wszystkiego, dosłownie od wszystkiego – zatem tak, raczej jest potrzebne.
Wszystko płynie. Kawa, którą możecie mi postawić, również! Tak, to była nadprogowa autoreklama.
Ma czym zbudowane jest Twoje bezpieczeństwo?
Rozmawiałam ostatnio ze znajomą, która haruje, dosłownie haruje od świtu do nocy, jej mąż także. Nie narzekają na finanse, ale nie bardzo mają je gdzie wydawać i tak – i byliby w tym całkiem pogubieni gdyby nie błogosławieństwo kapitalizmu – kredyt. Kredyty ratują człowieka przed trwonieniem pieniędzy, słodkim bezrobociem, a czasem nawet przed rozwodem.
Zapytałam ją w trosce o jej zdrowie (nie dosypia) ile czasu zamierza jeszcze tak się poświęcać, czy ma jakiś plan na życie?
Tak ma; wybudować dom i zabezpieczać przyszłość dzieci…. Czyli czytaj: to się nigdy nie skończy. Nigdy.
Dopóki człowiek nie przystanie, nie zdobędzie się na refleksję, nie zrobi sobie szybkiego skanowania swojego życia w przyszłości, będzie zapieprzał jak chomik w kołowrotku. A życie wygląda następująco: poegzystujesz, pooszczędzasz i umrzesz. A nawet nie pożyjesz. I najgorsze jest to, że umrzesz z ręką trzymaną cały czas na pulsie, zadowalając się skrawkami życia, które miałeś, miałaś przeżyć w pełni.
Ostatni rok nauczył mnie wielu rzeczy o przemijaniu i godzeniu się z tym. Wszystko przemija prócz podatków.
No dobra: wszystko przemija, nawet choroba, smutek, depresja, zima, lato, hossa i bessa, i z tego co pamiętam, w Biblii są wspomniane tylko dwie rzeczy, które nigdy nie przemijają: miłość Boga do człowieka oraz radość, którą daje człowiekowi. I to jest – śmiem stwierdzić wiedziona doświadczeniem – wszystko, naprawdę wszystko, co człowiekowi jest potrzebne do życia tu i teraz, i do patrzenia w swoją przyszłość z nadzieją i jasnym, wolnym sercem.
ps. Jeśli podoba Ci się ten post, nie wahaj się zareagować na FB – każda reakcja , komentarz, zwiększają zasięgi danego posta. Dzięki!
Co sądzicie? Uwalniacie się od tego, co krępuje w Was pełnię? Czy pragniecie żyć w pełni? Porozmawiajmy.