Zamknij oczy i myśl o Anglii – bo jest o czym.

Kiedy miałam około 10 lat, po raz pierwszy zobaczyłam ją w kolorowym magazynie – była jej poświęcona tylko jedna strona, ale to wystarczyło, żebym się zakochała. Moje zakochanie trwało przez ostatnie 24 lata i zdeterminowało kilka decyzji w moim życiu. Moim obiektem westchnień była Anglia. A zaraz potem również Irlandia. Jak najszybciej chciałam tam pojechać, ale stało się to możliwe dopiero w tym roku. Kilka dni temu. Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na Anglię „na wariata” bo miałam szansę rozprawić się z wieloma stereotypami dotyczącymi landu Królowej, oraz zderzyć się oko w oko z wieloma opiniami.

 

Gorące laski i grubasy

 

Pomysł, że Anglicy są zimni można włożyć między bajki. Gdy mijaliśmy kolejną osobę (dziecko, nastolatka, matkę w sile wieku) w szortach, w butach bez skarpetek  lub podkoszulku na ramiączkach, przy średniej temperaturze + 8 stopni C, mój facet w końcu stwierdził; Ja się chyba starzeję – raz po raz dopinając kurtkę i naciągając coraz niżej rękawy.
Po kilku dniach pobytu stwierdzam: Nie, Anglicy ani trochę nie są zimni! Wręcz przeciwnie!

Anglicy też nie są zimni w przenośni – poznałam ich jako tak serdecznych, pomocnych, zadowolonych z życia i w ogóle easy-going jak to tylko możliwe z nieśmiertelnymi  „Thank you” i „I’m sorry”  na ustach, używanych w każdej sytuacji, gdy doszło do interakcji z przestrzenią osobistą zupełnie obcego człowieka.

Nasłuchałam się, jakie to Angielki nie są brzydkie i grube – a że spędzaliśmy średnio 10 godzin dziennie chodząc i podróżując, mogłam się napatrzeć do woli na te…..no właśnie…. Zupełnie przeciętne kobiety! Ani chude, ani grube, ani kserokopie Naomi Campbell ani dzieła doktora Frankensteina.

 

Fifty shades of pound

 

Zanim wyjechaliśmy, mój ślubny przyniósł z pracy nowinkę, którą natychmiast potraktowałam jak legendę miejską w stylu Czarna Wołga- bo jak potraktować newsa, że Anglicy nie mają zaufania do banknotów 50- funtowych? Cóż, najbliższa sposobność zweryfikowała sprawę i sprawiła, że za trzecim razem przepraszałam, płacąc 50-tką.

 

Magiczne słowo must use.

 

W Polsce kiedyś uczono dzieci (nie wiem jak teraz) że są trzy magiczne słowa otwierające każde drzwi. Jest to : Dziękuję, przepraszam, proszę.
O ile na polskich ulicach, w urzędach i sklepach notorycznie spotykam ludzi, o których można rzec, że nauka poszła w las, Anglicy rodzicielską lekcję zapamiętali doskonale i nie wahają się używać owych zwrotów z naciskiem na please.  My jesteśmy przyzwyczajeni, że mówimy po prostu „Możesz powtórzyć?” ,”Może Pan otworzyć drzwi?” – w angielskiej wersji do każdego z takich zdań należy dodać please. To make a pleasant day :- )

 

Dog’s life

 

Z pewnością słyszeliście określenie „pieskie życie”. Po polsku nie ma ono pozytywnego wydźwięku, bo oto jawi się nam zmarniała buda z przykrótkim łańcuchem i wyliniały kundelek. Ale brytyjski pies ma iście pieskie to jest królewskie życie! Bo to, co ujęło mnie- miłośniczkę zwierząt,  w Brytyjczykach najbardziej i miałam okazję to wreszcie zobaczyć na własne oczy, to fakt, że kochają zwierzęta. Jest nawet taki kawał:

Angielka przedstawia swoją rodzinę: „To ja, mój mąż i nasze dwa koty”.
„A dzieci?” – pyta nieznajomy.
„Mieliśmy – odparła Angielka – ale musieliśmy się ich pozbyć. Koty miały na nie alergię”.

