Czy jesteś osobą, dla której Dzień Matki jest trudnym świętem? To znaczy takim, że masz problem zdobyć się na prawdziwe, ciepłe słowa i następnie wypowiedzieć je patrząc w oczy… własnej matce?
Jeśli tak, a Ty w dodatku masz ochotę dokończyć „…ale właściwie nie wiem, dlaczego tak jest” – pozwól, że pomogę Ci zrozumieć problem.
Dla mojej matki jestem najważniejsza na świecie – mogę jej powiedzieć, co tylko chcę, gdy mi coś w niesmak. Mogę nie odbierać od niej telefonu przez miesiąc, skrytykować jej fryzurę, powiedzieć, że prezent mi się nie podoba, a ciasto , które zrobiła jest za suche, za słodkie, zbyt niezdrowe. Mogę to wszystko, bo ona i tak mnie kocha, silną, małpią miłością.
To nie słowa autorki żadnej książki, tylko moje. Dzisiaj jestem już na zupełnie innym etapie mojej relacji z matką i potrafię w końcu nazwać i zrozumieć to, co nie gra od 34 lat.
Zawsze mówię, że trafiłam się niewłaściwej matce :- )
Wychowywała mnie sama, od zawsze. Taka była jej decyzja. 35 lat temu postanowiła, że chce mieć dziecko, więc tak się stało. Odtąd byłam jej i tylko jej, bo tak naprawdę byłyśmy same na świecie, tylko we dwie.
Pamiętacie piosenkę „A ja kocham moją mamę, co ma włosy jak atrament, złote oczy jak mój miś i płakała rano dziś” – odkąd pamiętam, te ostatnie słowa zawsze wydawały mi się takie…. koszmarne. Ale bardzo pasowały do naszego życia. Bo moja mama była jak ta mama z piosenki: zgadza się, że miała włosy jak atrament i zgadza się, że nie była szczęśliwa. I ja chciałam to zmienić. Bo byłyśmy tylko we dwie, same we wszechświecie i tylko ja – bo kto inny – mogłam wywołać uśmiech na twarzy mojej mamy, mogłam ją uszczęśliwić! Tak wierzyłam. Gdy moja mama była zadowolona i ja byłam spokojna. Gdy chodziła podenerwowana, smutna, zawiedziona – przeżywałam swoje małe piekło; nie mogłam nic przełknąć ze smutku, a zabawa nie sprawiała mi żadnej radości. Wszystko kierowałam do środka, a z czasem nauczyłam się obserwować i oceniać nastrój.
Matka, która nie pije
W moim poprzednim poście na temat toksycznej rodziny wspominałam, że przez lata żyłam w przeświadczeniu, iż rodzina, w której się wychowuję jest zdrowa i kochająca. Z jednego tylko powodu: stale słyszałam : Ciesz się, że matka nie pije.
No to się cieszyłam.
Wypieranie ma wielką moc. Susan Forward, autorka książki „Toksyczni rodzice” nazywa ją fikcyjną rzeczywistością w celu zmniejszenia czy też zanegowania jakiegoś bolesnego przeżycia. Na wypieraniu można spędzić wiele, wiele lat. Dopóki ten gotujący się pod przykrywką kocioł, pewnego dnia nie wybuchnie.
Pisałam o wyparciu. Otóż nie dotyczył on tylko mnie. Moja mama również stosowała metody wypierania wszystkich możliwych problemów (począwszy od poważnego stanu mojego zdrowia, za co płacę do dziś, po kwestię wieloletniego znęcania psychicznego ze strony jej nowego męża) jednym zdaniem: Nie jest przecież tak źle! / Przesadzasz!
Zaprzeczałam więc słuszności swoich odczuć i wrażeń.
Matka – samo zło.
Całkowity zwrot akcji nastąpił gdy miałam 18-20 lat. Można zamknąć to w jednym słowie: wściekłość.
Całymi dniami wyliczałam w myślach matce wszystkie jej błędy, przewinienia wobec mnie – za każdym razem podsycając swoją złość. Już nie udawałam, że żyję w kochającym domu, ale jeszcze nie nazwałam wszystkich rzeczy po imieniu. Bo jeszcze wtedy ich do końca nie rozumiałam. Czułam jedynie: wściekłość. Nienawidziłam własnej matki i życzyłam jej śmierci.
