Gumy Donald, disco polo, Coca-Cola, magnetofon kasetowy plus ołówek, godziny spędzone na klatce schodowej. Lalka Barbie, koniki Pony, kolorowe frotki, getry i pachnące kartki z notesu.
Jeśli jesteś z rocznika 1990 minus, pewnie uśmiechasz się na to wspomnienie.
To, że do miłych wspomnień chętnie wracamy, to jasne. Czy chcielibyśmy, aby świat nigdy się nie zmienił, abyśmy na zawsze pozostali w balonowo-neonowych latach 90. wraz ze wszystkimi bohaterami „Beverly Hills 90210” i „Przyjaciół”?
O to zapytałam Tomasza, rocznik 1983, którego wspomnienia być może…. możesz podzielić :-)
Jak spędzałeś dzień powszedni w tych cudownych latach 90.?
Wczesne lata 90. wspominam, chyba jak każdy, całkiem sympatycznie. W tamtym czasie mieszkaliśmy w bloku na malowniczym, pełnym zieleni osiedlu. I to właśnie na tym osiedlu wraz z bratem i kolegami spędzaliśmy większość wolnego czasu, wolnego od szkoły oczywiście bo to w sumie był nasz jedyny obowiązek, a fakt, że mieszkaliśmy wraz z rodzicami w jednym pokoju o wielkości 24 metrów kwadratowych sprzyjał życiu osiedlowemu. Pamiętam, że nigdy nie narzekaliśmy na nudę. Brak odrębnego pokoju rekompensowaliśmy sobie przesiadywaniem na klatce schodowej snując wielogodzinne rozmowy.
O czym?
O wszystkim; o przyszłości o ówczesnych trendach o muzyce, którą zdobywaliśmy w przeróżny sposób, oczywiście na kasetach. Ale to wieczorami bo w ciągu dnia było trzeba znaleźć sobie zajęcie na świeżym powietrzu. Pomysłów nie brakowało, kreatywne umysły dzieciaków, czy już troszkę później nastolatków wykonywały całkiem niezłą robotę. Mieliśmy ulubiona ławkę przed blokiem na której to powstawały te najciekawsze. Zbieraliśmy się tam omawiając jak tam nam minął dzień, a po wysłuchanych relacjach zaczynaliśmy kombinować jak tu miło spędzić czas.
Co robiliście na osiedlu, poza przesiadywaniem na ławce?
Biegaliśmy bawiąc się w chowanego, graliśmy w rzucanie nożem w prowizoryczną tarczę wyrysowaną na ziemi, jeździliśmy na rowerach i na deskorolkach… o tak deskorolki to było coś. Pochłonięci subkulturą kalifornijskiego hard-coru, wyedukowani przez magazyn “Ślizg” marzyliśmy o własnych deskorolkach. Oczywiście na nowe nie było pieniędzy więc było trzeba coś wykombinować samemu za niewielkie, przyoszczędzone zaskórniaki. Tak oto zdobyliśmy pierwsze używane deskorolki, niesamowicie ciężkie, szerokie, podrapane i z jednym tailem ale własne i to było najważniejsze. Po wykonanych remontach naszych skarbów, czyli oliwieniu, przemalowaniu, naklejeniu papierów ściernych pełni dumy i zapało przemierzaliśmy uliczki naszego osiedla. Gdy minęło lato i nastała mroźna i śnieżna zima nadchodził czas na zimowe spędzanie czasu, a więc budowanie igloo, jeżdżenie na sankach i włóczęgi po mieście ale bywały też całkiem ciekawe pomysły jak na przykład budowa skiboba ze starego składaka i nart, lecz niestety z powodu braku tych drugich pomysł został w fazie projektowej. Fajne w tych czasach było to, że większość czasu spędzało się z kolegami, znajomymi, poza domem, ciekawie spędzając czas i tworząc społeczności realne, a nie jak dziś zazwyczaj wirtualne.
Byłeś dzieckiem, wszystko było proste….
No nie do końca! Mieliśmy swoje problemy! Czasem dochodziło do bójek na osiedlu, pomiędzy blokami. Panowało prawo „ząb za ząb”; jeśli przeciwnik zaatakował kogoś z naszych, reszta przychodziła na ratunek ze zdwojoną siłą. Często kończyło się to urazami.
A co na to rodzice? Sąsiedzi?
Choć rodzice dawali nam dużą swobodę, rzadko dowiadywali się o przyczynie siniaków czy zadrapań. To wszystko było w wielkiej konspiracji przed nimi. Niektórzy sąsiedzi, zwłaszcza sąsiadki, mieli manię trzymania porządku na osiedlu; gdy tylko zobaczyli, że dzieje się coś, co ten porządek zakłóca, skarżyli naszym rodzicom. Wiedzieliśmy, kogo unikać w tych personalnych konfliktach.
Co było waszym przedmiotem pożądania w tamtych czasach?
Levisy, wspomniane deskorolki, a w naszym przypadku – wyjazd do Kalifornii. A jak w Kalifornii jest, wiedzieliśmy. Ze „Ślizgu”.
Jak sądzisz, jak wasi rodzice odbierali lata 90.? To wszystko wydaje się takie kolorowe…. mieli w ogóle jakieś problemy?
Na pewno. Na przykład z budową domu; były problemy gospodarcze i kredytowe. A gdy już zaczęliśmy budowę (którą zakończyliśmy dopiero po 11 latach!) nie było hipermarketów budowlanych. Moja mama stała godzinami w kolejce, by kupić kolejne materiały budowlane.
