Jak być najlepszym blogerem na świecie. Blogowanie od kuchni.

Gdy w mojej głowie narodził się pomysł prowadzenia blogu, od razu stwierdziłam, że to będzie nie tylko moje hobby, ale i sposób zarabiania na życie! W końcu pisanie to coś, co kocham robić i jeszcze całkiem nieźle mi to wychodzi!

Tylko nie bardzo potrafiłam to sobie wyobrazić, bo niby jak mam zarabiać? Ja, pogubiona w świecie dzisiejszej technologii, nie miałam pojęcia, w jaki niby sposób ktoś ma przeczytać coś, co ja nastukałam, a moje konto bankowe ma się zasilić? A kwoty, które podają blogerzy „Zarabiający” budzą we mnie podejrzenie o handel własnymi organami.

Korzystając jednak z tej samej technologii, spędziłam godziny, by sobie te puzzle poskładać w jedną całość. I tak dowiedziałam się, że mogę zarabiać na blogu na kilka sposobów:

za pomocą programów partnerskich, za pomocą płatnego banera/reklamy na moim blogu, prowadząc blog o określonej tematyce … ale bez kilku rzeczy, ponoć nie mam na to najmniejszych szans. Oto te rzeczy:

Zakładka „współpraca”

Ponoć każdy, poważnie myślący o swojej karierze na blogu, bloger ma takie coś. Przejrzałam kilka blogów- faktycznie! Blogerzy wymyślają takie cuda-wianki, żem w szoku. Ktoś pisze: Dla ciebie tj. dla potencjalnego klienta mogę polecieć balonem dookoła świata lub Możesz mnie wysłać do dowolnego hotelu w dowolnym miejscu na ziem, albo Skoczę dla ciebie na bungee lub zanurkuję na rafie koralowej.

Przy całej mojej wyobraźni i copywriterskim wyczuciu, nie mam pojęcia, kto chciałby opłacić mi na przykład wycieczkę za 25 tysięcy zł, jeśli nie współpracuję z biurem podróży? Zostawmy to na razie.

Określona tematyka

Dziwnie się składa, że jeśli chcesz zarabiać na blogu, to najlepiej prowadzić blog o tym Jak zarabiać na blogu. Chwytliwe są też blogi o finansach i oszczędzaniu. Gdy w głowie analizowałam te szalone pomysły, ślęcząc w którymś momencie nad rysunkiem świnki-skarbonki, próbując ułożyć oryginalny biznesplan dla domu, uzmysłowiłam sobie, że na tej działce leżę; nie wymyślę nic mądrzejszego, czego nie wymyślili już inni blogerzy. Tu trzeba by było wejść w konszacht z diabłem, czyli firmami oferującymi kredyty…. od których trzymam się z daleka. Odpada. Jestem zmuszona pisać o rzeczach kompletnie nie dochodowych.

Regularne pisanie

To dla mnie pikuś! Mogę pisać właściwie codziennie! ….. i znów nie o to chodzi. Kto ma czas, by czytać mnie codziennie? Wśród przykazań dobrego blogera, jest pisanie regularne, co określa się: dwa razy na tydzień. Nie rzadziej. Ale chyba i nie częściej?

Pisanie po angielsku

Czytając kolejne rady, natrafiłam również na taką. Ponieważ prowadzę również blog z książką zaczęłam zastanawiać się , jak by to niby miało wyglądać? Doszłam bardzo szybko do wniosku, że jest to bezsensowne, jako że książka odnosi się bardzo, ale to bardzo do polskich realiów i nawet, jeśli ktoś zrozumiałby gramatykę i składnię, nie zrozumiałby kontekstu.

Co się zaś tyczy tego właśnie blogu, pisanie po angielsku również nie ma większego sensu (jeszcze mnie kuszą wywiady….) bo tu znów nie tylko o poprawna gramatykę i czytelność chodzi, ale o kontekst kulturowy. To, co opisuję jest charakterystyczne tylko dla Polaków, dla cudzoziemców (zwłaszcza z krajów pozaeuropejskich) już nie. Pytam się więc: komu na chwałę?

Narzekanie. 

Tu wielu blogerów prześciga się z pomysłami, opisując RZECZYWISTOŚĆ. A ja wiem, jak ona wygląda i nie chcę się w tym babrać. Chcę ją zmieniać.

Atrakcyjna szata graficzna blogu

To jest efekt prób i błędów. O tym, że bez pomocy, a właściwie całkowitego zaangażowania męża, musiałabym pozostać przy pisaniu pamiętników do szuflady, szkoda nawet wspominać.

