Ktoś kiedyś powiedział: „Kochać i być kochanym – to tak , jakby z obu stron grzało nas słońce”. I ja tak właśnie mam. Kocham Absolut, a Absolut kocha mnie. Czy może być coś lepszego? Ważniejszego? Większego? Nie.
Pisząc ten post, siedzę przy biurku, przy małej lampce. Kot obok mnie. Uśmiecham się odkąd otworzyłam rano oczy. Gdybym ich nie otworzyła, to też byłoby wspaniale!
„Ta to ma sielankę….nie to co ja.” – może myślisz, czytając to.
Zaraz… wrócę do końcówki października 2017. Wtedy zdarzyło się coś, czego obawiałam się przez kilka lat – nie cały czas, ale ta natrętna myśl powracała do mnie od czasu do czasu; gdy cieszyłam się chwilami spędzonymi z moją przyjaciółką – drugą połową mojej duszy, jakiś głos z daleka podchodził całkiem blisko i szeptał: A co, jeśli pewnego dnia ona odejdzie na zawsze, a ty zostaniesz?
To i tak nie będzie na zawsze!! – odpowiadałam w środku i wśród śmiechu wracałam do wspólnej pizzy, wieczoru spędzonego razem na tarasie w cieple świec i poranków z pachnącą kawą.
– Wiesz – powiedziała pewnego razu ona. – Kiedy mówiłam Tacie, że już nie wiem jak mam się modlić, że przecież On i tak już wszystko o mnie wie i cokolwiek bym nie mówiła, będzie jakieś takie płaskie i że w ogóle nie wiem jak mam zacząć! On powiedział do mnie: Po prostu dziękuj, tylko to.
Otworzyłam oczy szerzej, by zachęcić ją do dalszych zwierzeń, a A. powiedziała:
– I zaczęłam. Powiedziałam: no to ja Panie Boże dziękuję Ci…. (a było mi tak cholernie ciężko!) za to. I …za to. I za tamto. I ….o! I za to! Ach no i za to! Zapomniałabym jeszcze o tym! Tato , jesteś wielkiiiii!!!!!!
I tak już została. Z sercem w górze, a i nierzadko z rękami.
I nagle nadszedł ten dzień, zupełnie niespodziewanie. W nocy odebrałam telefon i dowiedziałam się, że moja A. wymeldowała się do lepszego świata – tego, o którym marzyła. A ja zostałam.
Minutę później byłam na kolanach, ogłaszając zwycięstwo życia nad śmiercią. Po chwili już wiedziałam, że to nieodwołalne.
Wstałam, wyprostowałam się, uniosłam ręce i zaczęłam wielbić mojego Boga.
Bo Jego sprawiedliwość wykracza poza mój intelekt. Jego dobroci doświadczałam na każdym kroku. Jego miłość była ze mną też w ciemnej dolinie. Jego wielkość nadal była niepodważalna. Jego Syn umarł zamiast mnie i tym samym sprawił, że fakt, czy jutro się obudzę w swoim łóżku w Czechowicach, już nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Bo ON jest dobry!
Z dziękczynieniem wchodźcie w Jego bramy, z pieśnią pochwalną na Jego dziedzińce, wysławiajcie Go, błogosławcie Jego imię! Bo Pan jest dobry, Jego łaska trwa na wieki, a Jego wierność z pokolenia na pokolenie. (Psalm 100:4-5)
Czasami nie wiadomo, jak się modlić. Z czym można przyjść do Boga, który wszystko wie i wszystko ma? Gdy pewnego wieczoru zasypiałam z gonitwą myśli w głowie, bardzo chcąc skupić się na czasie z Bogiem, zrezygnowana zadałam Bogu to samo pytanie, co A. kilka lat wcześniej. Przez całe moje wnętrze przepłynęła jedna odpowiedź: Zacznij Mnie uwielbiać.