Rankiem na ulicach i parkach roi się od czworonogów. Ze swoimi dwunogami :- ) Podczas gdy dwunogi są często bez skarpetek, czworonogi mają odpowiednie do pogody wdzianko.
Przed sklepami, urzędami zupełnie  naturalną sprawą jest miska z wodą dla pupila, a w kościele, o który zahaczyliśmy, prócz zwykłej kwesty (charity) było też takie coś:
Można? Można.

20161119_151545 20161119_154640

Fish ‘n’ Chips ‘n’ cała reszta

 

Kolejnym mitem, który muszę obalić jest kuchnia angielska. I znowu się nasłuchałam, że jedzenie niedobre, sztuczne, bez smaku….. jakby w Polsce można było kupić chleb prosto od piekarza, bez żadnych dodatków, a ogórki z wiejskiej szklarni, na porannej rosie hodowane.
Ale do czego zmierzam: angielskiego jedzenia już trochę popróbowałam w ….Afryce Południowej. Tak, brytyjska kolonizacja wyszła im tylko na dobre :- )

English Breakfast

20161120_110542

Fish and Chips
Fish and Chips

Byłam ciekawa jak smakuje Fish ‘n’ chips w Anglii – już mówię: tak samo pysznie jak w RPA :- ) Z ciekawości nie odmówiłam sobie też English Breakfast i co mogę stwierdzić – że Anglicy wiedzieli co robią, serwując sobie taki zastrzyk energii na cały dzień. Może nie eco i nie fit, ale za to bardzo pożywne. Porcje bardzo słuszne. I to za jedyne  4-5 funtów.

Oczy mi się zaświeciły już na sam widok ciast – i nie pożałowałam! Wszystko, co zjadłam: Ciasto marchewkowe (Carrot Pie) ciasto cytrynowe (Lemon Pie) ciasto czekoladowe (Chocolate Cake) ulubiony deser Harry’ego Pottera czyli  Treacle Tart, słodkie i bardzo treściwe bułeczki z dużą ilością rodzynek (Scones/Buns) było przepyszne.

 

 

Kraj  pro-choice

 

 

W Polsce stale walczę z bitą śmietaną na wierzchu kawy, ciepłą/zimną szarlotką, z dodatkami do jedzenia, albo ich brakiem bo w kawiarni decydują za mnie – a w Anglii pytano mnie o wszystko – Treacle Tart okej, ale z gałką lodów czy bez? Kawa ze bitą śmietaną czy bez? Z syropem czy bez? Gdy zapytałam Czy to ciasto jest z czekoladą – kobieta wyciągnęła listę ze składnikami, pytając czy jestem na coś uczulona.

Gdy byliśmy w zamku (w którym jest muzeum) najbardziej podobała mi się tabliczka Touch me (Dotknij mnie) – w przeciwieństwie do polskiego i oschłego „Nie dotykać” Anglicy  dają człowiekowi duże pole możliwości ;- )
Odniosłam kojące wrażenie, że Anglicy nie uważają swoich obywateli za idiotów. Ani za złodziei. Nie dziwi nikogo taka półeczka na stacji kolejowej:
20161119_122155

Ceny czyli wyskakuj z funtów

 

Na Anglię przygotowywałam się jak na Sylwestra w Emiratach – wiedziałam, że to nie Albania. Miałam plan, że no…bez szaleństw. Tymczasem najbardziej rozpaczliwym obrazkiem była próba upchnięcia w plecaku czterech ołówków z flagą brytyjską. Nakupowałam tyle rzeczy (mając tylko zwykły plecak) że te ostateczne ołówki zakupione na lotnisku nie mieściły się ani w plecaku mojego faceta, ani moim. Głównie książki, filiżanki, kartki. Bo jak tu nie kupić cudnych kartek za jednego, jedynego funta po 10 sztuk pakowanych?! Albo książki w pachnącej starocią bo z 1920 roku,  okładce?! Doszło do tego, że zostawiłam 2 bluzki przywiezione z Polski, w koszu na śmieci. W końcu bluzki kupię gdziekolwiek, a książki Marty Webb nie.
Ale co mogę stwierdzić: ceny nie są tragiczne!! I ja teraz nie wiem: czy tam jest tak tanio, czy u nas tak drogo?
No bo tak: (1 funt = ok. 5 zł)
kawa: 1,20 funta
solidny obiad: 4-5 funtów
ciastko do kawy: 2-4 funty
bułki typu scones (  szt.) : 60 pensów
piwo Guiness: 1,20 (puszka)
Wejście do zamku: 8 funtów/os.