Po latach potrafię to wszystko nazwać. Wtedy tylko pragnęłam, by matka zniknęła z mojego życia raz na zawsze. Ale czy sądzicie, że jest to tak zupełnie możliwe? Nawet po śmierci rodzica? Przyjrzyjmy się temu. Czyli toksycznej matce:
Matka, która uzależnia.
Wcale nie chcesz liczyć się z jej zdaniem, dobrze wiesz, że lepiej Ci w brązach, a nie czerwieni, jak sugeruje matka, ale wybierając nową bluzkę, kupujesz czerwoną. Dlaczego?
Ofiarą takiego uzależnienia była przez lata moja mama. Dochodziło do tego, że jej, 30-letniej kobiecie jej własna matka (czyli moja babcia) wybierała ciuchy do pracy. Tylko te, które wybrała babcia, były ładne. W innych…. No możesz wyjść jeśli chcesz, ALE …
Ja z kolei byłam uzależniona od humorów mojej mamy. Ona nieszczęśliwa – mój dzień spieprzony zupełnie.
Remedium: Jeśli masz podobnie, wiedz, że jeśli nie wyzwolisz się z tego, będziesz miał/a spieprzone dokładnie całe życie, dzień po dniu, żyjąc na pół oddechu. Będziesz wściekły/a na wszystkich wokół, nie wiedząc dlaczego. Największą konsekwencją tego stanu rzeczy jest brak radości i umiejętności cieszenia się życiem – a to chyba najwyższa cena z możliwych.
Matka, która obwinia.
„Gdybyś była bardziej miła, w domu nie byłoby kłótni” – słyszałam przez lata. Na próżno tłumaczyłam mojej mamie, że jej mąż to gbur, despota i wyrafinowany kłamca. Byłam dokładnie tak miła, jak warunki w domu na to pozwalały, ale nie chciałam być ciągle kozłem ofiarnym.
Dziecko matki, która obwinia, usłyszy dokładnie kto lub co jest winne jej złego samopoczucia lub napięcia w domu. Winny znajdzie się zawsze, tylko nigdy nie jest to ona. Kocham tryby warunkowe w gramatyce angielskiej, ale w życiu niestety wszystkie trzy mają tylko jeden synonim: wymówka.
Matka, która stale obwinia o coś dziecko, tak naprawdę ucieka od samej siebie i od zmierzenia się z własną niemocą i błędami.
Matka bierna.
W domu może rozgrywać się armagedon, a ona na wszystko machnie ręką, ewentualnie kwitując “dajcie wy mi wszyscy święty spokój”. Matka bierna przyzwala na każde zachowanie ze strony partnera czy dziecka, nie potrafi ustalać zasad, nie ma silnej osobowości. Chce mieć święty spokój, jakby mówiła “Jak to przemilczę, to jakoś to będzie”. Matka bierna jest silnie skoncentrowana na swoim własnym przetrwaniu, na utrzymaniu wizerunku rodziny w pozytywnym świetle, czyli na tworzeniu gry pozorów.
To matka bierna wywołała we mnie największą wściekłość.
Matka apodyktyczna.
Uważa, że skoro dziecko urodziła i wychowała, ma nieograniczone prawo do decydowania o wszystkich aspektach jego życia – nie odpuszcza wraz z wiekiem. Obiecuje, że ułoży Ci życie jak w Madrycie, tylko musisz jej słuchać.
Efekty: wszystko pójdzie dobrze do czasu, gdy nie zdecydujesz się na jakiś własny wybór. Szkoły, partnera. Matka kolegi uwiła mu wygodne gniazdko, w którym niczego mu nie brakowało, z jej przyjaźnią włącznie, do czasu gdy związał się z nieodpowiednią –wg matki – kobietą. Był płacz, histeria, nawet wzywane pogotowie (lekarz stwierdził nerwicę) . Apodyktyczna matka musi mieć poczucie kontroli. Dziecko jest najłatwiejszym celem.
Remedium: Dziecko , nawet wg Boga nie jest związane do końca życia posłuszeństwem wobec rodzica. Warto uświadomić sobie, że wychowywanie jest procesem, który ma nas – dzieci, przygotować do dojrzałego podejmowania własnych decyzji – nawet jeśli będą naznaczone wieloma błędami. Matka, nawet najbardziej troskliwa, nie przeżyje życia za nas.
Matka nadopiekuńcza.