Problem ze mną jako blogerką, jest taki, że nie po drodze mi z aktualnymi trendami. Bo i wygląd blogów podlega trendom. Teraz modne są pastele, wąsy, grochy, cupkejki – i mnie się to wszystko ogromnie podoba! Gdy wchodzę na tak estetyczny blog, oczu nacieszyć nie mogę! Ale potem wchodzę na kolejny…. niemal identyczny. I kolejny. I kolejny. I kolejny….. w końcu otwieram swój i myślę: o, tu w końcu coś innego!
Kto mnie zna, ten wie, że nie podążam za modą, za masą … No i znów minus na moją niekorzyść.

Pozycjonowanie, SEO

Nie lubię sytuacji, gdy termin z życia seksualnego, ma również zastosowanie w informatyce. Tak dzieje się w przypadku blogu. O tym, że tylko najlepsza pozycja zapewnia sukces, wie każdy. Tutaj liczy się ta na górze; musisz być na topie wyszukiwarki Google, by ktoś znalazł Twój blog. I racja: sama, gdy szukałam różnych blogów, ograniczałam się tylko do pierwszej strony wyszukiwarki. Może to błąd, ale jestem tak samo rozwydrzona jak każdy inny poszukiwacz; nie chce się nam, człowiekom, spędzać na danej czynności choćby 20 sekund więcej niż to konieczne.
No to tu odpadam; nikt z mojej rodziny nie zna się na SEO, kolega informatyk też się nie zna, więc tonę gdzieś w czeluściach Internetu.Ostatnio znalazłam się na miejscu 20.
Tylko przeznaczenie pozwoli Ci mnie znaleźć!

I bądź tu mądry!

Nie myśl, że do wniosków, które zaraz opiszę, doszłam tak od razu, na samym początku!
Na samym początku, to ja naprawdę uwierzyłam, że robię przez blogowanie coś tak świetnego, że ktoś mi za to zechce zapłacić!
Znalazłam się nawet w miejscu, gdzie miałam już pomysł na kolejnego posta, ale zatrzymałam się na myśli: Dwa posty dzień po dniu? Nieeee. To musi być re-gu-lar-nie.
Potem przyszło opamiętanie: Zaraz, to jest MÓJ blog, niczym mój pamiętnik. To ja ustalam na nim reguły i będę sobie publikować co mi się podoba i kiedy mi się podoba. I nie będę się dopasowywać do całego świata, który ma mój blog, w głębokim poważaniu.

Wtedy to zaczęłam publikować posty, nie zważając na „regularność”. I świetnie mi z tym!

Realia blogosfery

Zanim zaczęłam prowadzić blog, sądziłam że trzeba napisać coś naprawdę mądrego, wielkiego, oryginalnego, by ktoś chciał to czytać. Potem weszłam do polskiej blogosfery i okazało się, że nie trzeba pisać ani mądrze, ani oryginalnie, ani ku pokrzepieniu serc, by tysiące chciały cię czytać. Nawet nie trzeba pisać prawdy.

Przykładem jest tysiące tysięcy blogów kosmetyczno-modowych. Znów mam pecha, bo nie jestem tym typem kobiety, która interesuje się na bieżąco nowościami kosmetycznymi, a modą nawet nie na bieżąco i nawet nie od czasu do czasu. A wcale. Wiem, że teraz jest era „drwala” i są modne mustache (wąsy) i „koktajlowe sukienki” cokolwiek to oznacza, ale szkoda mi czasu na tego typu blogi. I sama takich nie mam zamiaru prowadzić, bo znów znalazłabym się w oceanie innych, podobnych blogów.

Błądząc po blogosferze, zdobyłam kilka cennych informacji:

Kultura kom za kom, obs za obs; dziękuję, postoję. Nie mam ciśnienia, by zdobywać sztucznych obserwatorów mojego blogu, którzy wystawią sztuczny komentarz, w zamian za mój- równie sztuczny – komentarz. I po co? Natrafiam na masę postów z dopiskiem “obs za obs”, “kom za kom” – czemu to ma służyć? Ktoś ma udawać, że mój blog jest fajny, żebym ja udawała, że jego blog jest fajny?
Jeśli czyjś blog wydaje mi się cenny, wchodzę na niego bo chcę i piszę, co czuję w danym temacie. Sądzę, że można to nazwać prawdziwością. Zależy mi tylko na niej, nawet, jeśli to w jakiś sposób…niedzisiejsze. Istnieje takie coś jak Newsletter; w tym objawia się prawdziwa miłość odbiorców Twojego blogu.