Uwielbienie ma moc
Bo robi coś, czego nie jest w stanie zrobić nic innego – przenosi skutecznie uwagę z mojego ja na Boga. Nasze ja to niebezpieczne zainteresowanie – gdy ta relacja jest niezdrowo zażyła, wynosimy siebie na piedestał. Istniejemy tylko my i nasze sprawy, nasze problemy. A przecież jest Bóg na Niebie! Dopiero w Nim możemy zobaczyć siebie w prawdziwym, właściwym świetle.
Dziękczynienie zmienia totalnie nastawienie twojego serca – wchodzi ono w Prawdę i to Prawda je „nastraja”. A nastawienie serca zmienia wszystko.
To w uwielbieniu jesteś w najwłaściwszym miejscu – w najprawdziwszej i najbardziej właściwej rzeczywistości.
Gdy wypowiadasz słowa, dajesz znać całemu (niewidzialnemu) światu duchowemu, co rządzi Twoim życiem. Kto jest twoim autorytetem, komu i czemu ufasz, w czym pokładasz nadzieję, co jest twoją siłą napędową. Stajesz właśnie po jasnej stronie mocy i to ogłaszasz!
Słuchałam kiedyś świadectwa byłego satanisty. Jako szczególnie poddany szatanowi, miał niezwykłą moc czynienia źle. Potrafił namieszać w życiu ludzi, sprowadzać nieszczęścia, ale jak mówi, tam, gdzie ludzie uwielbiali, już z daleka wyczuwał odgradzającą ich ścianę, od której on musiał się odbić. To był rewir chwały Bożej i on nie miał tam czego szukać. I nie miał wyjścia, musiał się wycofać.
Całe ciało człowieka odczuwa uwielbianie; mięśnie się odprężają, podobnie jak szczęka. Zaczynasz nagle głębiej oddychać, czujesz że masz serce jakby wyżej i po prostu zaczynasz lepiej się czuć.
Buduje się twoje zaufanie i jeszcze większa wdzięczność.
Miewasz czasem podczas modlitwy problem z koncentracją? Otóż podczas uwielbienia, problem znika. W pełni wyluzowany, wyluzowana koncentrujesz się naturalnie na obiekcie twojej wdzięczności.
Lubię robić rzeczy wywrotowe. Bóg też je lubi!! Uwielbiając, robisz rzecz absolutnie na opak; podczas gdy inni w problemach narzekają i złorzeczą, ja uwielbiam, dziękuję, wywyższam! Rzeczy się zmieniają, zmieniam się ja.
Uwielbienie zmienia perspektywę. Na jedyną słuszną. I sprowadza niesamowity pokój. Pokój, niczym wlewany na serce balsam, albo łagodny olejek.
Co uwielbienie zrobiło we mnie?
Dało mi to, co kocham najbardziej – wolność !! Bóg uwolnił mnie do dziękowania zawsze i wszędzie! Już nie dziękuję tylko za to, co mnie spotkało, co dostałam, ale też za to, co jest i co będzie. Nie żyję na pół oddechu w nieufnym oczekiwaniu na to, że może wydarzyć się coś złego i wtedy tak srogo się zawiodę na Bogu! I będę żałować, że byłam taka głupia i ufna, że Go uwielbiałam, choć nie było za co!
NIE!!
Bóg mnie prowadzi i cała droga z Nim przesycona jest dobrem.
Mogę się wyluzować i spokojnie odpoczywać w Jego ramionach. Bo On ma o mnie dobre myśli! (Jeremiasz 29:11)
Okoliczności życia nie są istotne. Buduj swojego wewnętrznego człowieka poprzez uwielbianie, bo w końcu nieważne w jakim świecie żyjesz! Ważne, jaki świat żyje w tobie!
Nie ma za co dziękować?
Jezus umarł zamiast mnie i zamiast Ciebie. I zmartwychwstał – i my też możemy!! TO JEST wystarczający powód, nawet gdybyśmy do końca naszych dni nie mieli żadnego innego!
I jak zwykle przepełnia mnie bezbrzeżna wdzięczność dla Przyczyny tego wszystkiego, Boga mojej radości.” (Regina Brett).
Jak uwielbiać? O tym niebawem.