Jak w ciągu jednego wieczoru być w kilku miejscach jednocześnie? Po prostu iść na seans „Sprzymierzonych”! To Brad Pitt i Marion Cotillard będą nas przenosić w różne zakątki świata roku 1942; do Afryki Północnej, Francji, Anglii – wszystko to ze swastyką w tle. I o te Niemcy rozegra się cała sprawa. Ale zanim to nastąpi…
Rok 1942 rozkocha w sobie ludzi lubiących klimat nieśpiesznych a „starych dobrych czasów”; domowych potańcówek i wystawnych bankietów, gramofonów, pięknych strojów, przepychu i prostoty. Związków na całe życie.
Max i Marianne są dwójką niezależnych szpiegów. Spotykają się w jednym miejscu, by wykonać wspólnie bardzo niebezpieczną misję. Udają małżeństwo, ale z czasem wcale już udawać nie muszą. Po wykonanej misji, wiodą wspaniałe życie w Londynie. Gdy zdarza się to:
Przeglądając repertuar kinowy uznałam intuicyjnie, że to doskonały film na odprężający, sobotni wieczór. I nie myliłam się. „Sprzymierzeni” to nie takie kino akcji, gdzie krew leje się non stop, strzelaniny na każdym rogu, a ładunki wybuchowe pod każdym pojazdem. Można nawet powiedzieć, że tło II Wojny Światowej wykonało większość roboty. Cały dramat rozgrywa się między dwójką naszych bohaterów – bo co, jeśli ona naprawdę jest śmiertelnym wrogiem?
Zanim prawda wyjdzie na jaw, masz szansę zachwycić się klimatem minionej epoki, jej kolorami i strojami. W końcu cała rzecz zaczyna się w Casablance…