Tak naprawdę nadopiekuńczość nie jest związana z miłością, tylko znowu z chęcią kontroli. Nadopiekuńcza matka „WIE” co jest dobre dla jej dziecka, a jego autonomię uznaje za zagrożenie dla swojej miłości. Ten typ matki nie pozwala dziecku dorosnąć. Idealnym przykładem są greccy mężczyźni, dobitnie opisani przez mojego przyjaciela, Polako-Greka, syna matki nie-nadopiekuńczej:
„Ci mężczyźni wychowani w silnym macho-patriarchacie i przez nadopiekuńcze matki nigdy nie dorosną, nigdy się nie zmienią. Nawet gdy się żenią i mają dzieci, nie pomagają swoim żonom w domu i przy dzieciach, bo za nich wszystko robiła matka. A ich biedne żony sądzą, że będą w stanie ich zmienić” – zatem mamy znów dwie patologie: nadopiekuńcze matki, które de facto unieszczęśliwiają kolejne kobiety – swoje synowe. Oraz synowe- żony, które sądzą, że zmienią niezmienialne. Są i dzieci, kolejne pokolenia wychowywane w ten sposób: córki na kobiety, których jedyną rolą jest służyć mężczyźnie i synowie – na mężów, którzy mają za zadanie tylko brać.
Ale dziecko nadopiekuńczej matki to nie tylko rozpasany synalek czy nieporadna córka. To także dziecko wytresowane przez ambicję owej matki; zadbane, wychuchane, z wypełnionym na poczet przyszłego sukcesu, grafikiem.
Zagrożenie: notoryczne wyrzuty sumienia ze strony dziecka. Bo prędzej czy później usłyszysz o kosztach, czyli dowiesz się, że całe to dbanie o Ciebie odbyło się kosztem jednej istoty na świecie- Twojej matki. I nigdy nie będziesz wystarczająco wdzięczny/a.
Dobrze jest: uświadomić sobie, że tego typu wyrzuty, nawet mające charakter delikatnej sugestii (niekoniecznie potoku łez) to forma manipulacji, za którą stoi własne niespełnienie i neurotyzm.
Matka nieszczęśliwa.
Żadna z matek, nie potrafi tak skutecznie przeciążyć poczuciem winy i szafować emocjami dziecka, jak ta nieszczęśliwa. Źle się wyraża o ojcu dziecka, wplątuje je w swoje osobiste rozgrywki, warunkuje swoje szczęście tym czy tamtym, podczas gdy prawda jest tylko jedna: Nieszczęśliwej matki nic i nikt nie uszczęśliwi. Po prostu nie ma takiej opcji. I co najważniejsze: nikt na świecie nie jest i nie będzie za to odpowiedzialny. Tylko ona sama.
Przez lata starałam się uszczęśliwić swoją mamę. Marzyłam o lepszym życiu dla niej, kiedy w końcu doszła do mnie pewna prawda: moja mama nie potrafi być szczęśliwa. Wybrała nieszczęście jako swój sposób na życie. Nie szuka dobrych rozwiązań, nie szuka zmian. Odkąd to sobie uświadomiłam, moje życie zmieniło się na lepsze.
W końcu… nie chcę być apodyktyczną córką, która powie dorosłej kobiecie, jak ma żyć :- ) Zaakceptowałam całkowicie jej życiową strategię, która polega na byciu wiecznie nieszczęśliwą.
Matka nieobecna.
Takich matek znam kilka i takie matki chyba obecnie występują najczęściej. Matka nieobecna spędza z dzieckiem dużo czasu. Fizycznie. W rzeczywistości nie ma jej dla niego. Zajmują ją rozmowy telefoniczne, praca na komputerze, sprzątanie, ćwiczenia. Wstydzi się przyznać sama przed sobą, że po prostu nie ma ochoty na spędzanie czasu tylko z dzieckiem, choćby przez 30 minut, ale tylko z nim, na rozmowie, czy wspólnej zabawie.
Miałam koleżankę matki nieobecnej. Z zewnątrz wszystko było okej! Z chwilą, gdy urodziło się dziecko, matka zrezygnowała z pracy i osiadła w domu….w którym było tyle do zrobienia, w którym gdzieś tam pałętało się dziecko; chciało jeść, to dostało, było mu chłodno – matka otulała. Po latach koleżanka nie czuje emocjonalnej więzi z matką, kompletnie żadnej i nie rozumiała dlaczego. Za to racjonalizowała: Przecież matka cały czas była ze mną w domu….
