Czego oczekujesz? Poznaj siebie.

Pewnego dnia, w pewnej gazecie przeczytałam wywiad z pewną  kobietą, która najwyraźniej gorzko żałowała tego, że lata wstecz wyciągnęła pomocną dłoń i otworzyła dom dla chłopca z któregoś z krajów na Bliskim Wschodzie. Kończąc opisywanie historii adopcji chłopca, powiedziała, że gdy dorósł ( w dobrobycie stworzonym przez nią) otworzył w innym mieście własny hotel, a gdy ona była akurat w tym mieście, nawet nie zaproponował jej tam noclegu!
Tu historia się pomału kończy, ale wisienkę zostawmy na koniec.
Wiecie co odpowiedział ten młodociany niewdzięcznik, gdy przybrana, rozżalona  matka wyrzuciła mu, że w tym kraju (czyli w Polsce) ludzie odwdzięczają się za okazane dobro? Odparł:
– W moim kraju ludzie robią coś dla innych dlatego, że chcą.

I co Ty na to?

Wiele osób zapytanych czy woli dawać czy dostawać prezenty, mówi, że woli dawać. A ja się zastanawiam, dlaczego.

Pamiętasz jeszcze mój tekst o egoizmie? Jeśli nie, nadrób koniecznie KLIK

Im bardziej pracuję nad sobą, tym bardziej interesują mnie moje własne motywacje, co do wszystkiego. Bo tak naprawdę, to tylko one mają znaczenie!
Więc jeśli słyszę, że ta a ta osoba robi to, tamto, tyle z siebie daje innym, zawsze pragnę poznać motywacje tego. A one bywają różne.

 

Daję, bo chcę?

 

Czasem dajemy, bo
– chcemy kogoś od siebie uzależnić.
– wysyłamy sygnał, że dziś ja tobie, a jutro ty mnie
– chcemy się sami przed sobą lub przed innymi dowartościować, lepiej poczuć lub usprawiedliwić. Z poczucia winy lub obowiązku tudzież chęci górowania nad kimś.
– manipulujemy innymi.

Mistrzami w dawaniu są rodzice. Ale nie wszyscy są na tyle „zdrowi” by  powstrzymać się z wypowiadaniem (zawsze w odpowiedniej chwili) tych legendarnych tekstów typu: To ja się zaharowuję, a ty masz to za nic?!
albo  Widzę, że wychowałam niewdzięcznika! Lub też Za wszystko co dla ciebie robię, okazałabyś choć trochę wdzięczności!

Można czuć się zbitym z pantałyku, bo przecież jako osoby kochane (przynajmniej tak twierdzą ci, co tyyyyle dla nas robią….) oczekujemy, że ktoś dla nas coś robi z czystej miłości, nie oczekując niczego w zamian!

 

Stop. To tak nie działa.

 

Samą mnie zdziwiło to, gdy pewnego dnia, wówczas bliska mi osoba w chwili gniewu, zawodu, rozczarowania naszą relacją wymieniła – i nie przyszło jej to z trudem – co ona dla mnie robiła przez te wszystkie lata, a czego ja nie robiłam dla niej i czego ona przez te wszystkie lata nawet nigdy nie wspomniała, ale widocznie siedziało to w niej na tyle zakorzenione, utwardzone, że w tamtym sądnym dniu wypłynęło jakby tuż spod powierzchni.
A ja głupia myślałam, że jestem lubiana, kochana za to (zapewnienia miłości były również) jaka jestem, a nie za to, co dla kogoś robię.

 

Z kolei dla mnie najbardziej frustrującą chwilą odbierającą radość dawania jest zabieganie obdarowanego o to, żeby jak najszybciej mi się zrewanżować… kiedy ja w ogóle tego nie oczekuję! Mnie cieszy samo dawanie, moment niespodzianki i to, że mogłam po prostu kogoś uszczęśliwić, uczynić jego dzień weselszym, prostszym. Nie zawsze tak było.

 

Znam pewną osobę, dla której  coś robiłam. Te rzeczy wymagały wkładu czasu, uwagi; czasem była to pomoc w tłumaczeniu tekstu, czasem upieczone muffiny, opieka nad domem. Czasem słyszałam „Dziękuję” ale nigdy nie doczekałam się choćby drobnego, symbolicznego gestu wdzięczności.
I dobrze! Bo w przeciwnym razie nie doszłabym do tego, jaką świnią jestem.