Najdroższe były moim zdaniem przejazdy, np. z lotniska Stansted do Colchester (50 min.jazdy autobusem) 16 funtów/os., za to z Colchester nad morze (38 min.jazdy pociągiem) 11 funtów/2 osoby/tam i z powrotem. gdyby kto chciał taksówką na/z lotniska do Colchester – 50 funtów.

Resztę….załatwisz w Poundlandzie :- )

 

Nie wyślesz kuzynowi swojej szwagierki kartki na święta?!

 

 

Zbliżam się do ciekawego momentu. Otóż kocham kartki okolicznościowe; uwielbiam je robić , kupować, dostawać  i wysyłać. Ponieważ miałam ich niedosyt, wymyśliłam kartki z okazji nowej pory roku. Mój pomysł jak się okazuje, w Anglii jest mało oryginalny, gdyż kartki wręcz zalewają sklepy, a nawet tworzą! Kartki są na  absolutnie każdą okazję, są personalne (np. Merry Christmas dla mojego syna i synowej/ mojej siostry i jej chłopaka/mojego brata i jego narzeczonej/ wspaniałej kuzynki i jej słodkich dzieci i uroczego kanarka itd.)I są piękne.  Zresztą zobaczcie sami:

english cards

20161120_124722 20161120_124842

20161120_124914

Cudowne charity i Poundlandy

 

 

Prawdziwą gratką są dla mnie sklepy typu charity (działalność charytatywna, dobroczynność) gdzie można znaleźć prawdziwe cuda i zrobić przy okazji coś dobrego. Jeśli mówię cuda to naprawdę mam je na myśli. Cokolwiek teraz nie przyjdzie Ci na myśl- znajdziesz to w charity. I to za grosze!
Za 1 funta kupiłam płytę Nat’a Kinga Cole’a, powieść  Mary Webb z 1920 roku, 10 pięknych kartek bożonarodzeniowych z kopertami, dostojną filiżankę i kubeczek z okazji koronacji Królowej Elżbiety II. Następnym razem wybieram się z pełnowymiarową walizką!

Kolejnym fenomenem są dla mnie Poundlandy czyli sklepy „Wszystko po 1 funta” – nie są to badziewne drobiazgi  z naszych sklepów „Wszystko po 2 złote”  ale w wielu przypadkach naprawdę fajne, przydatne i działające  rzeczy! :

 

Ulice Pokątne

 

Kojarzycie miejskie krajobrazy z Harry’ego Pottera? Sklep ze słodyczami, ulicę Pokątną….? Przechadzając się po ulicach Colchester, byłam pewna jednego:  na pewno nie wydali majątku na scenografię do filmu – wystarczyło po prostu wejść w pierwszą lepszą uliczkę i kręcić ;- )
Miasteczka są maksymalnie romantyczne- głównie dzięki detalom: kołatkom zamiast dzwonków (albo małych, dyskretnych dzwonków) drewnianych drzwi pomalowanych to na czerwono, to na niebiesko lub zielono, budynkom z kamienia lub cegły – nawet  tych budowanych całkiem niedawno !:

A przede wszystkim: wszechobecnej historii, z której każdy mieszkaniec królewskiego landu zdaje się być dumny 24h. Po dżentelmeńsku, oczywiście :- )

 

Refleksje

 

Anglia to kraj, w którym wszystko jest na odwrót – a mimo to wszystko działa. Jest tu miejsce dla każdego z każdą jego fanaberią  i ze wszystkimi innościami.  Jest to kraj, w którym daje się człowiekowi wybór zawsze i wszędzie,  jakby ufając jego manierom, intelektowi i być może poczuciu dumy narodowej.
Kraj, w którym zamiast wszechobecnego terroru mentalnego nadal wygrywają trzy słowa;  Thank you, please, I’m sorry.

 

Wiem, że wielu z Was mieszka w Anglii, a jeszcze inni byli na wyprzedażach, wakacjach, u rodziny – jestem ciekawa Waszych odczuć, wrażeń – nie wahajcie się podzielić w komentarzu :- )
Ja…. zamykam oczy i myślę o Anglii. Do następnego!