Gdy zasugerowałam, by przyjrzała się temu „ze mną” doznała olśnienia. Nie znienawidziła matki, ale już się nie obwinia o brak uczuciowego zaangażowania.
Matka przyjaciółka „od serca”.
Dla wielu córek taka matka to spełnienie marzeń. Tymczasem napisałam o niej, bo taką matkę znam. Nie, nie moja tym razem – moja nie chciała być nigdy moją przyjaciółką, co zaznaczała, ale chciała znać wszystkie moje sekrety. Matka –przyjaciółka chętnie się swoimi sekretami dzieli z córką. Nawet tymi, którymi nie powinna. Bardzo często dochodzi do utworzenia frontu: córka i matka przeciwko ojcu.
Matka – przyjaciółka zwierza się dziecku ze swoich problemów, które je zwyczajnie przerastają. Kupuje nastoletniemu dziecku piwo, śledzi jego intymne życie i rzadko krytykuje. Tak naprawdę nie wychowuje swojego dziecka, tylko sprawia, że w jego oczach ona jest kimś – tylko na chwilę i pozornie.
Efekty? Z czyim zdaniem liczysz się, przyprowadzając nowego faceta, jeśli nie ze zdaniem najlepszej przyjaciółki? ….
Taką matką – przyjaciółką była moja znajoma. Dzieliła się z nią swoimi rozterkami, przyprowadzała do domu kolejnych facetów i rozmawiała o nich z 13-letnią córką, jak z równolatką. Gdy jej 13-letnia córka rozpoczęła współżycie, wkrótce zmieniając partnerów jak rękawiczki, A. była dumna z córki, że ta się zabezpiecza.
Dopatrywałam się w tym problemów i nie trzeba było czekać zbyt długo; sąd, jedna rozprawa, kolejna, jeszcze następna, rozboje, narkotyki, libacje alkoholowe, próby samobójcze, anoreksja. I zero prawdziwych przyjaciół.
Matka, która ma tylko dzieci.
Sadzę, że nie od parady Jah przekazał pewną prawdę na temat małżeństwa, więzi łączącej żonę z mężem, jako najtrwalszej, najważniejszej. Zaraz po więzi z Nim, ale przed więzią z dziećmi. Nieprawdopodobne, prawda?
Ale na co dzień obserwuję nieszczęście dwóch stron; matek i ich dzieci, kiedy te pierwsze przyjęły postawę : Moim największym szczęściem w życiu są moje dzieci, mam tylko je, one liczą się najbardziej.
To jest toksyczne, ale warto, w tym kraju kultu Matki-Polki zburzyć ten pozornie kolorowy obrazek.
Matka, która na piedestale ma swoje dzieci, będzie matką nadopiekuńczą, apodyktyczną , kontrolującą, nadmiernie się poświęcającą, będzie złą żoną, w rezultacie będzie nieszczęśliwa, bo od początku tworzy sobie bożka w postaci dziecka, które ma być spełnieniem jej wszystkich życzeń, ambicji, oczekiwań, nadziei. Miłość? Tak, małpia.
Przedstawiłam Ci dzisiaj te nieco skalane obrazy matek- nie- tylko -Polek, żebyś przede wszystkim mogła wreszcie nazwać targający Tobą od lat problem lub – jeśli jesteś matką – go w miarę szybko rozpoznać i zacząć nad nim pracować. Bo nie ma sytuacji bez wyjścia – są beznadziejne, ale tylko od Ciebie zależy, czy poszukasz wyjścia. U źródła każdego z tych zachowań leży jakaś podwalina, która najpewniej ma podstawę w Twoim dzieciństwie.
Jeśli jesteś „poszkodowanym” dzieckiem toksycznej matki, nie taplaj się w nienawiści, odrazie, poczuciu beznadziei – wylądowałeś w danej rodzinie, której nie wszystko się udało, bo tworzyli ją ludzie ze swoimi nieuświadomionymi problemami. Wyjdź z niej, zacznij swoje własne, świadome, szczęśliwsze, wartościowsze życie :- ) Jak? Na pewno napiszę o tym niebawem, zachęcam Cię też do lektury książki Susan Forward „Toksyczni rodzice”. Powodzenia!