Tadaaam, powracam z cyklem „Film tygodnia” – o ile ktoś za tym tęsknił – dla mnie będzie to po latach (jeśli Internetu nie zamkną) przypomnienie, bo do niektórych filmów wracam. Do tego raczej nie powrócę. Zaraz wyjaśnię, dlaczego.
Rzadko obecnie sięgam po horrory – mój ulubiony gatunek z lat dziecięcych. Wtedy co prawda królowały w moim rankingu takie produkcje jak „Dom”, „Powrót żywych trupów” czy „W mroku pod schodami” – nie oszukujmy się, horrory były jakie były , a ja w czasie wakacyjnej nudy postanowiłam obejrzeć wszystkie horrory, jakie mogłam wypożyczyć w lokalnej wypożyczalni video.
Dziś horrory mnie nie straszą. Ale jest taki jeden, który mnie najpierw mocno zastanowił, potem wciągnął na maxa, tak, że nie mogłam doczekać się rozwiązania tej historii. Przed Wami:
„Sierota” (2009) – być może najbardziej trwożący film, jaki widzieliście. Dlaczego? Bo wszystko jest inaczej, niż sobie wyobrazicie. A gdy wraz z Kate; adopcyjną matką 9-letniej Esther, odkryjecie pewnego dnia prawdę, zwariujecie czekając na zakończenie! Film nabierze jeszcze większego tempa!Do filmu nie powrócę, bo znam ten zaskakujący pomysł który jest sednem filmu. Scenarzystom gratuluje wyobraźni; że domek, że rodzina, że dziecko…okej, to wszystko już było. Ale oni posunęli się o krok dalej.Krok, którego się nie spodziewacie.
Nie czytajcie streszczeń, po prostu zaufajcie mi i włączcie film.