 

Do pewnego momentu skupiałam się na tym, czego nie dostaję w zamian od tej osoby i jaka ona przez to jest. Aż spotkał mnie efekt jabłka Newtona;  przebłysk świadomości, który postawił wszystko w nowym świetle! Wreszcie mogłam skonfrontować się z własnymi motywacjami
Spędziłam ze sobą czas i zadałam sobie pytanie:  Iwo, a czemu ty właściwie kochana, robisz to wszystko dla tej osoby?
No i doszłam do najgłębszego sedna swoich motywacji: Bo sprawia mi to radość! Bo lubię się dzielić, lubię gdy inni się cieszą i czują się ważni! – wymieniałam, tłumacząc to wszystko swemu wewnętrznemu głosowi.
– No to O CO CI CHODZI? – odparł on.

 

To był moment pewnego przełomu. Zrozumiałam zdziwienie, a nawet zawiedzenie adoptowanego chłopca z Bliskiego Wschodu. Wtedy, gdy usłyszał tę pretensję, która rosła w jego przybranej matce zapewne przez długi czas przed jej wypowiedzeniem, on mógł pomyśleć: Czego ona konkretnie oczekiwała, gdy postanowiła się mną zaopiekować? Czy może oczekiwała czegoś, o czym jeszcze nie wspomniała?

Konkluzja jest prosta: 

Jeśli w związku z dawaniem, ofiarowywaniem czujesz się zawiedziony, zawiedziona, to znaczy, że masz niewłaściwe motywacje.

Sorry. Ale im szybciej się o tym dowiesz, tym szybciej się temu przypatrzysz, a im szybciej się temu przypatrzysz, tym lepiej. Dotyczy to oczywiście osób, które tak jak ja pragną zmieniać na lepsze – siebie przede wszystkim.  
Potrzebujesz motywacji „z góry”? Oto ona, którą przypominam sobie za każdym razem, gdy przerabiam temat dawania:

A jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, na jakąż wdzięczność zasługujecie? Wszak i grzesznicy miłują tych, którzy ich miłują.
Jeśli bowiem dobrze czynicie tym, którzy wam dobrze czynią, na jaką wdzięczność zasługujecie? Wszak i grzesznicy to samo czynią.
A jeśli pożyczacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, na jaką wdzięczność zasługujecie? I grzesznicy pożyczają grzesznikom, aby to samo odebrać z powrotem. (Łk, 6, 32-34)

Jezus poruszył nawet temat pieniędzy! Parafrazując: Pożyczaj tak, żebyś nie był rozczarowany, że ktoś ci nie oddał! – wiesz, że odkąd to stosuję w praktyce, mam niesamowity pokój w sercu! Nie oczekuję wzajemności.  I nie muszę. Bóg zapewnia mi wszystko, czego potrzebuję. On jest Dawcą, który ma wszystkiego pod dostatkiem. Z Nim .. . daję ciastko i mam ciastko. To jakoś wspaniale działa; nigdy nie czuję braku, gdy dzielę się, oddaję coś z miłości do kogoś, a chcę, żeby miłość ostatecznie determinowała wszystkie moje działania.

 

 

Odbieranie 

 

Pracować nad swoimi motywacjami do dzielenia się bardzo warto, bo to będzie decydować jak będziemy przyjmować dary od Boga. Ba! Będzie decydować nawet to, jak zrozumiemy kwestię łaski! No bo; jesteś zbawiony, zbawiona z łaski czy z uczynkowości wobec Boga?

 

 

Dawaj albo nie!

 

Mam obecnie niezwykle prosty sposób na równie proste i jakże satysfakcjonujące życie: Chcę, to daję, ofiarowuję, dzielę się. Nie chcę, to nie daję, nie ofiarowuję, nie dzielę się.
Mam też zerowy problem z braniem – wychodzę z założenia, że każdy, kto coś dla mnie robi, coś mi daje – robi to dlatego, że tego chce i ja nie chcę pozbawiać go tej przyjemności.
Będzie miał ze mną problem tylko ten, kto ma egocentryczne motywy.

Dawanie, ofiarowywanie jest …. darem. Taki, który poszerza granice wolności! A do osobistej wolności warto dążyć!

Dawanie ma za to nieco inne oblicze w… związku miłosnym! I o tym całkiem niebawem!

Jestem ciekawa Waszych opinii lub osobistych doświadczeń w tym temacie; dawania? Bezinteresowności dawania? Motywów w dawaniu.