– oryginalność jak płaszcze za komuny – tak jest z blogami o modzie. Ponieważ jestem osobą ciekawą świata, weszłam na kilka takich sądząc, że młode kobiety naprawdę korzystają z dobrodziejstwa obecnych czasów: indywidualizmu, oryginalności. Niestety, nic z tych rzeczy. Modne jest kalkowanie…. tysiące tysięcy blogerek w tych samych pozach i ciuchach zwanych „stylizacją”.

– recenzje kosmetyków – kiedyś mówiono „To prawda! Mówili w telewizji!”. Dziś można się już tylko na takie hasło uśmiechnąć :-)

Moja nadzieja oraz plan zarabiania na blogu, nie pisząc o finansach, nieruchomościach oraz sposobach zarabiania na blogu, poszedł się paść. Programy partnerskie mają sens, jeśli są z wysoko opłacanych branży, jak te wymienione przeze mnie przed chwilą. w przeciwnym razie, wygląda to tak, że jeśli nawiązujesz kontakt z daną firmą, powiedzmy wydawnictwem, to ktoś musi wejść na Twój blog, znaleźć link wydawnictwa, kliknąć na niego, KUPIĆ książkę i ty z tego masz dosłownie kilka procent, najczęściej 5. Oczywiście, lepsze to niż nic, ale zważywszy na fakt, że wypłatę masz po przekroczeniu kwoty 200 zł, możesz do tego momentu w ogóle zapomnieć, że z jakimś wydawnictwem współpracujesz :-D
Poza tym… żebractwo nie jest dla mnie.

Jeden z blogerów, Krzysztof Lis napisał w jednym wywiadzie m.in. tak: Po pracy i blogowaniu zostaje jeszcze trochę czasu na przyjemności, hobby i spędzanie czasu z rodziną”.

Każdy ma inny cel w blogowaniu. Dla mnie, jest to właśnie przyjemność, hobby. Nie chciałabym, abym kiedykolwiek obudziła się i pomyślała: Muszę napisać posta!
Blogowanie jest dla mnie jak nieograniczony czasem urlop, jak płynięcie sobie na tratwie gdzieśśśś; przyjemność sama w sobie. To miejsce, w którym nie ma musu i konieczności. Jedno takie miejsce, zaraz po stanie umysłu, gdzie człowiek może być wolny. Może się bawić słowami, językiem, obrazem, tworzyć, poprawiać…. Co w końcu zrozumiałam :-)
Ja chcę wywierać pozytywny wpływ na ludzi. Chcę pisać o czymś wartościowym, o tym, na co tak naprawdę składa się nasz świat i całe nasze życie. Za czym ludzie w głębi duszy tęsknią.
Nie zależy mi na tym, by się sprzedawać. Chcę się za to rozdawać; dwoić i troić….. pozytywy, radość, którą mam zupełnie za darmo, by i inni zobaczyli, że najbardziej wartościowe rzeczy w życiu człowieka, są za darmo.

Natomiast….. jeśli znajdzie się osoba, która powie: Chcę ci opłacić pobyt w Grenlandii/Phuket/Szetlandach/Chinach/Wyspie Księcia Edwarda/angielskiej wsi..BO TAK – chętnie skorzystam !
Jest też rzecz, którą chętnie bym testowała i zapamiętale o niej pisała. To Dlaczego warto kupić droższe buty! Nie, nie szpilki (grrr..) ale ukochane kowbojki, glany, quasi-glany,trekkingowe itp. Czemu ta szalona myśl, zaraz po podróżach? Z potrzeby…nie tyle serca, co nogi. Każda “superowa” para butów, którą kupuje, wytrzymuje najwyżej kilka miesięcy. Mam dość kupowania w sieciówkach, a te, które notorycznie mi się rozlatują są z CCC właśnie, albo Deichmana. Chętnie testowałabym obuwie, ot co! :D
(
to była marna, ale autentyczna autoreklama w ramach nieistniejącej zakładki >Współpraca< :-D)

Najlepsi blogerzy na świecie

Zanim posądzi się mnie o kolokwializm potocznie zwany przesadyzmem, przypominam, że na moim blogu, piszę co tylko mi się podoba!
Cenię w blogerach mądrość, prawdziwość i indywidualizm, a że prawdziwość jest taka unikalna, tym bardziej jest w cenie. Tej niewycenionej.
Dla mnie tacy blogerzy są właśnie najlepszymi; prawdziwi, czasem nieociosani, ale z pędem do dzielenia się ze światem czymś wartościowym, o czym nie piszą miliony, ale miliony tego potrzebują.

Co sądzicie o blogowaniu jako hobby i formie zarobku? Jakie blogi najchętniej czytacie, jakie wg Was mają sens?