Dziś, niejeden by powiedział, że mieliście luksusową sytuację; tylko jedna, pracująca osoba, dwójka dzieci, budowa domu, opłaty za mieszkanie w bloku…
Nie było lekko, ale dało się. Mieliśmy mniejsze potrzeby, nie wydawało się tyle pieniędzy, co w dzisiejszych czasach. Czasem było lepiej, czasem gorzej. Potrafiliśmy żyć w każdych warunkach.
Gdzie spędzaliście wakacje? Ja pamiętam, że jeden z kolegów spędził jedne wakacje z rodzicami w Hiszpanii; dla nas brzmiało to jak dziś dla wielu Seszele, albo Hawaje. Coś nieosiągalnego. Podobnie było z wycieczką do Legolandu.
Najczęściej w górach, albo nad morzem. Nie miałem znajomych, którzy byliby w tamtym czasie na egzotycznych wakacjach.
Jak zarobiłeś pierwsze pieniądze?
Nie pamiętam! Ale od 16. roku życia pracowałem przez całe wakacje; malowałem ściany na budowach, budowałem płoty, pracowałem w betoniarni, roznosiłem gazety w zamian za darmowe seanse w kinie.
Czy sądzisz, że ludzie lat 90. mieli lepsze relacje?
Chyba tak. Częściej się spotykali ze sobą, więcej rozmawiali. Kontakt był utrudniony, bo nie było przecież komórek, Internetu, a nierzadko i telefonu stacjonarnego. Gdy ludzie się już ze sobą spotkali, chcieli wszystko omówić, pozałatwiać różne sprawy.
Masz kontakt ze swoimi znajomymi z tamtego okresu?
Tak. Mam ich w „znajomych” na Facebooku :-) A tak na serio; nie są to tak silne relacje, jak były, ale gdy się spotkamy, zawsze jest o czym pogadać. Mam wrażenie, że te znajomości są w pewien sposób długowieczne.
Myślisz, że młodzież lat 90.była „lepsza” niż obecna?
Nie. Była dokładnie taka sama. Po prostu żyła w innych realiach. Nie była ani lepiej, ani gorzej wychowana, jeśli o to chodzi. Znałem w tamtych czasach ludzi, którzy wychowywali się sami. Dziś też tacy są.
Chciałbyś powrotu tamtych czasów?
Nie. Te czasy były fajne, ciekawe, ale minęły. Jestem nastawiony na to, co jest teraz i na przyszłość. Trzeba korzystać z możliwości, które dają nam dzisiejsze czasy. Można to zrobić w mądry sposób. Nawet, gdybyśmy się cofnęli jakimś cudem do tamtych czasów, i tak znaleźliby się ludzie, którzy nie wykorzystaliby danego im czasu i możliwości.
Dzięki!
„Dawnych wspomnień czar. Wdzięk stylowych par, Muślin sukien jak mgła l najnowszy ten walc “François“. Gdyby jeszcze raz. Wrócił piękny czas,Gdyby zbudził w sercach złych ludzi. Czar modnego walca “François“
Tak Mieczysław Fogg śpiewał W latach 30. o tych poprzednich latach, które się tak obecnie gloryfikuje.
Jeśli lubisz wracać do przeszłości, koniecznie zastanów się, co jest nie tak z teraźniejszością. A najpierw obejrzyj film Woody’ego Allena pt.”O północy w Paryżu”; główny bohater na własne życzenie odbywa sentymentalną podróż w czasie. Jego marzenie spełnia się; poznaje wybitnych ludzi tamtego okresu (np. Rembranta, Salvadora Dali, Hemingwaya) i żyje życiem ludzi tamtych lat. Gdy, przepojony upragnioną rzeczywistością, dzieli się swoimi wrażeniami ze spotkaną dziewczyną, Adrianą, ona mówi: „Lata 20.?! Nieeee, tu nie ma niczego ciekawego! Belle Époque to było coś!” Nagle główny bohater uświadamia sobie irracjonalność swojej gloryfikacji lat 20.
Sama zmieniłabym wiele rzeczy, tylko nie wiem, jak te „stare” odnalazłyby się w dzisiejszych realiach? Wierze, że wszystko jest tworzone na potrzebę chwili. Panta rhei.
Lubimy idealizować przeszłość tylko z jednej przyczyny: jest już zamknięta, więc bezpieczna. Miała swoje skutki, które nas zadowalają. Na przykład: pewnie nie raz słyszałaś/eś opowieści mamy czy taty jak to brawurowo zimą jechali na sankach ciągnięci przez samochód i że O MAŁO…
Są dziś rodziny, które mają inne wspomnienia; na przykład dla ich dziecka taka zabawa skończyła się tragicznie- zatem ilekroć oni czy koledzy wspominają jazdę na sankach za samochodem, przychodzi im na myśl to przykre zdarzenie. Dla nich tamta przeszłość nie jawi się beztrosko, jak Tobie. Dlatego, że przyniosła inne skutki.
Niech przeszłość: zła czy dobra, nie drąży Cię od środka. Wspominaj, ale nie zatracaj się i nie żałuj. Tego już nie ma. Po prostu nie istnieje. To nie jest inna rzeczywistość, jak często przedstawia się to na filmach. To były wydarzenia (bo pamiętamy konkretne wydarzenia, nie daty), które żyją tylko i wyłącznie dzięki wspomnieniom. Te zaś, są tylko mglistym westchnieniem pamięci :-) Ciebie tam nie ma!
Znalazłam kiedyś takie słowa : „Nie patrz w przeszłość. Tam już byłeś i wszystko widziałeś. Idź naprzód, tam będzie ciekawiej”. Potwierdzam, że na co dzień, z takim podejściem jest ciekawie!
Lubicie czasem wracać do przeszłości? Jak odległej? ;-)